Prawdzic Prawdzic
336
BLOG

Żydowska kochanka

Prawdzic Prawdzic Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Odcinek 14 – fałszywe pocieszenia
 
Niewyczerpany w swej szkolarskiej mądrości były lager-mistrz (Teodor), wytrzepywał jak z rękawa z przepastnych głębin swej pamięci coraz to nowe łacińskie sentencje.
- On ci już nic nie może zrobić - poklepywał Józefa po plecach,                 uspokajając jego mania prescutiva.- Czego on może chcieć od nas po tylu latach – zastanawiał się „Poleszuk” - czyżby szukał obozowego skarbu? - wyrwało się – ale zamilknął spiorunowany groźnym wzrokiem Teodora.
- Już dość o tym – warknął były kapo.
 
  Jan chyba ze starości zapomniał o przysiędze składanej na śmierć i życie, że na ten temat będzie trzymał język za zębami.                                                              
- To niemożliwe, żebyśmy tak szybko zapomnieli... – Wroński płakał, blady ze strachu - A jednak zapomnieliśmy! Kiedyś zdawało mi, że nigdy nie zapomnę tej nienawistnej gęby, a przecież teraz myli mi się z innymi pyskami na ulicy.         
 
„Dobre sobie – myślał Jan z przestrachem, podejrzliwie spoglądając po swych obozowych koleżkach – oto po latach, okazuje się, że ich najgorszy kat, który chciał ich wszystkich posłać do pieca, a którego to oni, rzekomo, posłali w zaświaty, żyje i krąży koło ich siedliska, snując Bóg wie, jakie plany. Okazuje się, że i w Oświęcimiu nie można było ufać nikomu. Powiedzieli, że go sprzątną, a tymczasem zdołali go gdzieś zadekować, jak Żyda... i pewnie wzięli za niego niezłe pieniądze. Sami chcieli od nas złota, a na pewno posłużyli się Hermanem, żeby się wywiedział, gdzie trzymamy nasze karaty. Tym rzezimieszkom przecież nie można ufać. Dla własnej korzyści udusiliby własną matkę”.                                                                                                   
 
   Ponure rozmyślania kresowego hreczkosieja przerwał fałszywy głos Teodora, pocieszając ich wszystkich a szczególnie zwracając się do roztrzęsionego Lubasa, żeby się nie przejmował, bo jak mówił Seneka: Nemo sine vitiis est! Nikt nie jest bez wad!
 
54) Wroński tak osłabł, że się ledwie trzymał na nogach i byłby upadł nabijając sobie guza, gdyby go w porę nie chwycili pod ramiona sadzając na podłodze.
-                    Ależ dokąd wujcio się będzie bał? - wtrącił się do rozmowy Tomasz, który nadszedł na tę scenę z drugiego piętra.                              
- Czterdzieści pięć lat po wojnie, a wuj trzęsie się na samo wspomnienie Niemców, jak osika.
- A trzęsę się... trzęsę... i ty byś się trząsł, gdybyś wiedział, jak twoi oprawcy trzęsą dzisiaj całym światem - zauważył ponuro były obozowy kalifaktor.                                                                    
– Spokojnie wujaszku. Tu nie przyjdą. Niech się wuj wyzbędzie tych obaw –
 
   Tomasz szczerze się litował nad starym człowiekiem.                                                                        
 – A właśnie że przyjdą. Przyjdą i to niebawem... Ale teraz zgnijemy w kacetach... bo już nie przyjdzie Armia Czerwona wyzwalać nas po raz drugi z Auschwitzu...- skomlał Józef.
 - Przestań wujku z tym Auschwitzem – prosił Tomasz - Żal mi wuja. Nie można się bać bez końca upiorów przeszłości. Wuj powiada, że Niemcy nie byli takimi potworami, żeby od tego popadać w fiksację, bo z gestapowcami można się dogadać...                                                           
Kto tak mówi? – poruszył się gwałtownie Józef.                          
- No, wuj Wiktor – wypaplał dobroduszny kandydat na żonkosia.                 
– Ten żydowski pedał?! – zawrzasnął Wroński na całe gardło, wyzywając biednego Wiktora od parchów i gudłajów, tak, że trzeba go było trzymać za ręce, żeby nie wstał i nie zbił biednego kaleki.
- Cicho! Nie kłóćcie się!- krzyknął pan Teodor mitygując zapalczywość kolegów – Graviora manent! Mamy gorsze sprawy!                         
- Mam znajomego, dobrego psychiatrę, który może wujowi pomóc - Tomasz starał się ułagodzić rozsierdzonego Józefa: - Wszyscy już dawno zapomnieli, tylko ty jeden wuju, całkiem niepotrzebnie roztrząsasz wspomnienia z Auschwitzu.
- On taki twój wuj, jak Roch Kowalski - dał się posłyszeć drwiący głos                   spoza uchylonych drzwi do pokoju, w którym Jonasz niczym w nowoczesnym piekle, wystawiał się na diabelskie promieniowanie. Ale nikt mu na to nie odpowiedział. Wszyscy milczeli, współczując że cierpi, że boli go skóra zaogniona liszajcem. Jego napastliwości nie był winien zły charakter, lecz keloid ciała naznaczonego stygmatem cierpienia. Psoriasis, rakowaty rumień, toczący go jak robak, powodował taki stan rozdrażnienia, że chory biedak nie wiedział, co mówi. Gdy przeklinał, milczano taktownie, pozwalając mu na różne wybryki.                                                                   
- Będę się bał do końca życia! - powtarzał bełkotliwie starszy pan podobny do Giedrojcia. Żal było patrzeć jak z przerażeniem w siwych oczach, drży ze strachu.                                                                
 
  55) Tomasz, myśląc, że pomoże, odezwał się zupełnie nie w porę:
- E, bo wujaszek lubi się bać i zrobił sobie z tego zawód...        
 ...wypalił to tak niespodzianie, że nie zdążył się ugryźć w język. Zrobiło mu się przykro, ale już było za późno, więc żeby jakoś zatuszować gafę, dodał prędko, że świat idzie do przodu i trzeba dotrzymać mu kroku. “Trzeba żywymi naprzód iść!” - dodał z niekłamanym zapałem, ale Józef nie zważał na słowa młodzika:                 
- Quis potest mortem metuens esse non miser?(Kto bojąc się śmierci może być szczęśliwy?) – wzdychał tonem usprawiedliwienia.                                                    
- Mówisz tak Tomaszku, bo przemawia przez ciebie ignoratio elenchi - nieznajomość rzeczy – Wiktor pospieszył Józefowi z pomocą - Gdybyś przesiedział choć jeden dzień w tym Annus Mundi - zaczął smarkaczowi tłumaczyć – w tej odbytnicy świata, jak nazywali Auschwitz gestapowcy, to byś zrozumiał lęki Józefa. Nie tylko lęki przeszłości, ale przede wszystkim przyszłości... Bo jeśli się to mogło wydarzyć w przeszłości, to jakież o wiele większe potworności czekają nas w przyszłości. Przecież nikt nie zakaże super-SS-manom przyszłości, budować super-Auschwitzu, żeby zlikwidować w nim nadwyżki populacji narodów słowiańskiej Europy i trzeciego świata.
     Wiktor tłumaczył mu, że Oświęcim, to była Anuus Mundi – w której                 zwieraczem byli esesowcy, a gównami więźniowie kacetu, tak jak teraz zwieraczem jest międzynarodowa burżuazja, a gównem cała reszta ludzkości. “Grucha” ma rację – spojrzał ze zrozumieniem na Józefa – że w przyszłości nie można się spodziewać pachnącej historii.
   Chcąc dać do zrozumienia co ma na myśli, pociągnął wymownie powietrze swym wydatnym nosem, jakby węszył smrody.                                                          
- Ale nie można się bać bez końca. - upierał się Tomasz – To jest niezdrowe i może zszarpać nerwy...                                                 
- Tomasz ma rację, mógłbyś, “Grucha”, chociaż spróbować opanować nerwy! – dodał Ostoja-Przeherski.
“Grucha”, bo również takim przezwiskiem nazywali Józefa, z powodu częstych lewatyw. Po łacinie “Klistera” – Tak też mówili o nim, uczenie.
 
Używali co chwilę różnych pseudonimów, bo w Auschwitzu, prawem niepisanego kodeksu, więźnia pracującego pod lufą karabinu, przy złocie, w trupach, w kostnicy... nikt nie miał prawa nazwać prawdziwym imieniem. Jego prawdziwe imię było wyłączone z normalnego obiegu. W kacecie człowiek był jakby umarły. W myśl starożytnej intuicji, że: Nomina sunt odiosa! Wymawianie imion przynosi nieszczęście!                                                                    
 
    To była obozowa magia - miała chronić przed utratą życia. Za pomocą przybierania dziesiątków różnych pseudonimów, chciano oszukać przeznaczenie, ukryć się przed śmiercią. Przyjmowano wiele przezwisk i przydomków, żeby nawet sama śmierć zgłupiała i nie mogąc się połapać w buchalterii, przestała szukać „klienta”, dając mu spokój.
Prawdzic
O mnie Prawdzic

odwołuję te głupstwa. które poprzednio tu napisałem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości