Współcześni piraci nie porywają już statków i ludzi dla okupu. Idą z duchem czasu. Najpierw wykradają dane o załadunku, a następnie uderzają i biorą tylko to, co sobie wcześniej upatrzą.
Przypadek opisany w raporcie o bezpieczeństwie cybernetycznym, autorstwa ekspertów z firmy Verizon, burzy nasze dotychczasowe wyobrażenia o współczesnych piratach – morskich oczywiście – posiadających szybkie łodzie i dużą ilość broni, ale postępujących z reguły dość prymitywnie. Ich działalność dotychczas koncentrowała się na porywaniu statków wraz z załogami i negocjowaniu później wysokiego okupu za ich uwolnienie. Taka taktyka była niebezpieczna dla samych piratów. Podejmując negocjacje w sprawie zakupu ujawniali oni informacje, które czasem wystarczały do ich wytropienia i zrewanżowania się za popełnione czyny. Przyjęcie nowej taktyki było więc raczej kwestią czasu.
W opisanym przez ekspertów firmy Verizon przypadku doszło do piractwa dwojakiego rodzaju. Klasyczny rabunek na morzu był poprzedzony grabieżą w świecie wirtualnym. Verizon nie ujawnia żadnych szczegółów, które mogłyby naprowadzić na samo zdarzenie. Firma nie podała nawet przybliżonego okresu zdarzenia, czy akwenu, na którym do niego doszło. Ujawnia jedynie sekwencję zdarzeń.
Armator zwrócił się do firmy Verizon o prześledzenie przypadków piractwa na morzu innych niż dotychczasowe. Nie dochodziło w nich do porwania statku z załogą, a piraci dokonujący ataku sprawiali wrażenie, jakby ich akt nie był przypadkowy, lecz wiedzieli dokładnie jaki statek i ładunek jest ich celem. Na dodatek do tych ataków nie dochodziło na wodach przybrzeżnych lecz na otwartym morzu w dużej odległości od lądu. Po abordażu i sterroryzowaniu załogi piraci otwierali konkretne kontenery i oddalali się z cennym ładunkiem. Wszystko wskazywało więc na to, że znają oni dokładną trasę i harmonogram rejsu, a nawet znają zawartość każdego kontenera.
Odpowiedź na pytanie, skąd morscy bandyci wiedzą jaki statek zaatakować i co z niego ukraść, okazała się dość prosta. Specjaliści z Verizona ustalili, że piraci wcześniej włamali się do dostępnych w sieci danych armatora, a w szczególności do listów przewozowych przypisanych do konkretnych rejsów. To wystarczyło do uzyskania danych niezbędnych do dokonania aktu piractwa już w realnym świecie.
Jak podkreślają eksperci Verizona piraci morscy nie byli jednocześnie nadmiernie wyrafinowanymi piratami wirtualnymi i po swojej działalności zostawili szereg śladów, dzięki którym ich aktywność w sieci została szybko wykryta i zneutralizowana. Autorzy raportu podkreślają jednak, że w miarę upływu czasu ataki podwójnych piratów, także w sieci mogą być coraz lepiej zorganizowane i trudne do wytropienia. Armatorzy muszą się więc mieć na baczności nie tylko na prawdziwym morzu ale też na oceanach zer i jedynek.
AB
Inne tematy w dziale Technologie