Odcinek 15 – Jak w „Biesach”, u Dostojewskiego
Na Dworcu centralnym wysiadła wściekła z wagonu. Już wiedziała, że nie zdąży na pociąg do Lublina i musi zanocować z Warszawie. Rozejrzała się bezradnie dokoła. Wobec wyrastających jak grzyby po deszczu nowych banków i reklam różnych koncernów, zdała sobie sprawę, że nagle w ciągu niedługiego czasu wyrósł wokół niej wielki mur kapitalizmu, z którym ona nie ma nic wspólnego i do którego nie ma przystępu.
Tak jest – myślała – Polska jest wolna i ja jestem wolna, tylko nie mam nic, prócz trotuaru, którym mogę się przepychać wśród parkujących na nim samochodów. Oto moja wolność! Oto owoce mojej zmarnowanej młodości! Młodość jest idealistyczna ale głupia! Trzeba zrozumieć jej brak doświadczenia i rozgrzeszyć z win popełnionych podczas budowy nowych ustrojów, których młodzież jest głównym źródłem napędu. To przez nią i dla niej, stare pokolenie przyłącza się do irredenty, żeby zapewnić swoim dzieciom lepsze warunki rozwoju.
Jednakże korzystają na tym tylko dzieci elity, bo tylko elity, pociągają za nici wydarzeń historii. Pociągają za sznurki prowadząc młodych robotników na barykady, pod policyjne kule. Młodzież akademicka w tym czasie przygotowuje się do objęcia nowej władzy i budowy nowego reżimu.
Tak było również w Polsce, po drugiej wojnie światowej. Najpierw komunistów poparli studenci z wielkich ośrodków miejskich. Kto ma Warszawę, ten ma władzę! Partia oparła się na wiejskich chłopcach i młodych robotnikach, którzy nie mając oporów, awansowali społecznie. Aby nie dać się im ubiec (chamom ze wsi) młodzież mieszczańska hurmem przemalowywała szyldy swych akademickich organizacji na czerwono. Chodziło o to, żeby obsadzić jak najwięcej stanowisk kierowniczych inteligentami, natomiast chamów usunąć z posad, na których zdążyli się usadowić.
To patriotyczna, inteligencka młodzież dała się przekonać, na Wrocławskim Kongresie Pokoju, do polityki komunistycznej Partii i jej postępowego rządu. A za nią, za młodzieżą dała się przekonać do socjalizmu większość Polaków, tzw. milcząca większość. Od czasu “Odwilży `56”, poprzez marzec 68, aż do “późnego Gierka”… ta "milcząca większość" pozwalała komunistom sobą rządzić w swoim imieniu, nad wiejskim i robotniczym chamem. Jednakże niech nikogo nie zmyli pozorna zgoda tych elitarnych Polaków na ustrój egalitarny, bowiem już wkrótce ludzka zachłanność i opętanie posiadaniem zaczęły się domagać restytucji prawa własności i powrotu do kapitalizmu.
Demokracje zachodnie, które zawsze wywoływały polskie powstania dla własnych korzyści, postanowiły i teraz poruszyć niebo i ziemię, żeby polskimi rękami dokonać zburzenia Berlińskiego Muru.
Za mało uczono w szkołach o programach Gromady Grudziąż, za mało o spółdzielczości prezydenta Wojciechowskiego, za dużo wykładano o Hotelu Lambert, za dużo o BBWR Rydza-Śmigłego. ZA dużo wylano atramentu, na poparcie tezy, że narodem polskim jest tylko naród inteligentów i mieszczan. To, że miejską biedotę można prędko zorganizować w tumult uliczny, żeby rozpędziła policję i rząd, nie świadczy jeszcze o patriotyzmie i wartości obywatelskiej tej ślepej masy, której i tak nic nie przyjdzie ze zmiany ustroju i z zaszczytnego miana Polaka.
Polakiem nadal nie będzie, bo ta godność jest zarezerwowana dla burżuja, ważnego działacza, urzędasa, kapitalisty i księdza. To są prawdziwi Polacy! Hołota, wpinająca w klapy podczas uroczystości narodowych biało-czerwone wstążeczki, jest tylko kibicem prawdziwych Polaków, bo obywatelem Polski i jej gospodarzem może być tylko ten, kto jest właścicielem, panem, kto ma pieniądze. Natomiast cała reszty jest tylko parobkiem i sublokatorem, na łasce i niełasce kamienicznika, właściciela, prawego dziedzica. Dziedzica starych szlacheckich rodów, którzy pozostawili jakieś prawa spadkowe, włości, pretensje, koneksje, domy i pieniądze.
Takie były jej pretensje-pytania, ale on nie odpowiedział; otrzepał fiuta z resztki spermy, wyniośle, schował do portek i odwrócił się na pięcie. Niczym ksiądz katecheta po oddaleniu bezbożnego penitenta - żadnych obietnic, żadnego pocieszenia.
Jeszcze raz się sprawdziło, to co mówiły dziewczyny w niepodległościowej konspiracji: „Nie dasz dupy, to będziesz wiecznie rozklejać ulotki, bo nie dadzą ci ważniejszych funkcji”.
Ale po prawdzie wolała już to, niż żeby ją wtajemniczali w jakieś ciemne, zbrodnicze sprawy, których się bała i nic nie chciała o nich wiedzieć. Słyszała, że koledzy tworzą jakieś tajemnicze „piątki”, na wzór terrorystycznych bojówek marszałka Piłsudskiego, które będą likwidować współpracowników ubecji. Chcieli nawet zdobywać fundusze na kobiety i piwo, w taki sposób, jak bojowcy PPS-u pod Bezdanami.
Była tego świadoma, że słano polskim dysydentom miliony dolarów (w kufrach dyplomatycznych), zakładano im konta w bankach na Zachodzie, byle tylko wywołać jakieś nowe antysowieckie powstanie. Tu wcale nie chodziło o założenie w Polsce wolnych związków zawodowych ani osłabienie ustroju socjalistycznego, chodziło przede wszystkim o osłabienie Związku Sowieckiego.
Używano haseł powrotu do Polski przedwojennej, do jej kultury, tradycji i etosu a tymczasem okazało się po zwycięstwie “Solidarności”, że ten etos, polska tradycja narodowa i pieśni patriotyczne zostały odesłane do lamusa, bowiem kosmopolici z kierownictwa “Solidarności” podali Polskę na tacy interesom Zachodniego kapitału, który już zadbał o to, by zamiast pieśni “Dalej bracia do bułata...” słuchano rock-and-rolla, a zamiast czytać Sienkiewicza, czytano Harry Potera.
Oczywiście skrytobójstwa musiałyby się odbywać fachowo, wzorowo zaplanowane, w ukryciu przed oczami tzw. opinii publicznej, która zresztą najbardziej ceniła sobie syty spokój i o niczym nie chciała wiedzieć. Esbecji również zależało, żeby walka z opozycją odbywała się skrycie.
Gdyby nawet skrytobójcy z konspiracji zdołali zgładzić jakiegoś esbeka, to by zatuszowano sprawę, żeby się zemścić po cichu. Te „piątki”, to była elita konspiracyjnej organizacji i gwarancja jej trwania i spójności. To był jej wywiad i kontrwywiad, i Kedyw zarazem.
Wybierano do nich ludzi ślepo oddanych kierownictwu, według kryteriów stosowanych w UB. „Piątki”, bardziej były wewnętrzną żandarmerią pilnującą karności zwykłych członków organizacji niż rzeczywistą walką z esbecją, bardziej zagrażały zwykłym członkom konspiracji, w wypadku gdyby ktoś chciał się wycofać, niż oficerom Służby Bezpieczeństwa.
Praktyka tworzenia takich wewnętrznych „służb porządkowych” była stosowana później, podczas organizacji papieskich pielgrzymek.
Od dawna było dla niej jasne, że w ten sposób postanowiono wynarodowić i przygotować Polaków do bycia społecznością międzynarodową i mieszkańcami globalnej wioski – do której będzie można przesiedlać niewygodny i ekspansywny żywioł arabski z Europy Zachodniej, stanowiący zagrożenie dla rdzennych Flamandów i Francuzów.
Przestano się odwoływać do wzorców osobowych właściwych tradycyjnemu patriotyzmowi, w czym niestety pomógł przykład papieża Polaka, o którym się mówiło, że siedząc w Rzymie i reprezentując “cały wolny i demokratyczny świat” zjednoczony wokół ideałów społeczności międzynarodowej, dał przykład rodakom, w jakim powinni iść kierunku.
W literaturze zaś masowo zaczęto drukować takich pisarzy jak Tyrmand (okrzykniętego w Przekroju, z powodu żydowskiego – a jakżeby inaczej - pochodzenia, geniuszem - chociaż mu nie można odmówic prawdziwego talentu). Ale „Panna S.” zrozumiała to dopiero po niewczasie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości