Prawdzic Prawdzic
130
BLOG

Żydowska kochanka

Prawdzic Prawdzic Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Odcinek 21 – tajemnice starej panny
 
Czekając kiedy znowu będzie mogła zatelefonować do Krzysi, krążyła wokół miejsc, w których znajdowały się budki telefoniczne.
 
    Jej myśli zaczęły krążyć wokół osiedla na Muranowie, gdzie jeszcze dwa lata temu spotykała się z młodym Kulbaką. Ale teraz nie wiedziała gdzie go poniosło po śmierci rodziców. 
    Teraz, kiedy już minęła „wiek Chrystusowy” i spodziewa się dziecka, rozmyśla, skąd, mając w Tomaszu stałego partnera, brała się jej skłonność do erotomańskich wyskoków, zmuszająca ją do spotykania się po kryjomu z „facetami różnego autoramentu”.
   
    Skąd u licha wpadła na pomysł spotykania się z jakimś Jarkiem P. synem czerwonych dyrektorów miejskich masarni, ze Stefanem od handlu kalwaryjskimi meblami...- nie wspominając o Pawle, którego traktowała prawie jak kandydata na męża, bo myślała głupia...                                             
Ach, nic nie myślała, próbowała tylko, czy uda się jej znaleźć normalnego chłopa. Niechby już nie był, urzędnikiem wysokiego szczebla, adwokatem, lekarzem czy dyrektorem... niechby już był zwykłym nauczycielem, albo nawet piekarzem, byle był trochę bogaty, uczciwy, miał własne mieszkanie i żeby nie musiała się martwić o pieniądze.
Najbardziej odpowiadał jej Paweł Kulbaka, z nim się rozumiała najlepiej, tworząc nowoczesną parę solidarnościowych gołodupców, którzy za komuny nic nie mieli, a w Polsce pod rządami zachodniego kapitału, zdziadzieli zupełnie do reszty. On trzydziestoletni historyk, wrogo nastawiony do dziejów i kultury narodu polskiego - niczym jakiś sfrustrowany Nietzsche, ona fizyko-terapeutka, uzdrowicielka, psycholog kliniczny...             
...pusty śmiech ogarnia, kiedy się pomyśli, żeby miała zarobić fortunę z oszukańczej gadaniny, o pomocy dla upośledzonych dzieci, o rozwijaniu wybitnych zdolności u chorych umysłowo, o wyrywaniu z nędzy, z autyzmu, zdobyć pieniądze na ratowaniu ubogich. To jedynie potrafi Kościół katolicki – przy okazji składki na kuchnię dla bezdomnych, księdzu kupić samochód i umierających pocieszyć, i biednych wesprzeć suchą kromką chleba, a przy tej okazji plebanię i kamienicę dla zakonniczek wybudować.
To Kościół potrafi, ale nie ona, na to trzeba prawdziwej, chrześcijańskiej obłudy i przewrotności moralnej. Kiedy trzeba by wrzasnąć:- „Do diabła z takim światem! Do kata z takim Bogiem, tu przecież rządzi diabeł a nie Bóg!...” Kościół umacnia sens życia, wielbiąc bożą opatrzność i ogłasza składkę na biednych, żeby napełnić sobie kasę. Że też przez tyle wieków udaje się to „święte szalbierstwo!”   
 
    Paweł był jednym z tych, przy którym czuła się dobrze, bez kompleksu niższości, że nie otrzymała w wianie złota, sklepu, kamienicy. Nie musiała się wstydzić, że nie pochodzi z rodziny zamożnego lekarza, z praktyką w środku miasta, ani adwokata z kancelarią we własnej kamienicy. Chodziła z nim jak z narzeczonym, po formalnym zerwaniu związku z Tomaszem, do czasu zabójstwa jego ojca przez jakiegoś kresowego watażkę, byłego partyzanta – tak się przedstawiał – oficera sztabu Trzeciego Obwodu AK.
Nawet powoli przyzwyczajała się do myśli, że ci sfiksowani inteligenci wyrośli z proletariatu Warszawy, zostaną jej rodziną. Są wprawdzie bez grosza przy duszy, ale przynajmniej nie będą jej wypominać „kolejarskiego” pochodzenia, ojca emeryta i matki, stałej ”pensjonariuszki domu wariatów”, ale gdy zobaczyła starego Kulbakę, zbankrutowanego życiowo byłego partyzanta i Kulbaczynę, pijaczkę matkę-polkę...
... wreszcie, kiedy zobaczyła tę egzekucję, jak „byli”, jacyś kombatanci, którzy podawali się za byłych powstańców warszawskich, za partyzantów „Wachlarza”, za oficerów „Akcji Burza” – jak ukatrupili podczas pijackiej libacji, na cześć bohaterów polskiej wojny ojczyźnianej... z bolszewikami... jak ukatrupili starego Kulbakę, za zdradę ideałów „partyzanckiej Rzeczypospolitej Pińczowskiej”... w której jakiś „Babinicz” gwałcił ku pokrzepieniu serc... ach co za gówno...
...to przestała mieć złudzenia, że da radę przeżyć z podniesionym czołem ten humbug, i że ten świat jest czymś więcej niż klatką wylęknionych i zmęczonych istot trwających jedynie dlatego, że jedna pożera drugą i jest żywym grobem dla tysięcy innych, a jego trwanie łańcuchem męczeńskich śmierci.
 
Coraz częściej doznaje niemiłego wrażenia, że “cały świat jest trupiarnią, a słowa pocieszenia stają się daremną próbą przerwania grobowej ciszy, w której jakże wstrętnie brzmią chrześcijańskie frazesy, o dobru, miłości Boga do człowieka i zbawieniu.” 
 
     Kiedy ogląda się wstecz, na minione lata, coraz bardziej nie rozumie siebie i odkrywa w sobie istnienie demona, jakby jej mózg był jedynie maszyną do naśladowania tandetnych pragnień podpatrzonych u innych ludzkich małp.
Gdybyż wcześniej wiedziała! Nie pozwoliłaby się byle czemu i byle komu wodzić za nos, ”robić z siebie wariatki”, ”studentki” ”obywatelki”, ”sufrażystki”, „patriotki”, ”kobiety wyzwolonej”, ”Człowieka”. Człowieka jako popyt dla wielkich kampanii reklamowych!
Nie goniłaby, mając sprawnego seksualnie partnera, za innymi samcami, w nadziei, że któryś z nich okaże się lepszy i da jej przeżycie, wobec którego orgazm kopulującej rewolucjonistki - jakiejś ”La Pasionarii”, z „Komu Bije dzwon” - opisany przez Hemingwaya, jako „uczucie usuwania się ziemi pod plecami” - jest zwykłą betką.
 
65)  Po wielu orgazmach musi stwierdzić, że to było głupie z jej strony poszukiwać tego jedynego, idealnego orgazmu, dając wiarę inteligenckim zachwytom kawiarnianych egzystencjalistów. Chociaż musi, z biegiem czasu, przyznać się sama przed sobą, że nie tyle goniła, dla orgazmu, lecz z nędzy. Z nędzy goniła za chłopami. W nadziei, że ugoni jakiegoś statecznego gościa, jedynaka z willą, z rodzicami prowadzącymi interes w śródmieściu, handlującymi wyrobami z tombaku, prowadzącymi skup i sprzedaż. Jednym słowem, z jakimiś bogobojnymi, mieszczańskimi paserami.
Czyż życie społeczne nie jest jednym wielkim paserstwem? Co jeden ukradnie to drugiemu sprzeda i tak się kręci ta oszukańcza karuzela.
Musi się przyznać sama przed sobą, że żyła i żyje jedynie dla pieniędzy. Bo inni tak żyją. A innych, którzy żyją „nie dla pieniędzy”, nie ma. Po prostu już zostali pożarci i strawieni. Zmarli bezimiennie, pochowani na koszt gminy w nylonowych workach.
Prawdzic
O mnie Prawdzic

odwołuję te głupstwa. które poprzednio tu napisałem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości