Ci, co najgłośniej i najchętniej mówią o różnorodności, w praktyce najostrzej ją zwalczają. źródło: Twitter/@hameed_shahir
Ci, co najgłośniej i najchętniej mówią o różnorodności, w praktyce najostrzej ją zwalczają. źródło: Twitter/@hameed_shahir

Wszyscy tak inni, a jednak tacy sami. O hipokryzji w otwarciu na różnorodność

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 61
Czy człowiek, którego zatłukli pałką różnorodności może nadal wierzyć w… różnorodność?

Paradoks walki o różnorodność

Jeden z najsmutniejszych paradoksów naszych czasów jest taki, że ci, co najgłośniej i najchętniej mówią o różnorodności, w praktyce najostrzej ją zwalczają. W ten sposób - dla własnej wygody i dobrego samopoczucia - kompromitują samą - skądinąd słuszną i piękną - ideę „otwartości na inność”. 

Polecamy:

Posłowie latają samolotami na nasz koszt. Zobacz, kto najczęściej

Dzień Niepodległości Ukrainy. W Warszawie niesamowita atmosfera i piękne przemowy

Ci z nas, którzy wychowują dorastające córeczki trafili już pewnie na ważną dla tego pokolenia książeczkę. A właściwie serię książek z serii „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek”. Projekt urodził się w 2016 z inicjatywy dwóch Włoszek Eleny Favilli i Franceski Cavallo, a pieniądze potrzebne do wydania pierwszego tomu zebrane zostały w modelu crowdfundingowym. W międzyczasie zrobił się z tego międzynarodowy fenomen. W 2021 powstała też polska edycja z opowieściami o stu polskich buntowniczkach, gdzie biogramy napisała Sylwia Chutnik. 

Książki te doskonale wpisują się w ducha naszych czasów. Poprzez krótkie sylwetki mniej i bardziej znanych kobiet pokazują żeńską perspektywę historii najnowszej. Przekaz jest zawsze bardzo pozytywny. Polega na inspirowaniu młodych dziewczynek do tego, by nie poddawać się przeciwnościom losu i dzielnie walczyć o swoje marzenia. Kluczową rolę odgrywa tu hasło „różnorodności". Tak bardzo ostatnio popularne i znajdujące szerokie wykorzystanie. W tym również komercyjne - tak, by korporacja X albo Y mogła sprzedać jeszcze więcej trampków albo subskrypcji swojego serwisu streamingowego. No, ale co zrobić - pod każdą piękną ideę zawsze podepną się rozmaici pieczeniarze. Tak było, jest i będzie. 

Prawdziwy problem tkwi jednak chyba gdzieś indziej. Myślałem o tym ostatnio czytając z moją córką najnowszą odsłonę serii „Buntowniczek..” - tym razem tę dotyczącą życiorysów czarnych kobiet (głównie z obu Ameryk). Każda z opowieści była budująca - a to o dziewczynie, co chciała być pilotką NASA i gdy już szykowała się na przełomową misję zdjęto ją z grafika powątpiewając, że (jako kobieta) podoła wyzwaniu. Ona się jednak nie poddała i w końcu dopięła swego. I tak dalej: o niebinarnych polityczkach, o lekarkach łamiących monopol białych mężczyzn na najwyższe stanowiska w branży. Etc.

Z każdym życiorysem coś zgrzytało mi tu jednak coraz bardziej. I nie chodzi o to, że te historie są „opowieściami na dobranoc”. Słuchamy przecież bajek i nie oburzamy się na wieść o tym, że babcia wyszła z brzucha wilka cała i zdrowa. Wiemy przecież, że to… tylko bajki. A w prawdziwym życiu to tak nie działa. Czemu więc wrażenie zgrzytania było coraz bardziej dojmujące? Czemu tak uwierało? Długo nie mogłem zrozumieć dlaczego.

Różnorodność tylko w teorii

Ale już chyba wiem, o co chodzi. Problem z „różnorodnością” nie polega na tym, że bajka swoje, a życie swoje. To by się dało jeszcze jakoś zaakceptować. Kłopot raczej w tym, że prawdziwym życiu jest dokładnie odwrotnie niż w tej bajce! A piękne hasło różnorodności zostało - przynajmniej w ostatnich latach - straszliwie podeptane i przemienione w pałkę do okładania politycznych przeciwników. Efekt jest więc taki, że ci, co najchętniej, najmocniej i najwyżej machają flagą różnorodności w praktyce najgorliwiej tę różnorodność tępią. Wprost nie potrafią jej znieść. A gdy jesteś inny niż oni, nie możesz być w ich drużynie, środowisku politycznym ani redakcji. Sam tego - niestety - w ostatnich latach kilkukrotnie doświadczyłem, gdy zostałem wydalony i wygumkowany z szeregu liberalnych mediów od TOK FM po Tygodnik Powszechny. Wielu innych może to niestety potwierdzić.

Z tej praktycznej konfrontacji „obrońców różnorodności” z żywa i prawdziwą różnorodnością wyłaniają się zawsze bardzo podobne wzorce reakcji. Takie - jak gdyby - skrypty stadnego postępowania. Bardzo w sumie przypominające atawistyczne mechanizmy obronne. Pierwszą reakcją jest zawsze udawanie, że nie wiemy, o co chodzi. No, może czasem coś się w naszym środowisku zdarzy, ale przecież to są „jednostkowe przypadki”. Gdy okazuje się, że to nie były jednak „jednostkowe przypadki” i że grupa ma faktycznie problem z „innością” jakiegoś odmieńca, wtedy zaczyna się faza agresywna. To znaczy gniew na „innego” przejawiający się w wyszukiwaniu ukrytych i niskich motywacji po jego stronie („patrzcie, szuka taniego poklasku”, „oho, wywyższa się pozując na dysydenta”). Kolejnym etapem jest otwarty szantaż - „jak nie będziesz taki, jak my, to się pożegnamy!”. Po czym przychodzi faktycznie odrzucenie. Skutkujący skancelowaniem ze strony dalszych kręgów tego samego środowiska. Głównie tych, co nie znają sprawy bliżej, ale wiedzą, że skoro nastąpiło wydalenie to widocznie wina leży po stronie… wydalonego. Więc można go na dowidzenia jeszcze kopnąć w zadek. W końcu zawsze nas trochę denerwował. Wydalenie i cancel ma też tę zaletę, że nie trzeba „innemu” już więcej odpowiadać i sobie nim zawracać głowy. Nikt już od środka nie drażni i można w spokoju oddać się wznoszeniu pochwalnych (choć niestety teoretycznych) psalmów na cześć „różnorodności”. 

Niestety. Tym, co najbardziej traci w całym tym procesie jest sama idea „różnorodności”. To całkiem jak z chrześcijaństwem, gdzie jeden kapłan gorszyciel może napsuć dużo więcej krwi niż wielu podobnych mu grzeszników spoza Kościoła. Ilekroć więc samozwańczy heroldzi różnorodności zawzięcie ją w praktyce zwalczają, wtedy zawsze kompromitują samą ideę. Sprawiają, że ludzie, którzy doświadczyli od nich niesprawiedliwości i odrzucenia przestają w nią wierzyć. Albo przynajmniej ich wiara zostaje poddana ciężkiej próbie.

Niestety nasi piewcy różnorodności nie bardzo się tym przejmują. I coraz bardziej ochoczo wymachują pałką różnorodności przeganiając każdego „innego” i „inaczej myślącego”. Przeświadczeni, że robią wszystko tak jak trzeba. I że to oni stoją po jasnej stronie mocy. 

I to chyba to tak zgrzyta, gdy ktoś próbuje nas przekonać do tego jak fajna jest idea różnorodności. Zwłaszcza, gdy nas wcześniej zatłukli pałką różnorodności. A my na złość im wszystkim… przeżyliśmy. 

Rafał Woś

Czytaj dalej:

Girzyński w Salon24.pl: Roszkowski podręcznikiem wyrządził trzy krzywdy. Pierwszą sobie

Rosjanie byli bez szans. Spektakularne nagranie z niszczycielskiej salwy Ukraińców

Polska waluta coraz słabsza, czas na euro? Ekonomistka nie ma wątpliwości, co robić

Zełenski nagle przerwał swoją przemowę. Rosjanie znów uderzyli

Polityk prawicy jedzie na Campus Trzaskowskiego. "Tym bardziej muszę się tam pojawić"

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka