Odcinek 19 – prawdziwa filozofia współczesności
Jonasz nie bredził, gdy mówił, że byli więźniowie (tak nazywał rodziców) uplanowali intrygę polegającą na tym, że aby uzdrowić Tomasza od fatalnej miłości do Iwony, należy mu pozwolić ożenić się z nią i w ten sposób się jej pozbyć! Pozbyć się jej drażniącej odrębności, włączając ją do rodziny. Czyniąc własnością rodziny jej macicę. Doprowadzić do tego, żeby Tomasz ją posiadł jak SS-man Żydówkę! Jonasz rozumiał, że robią to dla potrzymania polskiego narodowego bytu zanurzonego w magmie pojęć, idei, mitów, logosu, historii, w legendach... po przegranych powstaniach, wojnach i Auschwitzu. Polskiego bytu zanurzonego w historii, jak góra lodowa w wodach Atlantyku, bowiem Auschwitz dla Żydów i Polaków jest tym, czym śmierć Chrystusa dla chrześcijaństwa. Polska dusza pływa jak korab po wodach potopu, któremu na imię historia Auschwitzu i będzie pływać jeszcze przez wiele pokoleń, aż zapomni łajdactwa, jak zapomniano zdrajców w szeregach powstańczych, heronów, folksdojczy i agentów carskiej Ochrany, agenturalnej „teczki” Piłsudskiego, a zostaną same brylanty Sowińskich, Orląt i Baczyńskich... poległych na barykadzie. Bowiem, żeby zatuszować zbrodnie „hańby domowej”, muszą być one rzucone na mocne tło, na którym się zatrą jej szczegóły. Dlatego o Auschwitzu będzie się mówić jeszcze długo, jak o napadzie tatarskiej ordy.
Ten freudowski wpływ Auschwitzu na podświadomość narodu objawia się na zewnątrz tym, że dzieci mogą się rodzić tylko w taki diabelski, plutoniczny sposób - jak dziecko Iwony i Tomasza – jako dar dla wspomnienia SS-manów i komór gazowych - jako że w dzisiejszej dobie polityki proaborcyjnej i eutanazji, zwyczajne urodzenie dziecka jest tak utrudnione przez naciski środowisk lesbijskich (co jest efektem zwyrodnienia społecznej psychiki przez fakt istnienia kacetów), że prawie niemożliwe. Owszem, młode dziewczyny uprawiają seks w licznych dyskotekach, naćpane narkotykami bzykają się po sraczach i zachodzą w ciążę, ale dzieci nie rodzą wcale, bo matka, ciotka, siostra, teściowa i babka... wynajdując tysiące argumentów za dokonaniem aborcji, radzą wyskrobać: skrobać, skrobać, skrobać... Bo nie ma pieniędzy na pieluchy i żarcie... bo w kapitalizmie nie opłaci się rodzić dzieci.
To co Jonasz miał odwagę nazywał „auschwitzowskim społeczeństwem” działa w obie strony: bowiem jednostki słabe, pro-zachodnie, zakochane w amerykańskim stylu życia i zdegenerowane nowoczesną kulturą zabijają swe nienarodzone dzieci składając hołd auschwitzowskiemu etosowi postindustrialnej Europy, natomiast jednostki silne, takie jak rodzice Tomasza, hołdując bestialstwu wzorowanemu na kacetach, walczą o narodzenie się dzieci, żeby i one unurzały się w błocie postmodernistycznej cywilizacji, traktowanej jako przedłużenie Auschwitzu.
W tym wypadku chodzi o to, że Teodor i Beata, mając wyrzuty sumienia z popełnionych niegodziwości w Auschwitzu, potrzebują synów i wnuków, żeby przerzucić na nich część winy! Żeby móc powiedzieć, że to „dla ich przyszłości popełniali te łajdactwa”. A że z łajdackiego Auschwitzu powstała łajdacka przyszłość łajdackiej Europy, inaczej być nie mogło. Teraz w Europie dzieci łajdaków z Auschwitzu, będą partycypować w winach przodków w ten sposób, że mogą brać udział w auschwitzowskim łajdactwie, polegającym na chęci przeżycia za każdą cenę! Z tym, że dzieci SS-manów i w ogóle zachodnio-europejczyków, będą miały łatwiej, korzystając z żydowskiego złota.
Owszem, w świecie przed drugą wojną światową ludzkość też stawała do zawodów o przeżycie za każdą cenę, ale nie w tak bezpardonowy sposób.
Dlatego w biednych rodzinach robotniczych, które się boją wolnej konkurencji, liberalizmu i zasad kapitalistycznej gry rynkowej, odziedziczonych po Auschwiztu, nie chcą rodzić i wydawać potomstwa na łup nowoczesnych SS-manów (władców, bankierów, kapitalistów) zabijając nienarodzone dzieci, żeby siepaczom-funkcjonariuszom państwa nie dostarczać nowych obywateli-niewolników, natomiast w takich rodzinach, jak w rodzinie Jonasza, rozkochanych w obozowej władzy, rozkochanych we wrzasku i przemocy, wręcz przeciwnie, zachęcano do rodzenia. I to „wręcz przeciwnie” uratowało życie dziecku Tomasza.
Pani Beata, wielbicielka Nietzschego, czuła gdzieś na dnie podświadomości: „Niech się urodzi i zazna smaku przemocy, bo z niej rodzi się pragnienie władzy!” Kiedy kopulowała z Żylastym, wiedząc że już nikogo nie urodzi, myślała mściwie: „Jak to dobrze, że już nikt nie będzie mnie przeklinał, że go urodziłam, ale inni niech się rodzą i cierpią, może w ten sposób ludzkość odpokutuje trochę za moje cierpienia. Być może moje cierpienia relatywnie zbledną przy cierpieniach przyszłej ludzkości w nowym Auschwitzu”.
63) Jonasz chciał żeby podjęli z nim dyskusję na temat „Auschwitzu pierwszych sześciu tygodni życia po poczęciu”, ale nie chcieli go słuchać. Obrzucali go wyzwiskami, od zboczeńców i wyrodków, kiedy im zarzucał, że dla „wartości Auschwitzu” zrobiliby każde łajdactwo, włącznie z sakryficum własnych dzieci. Małoż to matek posłało swe dzieci do pieca – mówił - żeby ocalić własne macice? Niektóre jawnie wybierały SS-mańskich lub kapowskich kochanków, zapominając o dzieciach prowadzonych do komór gazowych. „Nie martw się, zrobię ci nowe – słyszały od „opiekunów” w Auschwitzu”.
Jonasz nie był powierzchownym filozofem – widział pod powierzchnią zjawisk ich głębsze przyczyny i umiał je nazywać właściwie, bez względu na to, czy wspólnikiem zbrodni był nędzarz czy dostojnik, niedowiarek czy papież. Byłby to inaczej ekskomunikowany?
Stawiając kulturze, społeczeństwu i religii złe prognozy na przyszłość, przysparzał sobie wielu wrogów, którzy psuli mu dobre imię, gdzie tylko mogli, tak że uchodził za wariata szkodzącego wartościom klasy panującej i jej opinii. Tym niemniej, jego umysł był tak wszechstronny, że nawet wrogowie przyznawali złośliwie; żeby podkreślić, że to co wieszczy ten wyrodek, przekracza normalne wyobrażenie o zwyrodnieniu i jest jakby prorokowaniem upadku ludzkości na gigantyczną, kosmiczną skalę.
Wśród domowników mógł mieć tęgich adwersarzy, bo Józef – cyniczny znawca historii państwa i prawa, a Wiktor – badacz Talmudu, który głosił wyższość pierwiastków irracjonalnych nad racjonalnymi, złego nad dobrym, ciemnego nad jasnym, choroby nad zdrowiem; nie byli w ciemię bici i znali się na rzeczy, ale nie chcieli z nim dyskutować, nazywając go „nieopierzonym filozofkiem”. A on? Cóż im mógł zrobić? Czyż można pobudzić człowieka wbrew jego woli do poruszenia w nim sumienia?
Choć Jonasz, jako teolog, zdawał sobie sprawę, że Bóg jest ciemnością, a diabeł jasnością, więc to co złe nie może być ciemne i irracjonalne, a wręcz przeciwnie: zło jest jasne, racjonalne i zdrowe, natomiast dobro: ciemne irracjonalne i chore. Przeciwnie, niż to sugeruje dyskusja Naphty z Settembrinim. Pod tym względem „Czarodziejska Góra wydaje się produktem diabła i symbolem zniewolenia umysłu. Bo tylko szatan jest zainteresowany, by czarne nazwać białym, zło dobrem, chorobę zdrowiem a głupotę mądrością. Bóg Settembriniego jest tak przychylny człowiekowi i miłujący człowieka, że aby „załatwić” najprostszą sprawę, trzeba się uciekać do pomocy diabła.
Tomasz Mann wcale nie był takim geniuszem, jakim go robi żydo-masońska międzynarodówka, przedstawiając go jako szermierza Dobra Prawdy i Piękna. Właściwie, to był on geniuszem ciemnego, krętackiego, talmudycznego myślenia, głoszonego pod pozorami klasycznej jasności. I psuł gojski umysł, sprowadzając go na manowce. Nie wiedzieć czy go za to potępiać, czy podziwiać, bo przecież na dobrą sprawę, nic nie jest jasne. Ilustruje tę trudność stara maksyma: beveris esse la boro oscures fio, co znaczy: kiedy staram się być zwięzłym – staję się niezrozumiałym. Im mądrzej, tym głupiej; im jaśniej tym ciemniej!
I o to w dekadenckiej (żydowskiej), wyrafinowanej sztuce chodzi, że chcąc być drogowskazem i latarnią dla ludzkiego rozumu, im bardziej świeci, tym bardziej oślepia. W tym jest szatańska przebiegłość panów stworzenia, Boga i Szatana. Ten, kto naprawdę ma „oczy i uszy ku widzeniu i słuchaniu”, ten widzi i słyszy, i rozumie, że w chorobie jest zdrowie, w głupocie mądrość, w ciemności jasność; a w grzechu cnota. Ten nie da się wywieść w pole takim geniuszom przewrotności, jak np. Tomasz Mann.
Tomasz Mann niesie (w sposób zakamuflowany dla Żydów – żeby goje nie rozumieli) prawdziwą „naukę”, że Bóg jest diabłem, ale jest to nauka, tylko dla swoich Żydów. Dla gojów niesie naukę zatrutą pseudonaukowym zabobonem, że Bóg jest Dobrem i Światłością. Niech goje wierzą w stereotypy prawdy i dobra, paradygmaty logiki Arystotelesa, ciążenie Newtona, byle się nie domyślili, że wszystko jest na odwrót; że zbrodnia jest piękna, że kłamstwo popłaca, a spowiedź pozbawia duszę jej ciał odpornościowych, przeciwko propagandzie Szatana, który też współpracuje z Bogiem nad zatraceniem ludzkiej duszy, w meandrach zwątpienia. Oni, Bóg i Szatan, już się skórką po śmierci człowieka podzielą! Dusza jest podobno niepodzielna, ale podzielne są piekło i niebo. Mogą nieszczęśnika trzymać w dwóch miejscach na raz – jedna noga w niebie druga w piekle. Biedna duszyczko, spokoju nie zaznasz, bo gdyby dla dusz poza grobem nastąpił Pokój, czyli stagnacja, to skończył by się ten metafizyczny świat – którym Bóg i Diabeł stwarzają nam etos, rządząc naszym losem z zaświatów, z piekieł i z nieb, na których nasz świat, ziemski padół, jest wzorowany i na nich oparty, będąc ich przedsmakiem. Przecież o to chodzi, żeby biedny człowiek od chwili urodzenia do śmierci, nie mógł się zdecydować, co lepsze, żyć czy popełnić samobójstwo. Obrabować staruszkę, zabić sąsiada dla paru groszy, czy się powiesić? Tylko w ten sposób jednostka ludzka może doznać swego istnienia, kiedy sama jest zmuszona decydować czy dalej kontynuować tą męczarnię. W tym miejscu Bóg i Szatan umywają ręce i cynicznie się przyglądają, a nawet robią zakłady: utopi się, czy się powiesi? Nie przyjdą z pomocą, bo oni człowieka nienawidzą! To już jest więcej niż historia Joba, bo od trzech tysięcy lat, przez te kilkaset ludzkich pokoleń, do fuszerki Jehowy dołączyły się złośliwe sabotaże diabła, a i błędy i złości ludzkie również popsuły mechanizmy samo- naprawczych reduplikacji w biosferze i w psychosferze i już nie można twierdzić, że „Bóg dozwolił Szatanowie dotknąć Joba palcem”, bo faktycznie pod względem samo uszkadzania, człowiek sam się wydoskonalił i usamodzielnił. Już sam sobie jest Bogiem, Andronisem i Szatanem.
Ale hola!, w tym co napisano powyżej, przy założeniu że dusza ludzka jest niepodzielna, znajdują się sprzeczności! Właśnie dlatego, że dusza ludzka jest podzielna na część „złą” i część „dobrą”, jest możliwe jej przebywanie zarazem w niebie, jak i w dziewięciu kręgach piekła – i jeszcze jej mało! Pod tym względem człowiek przewyższa zarówno Boga jak i Szatana. Bogu nigdy nie jest dość robienia zła, żeby zrobić na złość diabłu i odwrotnie, Szatan nie może nigdy przestać w robieniu dobra, żeby dokuczyć Bogu; natomiast człowiek chcę się spazmować w niebiańskich rozkoszach i jednocześnie nurzać w najbardziej odrażających gnojach moralnych, ale tylko dla siebie, tylko dla nasycenia własnego egoizmu i przyjemności!
I takim to geniuszem, od rozumienia tych metafizycznych rzeczy, chciał być Jonasz i przenikać fałsz teodycei głoszonej dla maluczkich. Takimi geniuszami byli Józef i Wiktor, którzy w Auschwitzu tej eschatologii przyjrzeli się z bliska. I o mało nie przepłacili życiem. Dixi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości