Prawdzic Prawdzic
114
BLOG

Żydowska kochanka

Prawdzic Prawdzic Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Odcinek 23 - notatki ekshibicjonisty
    Natomiast Tomasz pisał jak prawdziwy opozycjonista: „Nie było jakiejś bezosobowej, abstrakcyjnej komuny. Komuna, to sprzedajny mieszczański profesor, to łapówkarz ministerialny, to paser i milicjant będący zarazem członkiem mafii gospodarczej, to skorumpowany dyrektor zakładu sabotujący produkcję - żeby fabryka upadła, którą później kupi jego szwagier, za symboliczna złotówkę. Bolszewia, czerwona dyktatura - to właściciel kamienicy w śródmieściu, to prywaciarz, hurtownik i kupiec, spółkarz joint venture, finansowy spryciarz i wekslarz, to przekupny sędzia i adwokat żyjący ze sprzedaży pożydowskich kamienic, to ksiądz biskup chcący odzyskać skonfiskowane dobra kościoła”. „Komuch, to były właściciel ziemski, pracujący jako dyrektor pegeeru, przykładający rękę do upadku prowadzonego przez siebie gospodarstwa, żeby po przewrocie odzyskać go jako własny folwark. To oni obsiedli wszystkie komunistyczne kierownicze stanowiska i pilnują, żeby robotnika trzymać z daleka od prawa własności, do majątku, który się liczy naprawdę: ropy, miedzi, gazu, węgla i stali. Dopiero w drugiej kolejności zawłaszczą wielkie połaci ziemi i lasów. To jest prawdziwa „komuna”, w ich wykonaniu, kiedy poczują się silni, z pomocą amerykańskich dolarów, dokonają przewrotu wprowadzając kapitalizm!”
 
67)  „Marzą im się – pisał dalej – prywatne fabryki, prywatne szpitale, prywatne sądy, urzędy, media, szkoły i osiedla – ale czy w takim świecie warto żyć? To właśnie w takim świecie zrealizuje się wizja Orwela!, który notabene sam był prześladowany przez brytyjską służbę bezpieczeństwa, za swe socjalistyczne przekonania”. Przecież folwark zwierzęcy opisuje społeczeństwo amerykańskie, gdzie ludzkimi świniami rządzą knury wielkiej finansjery.     
Nic dodać nic ująć! – myślała Iwona - Tak właśnie się teraz w Polsce stało! Jakże miał być drukowany w samizdatach, skoro tam siedziała ta sama sprzedajna gangrena, co w partyjnych komitetach? Drukować elaboraty Tomasza, to nawoływać robotników, żeby nie popierali „Solidarności”, bo kręcą sznur na własne szyje! „Solidarność – pisał Tomasz - to bękart komunistycznej zmowy z antyrobotniczym kapitałem”.  
   
 „W Polsce obecnej, zasadniczym ułożeniem stosunków społecznych będzie ułożenie zakresu działania inteligencji w całości społeczeństwa. Albo inteligencja będzie nadal pozorantem i pomocnikiem plutokracji, albo zgodzi się prawdziwie pracować, nauczać i leczyć. Jednym słowem, albo będzie tym narodem, jak dotychczas, pogardliwie i egoistycznie rządzić,„robiąc mu z mózgu wodę”, albo mu służyć, zaskarbiając sobie jego wdzięczność i szacunek. I to nie dlatego, że chłop i robotnik są lepsi od inteligenta i należą im się jakieś fory, ale dlatego żeby nie grzęźli bez końca w poniżającej, bezradnej głupocie, trzymani przez inteligencję na kagańcu zależności, z całym rozmysłem i z zimnym wyrachowaniem przeznaczani do roli mówiących narzędzi; ale nareszcie jako pełnoprawni gospodarze we własnym kraju, żyli lepiej, a wraz z nimi inteligencja” -  
 
   Oczywiście – pisał Tomasz - trzeba rozumieć, że inteligent to też człowiek z krwi i kości, nawet bardziej niż robotnik, czy chłop - i potrzebuje zarabiać, żeby jeść, napić się wódki, kupić złoty pierścionek dla narzeczonej, nie zadowoli się byle czym i nie weźmie byle roboty, bo tak jest wychowany. W kindersztubie wpojono mu, że wykucie na pamięć „łacińskich okresów” i deklinacji, uprawnia go do pogardzania prostym motłochem, bo on do wyższych rzeczy jest stworzony. Jest stworzony do rządzenia i robi to, jak umie najlepiej, zgodnie z pragmatyką, wkładając całe serce w pogardę dla „gbura”, bo sądzi że to jest istotą jego „kulturowej wyższości i przynależności do elit”. Zresztą - on tylko wykonuje, czego żąda od niego władza - czyli krótko trzymać hołotę i wprowadzać „porządek”.
     Robi to beznamiętnie, jak automat, bo przecież wykonując prawo, nie może mu podlegać, tak jak narzędzie przeznaczone do obrabiania materiału, samo nie może podlegać obróbce. Jest kimś trzecim, neutralnym wobec dolegliwości porządku, kogo nie dotyczą ucisk i prześladowanie reszty narodu, z którego się on, urzędnik, wyodrębnia, gdy sam swój naród prześladuje. Nie odczuwa od reżymu prześladowań i dolegliwości, jest nietykalny, neutralny jako fachowiec, przydatny do przeprowadzania ucisku, znajdując się pomiędzy tyranem a narodem, jako rachmistrz, buchalter, narzędzie organizacyjne do sprawnego zarządzania ludem. Wykształcony w kierunku sprawnego pomocnictwa w aparacie ucisku. Tę jego przydatność sprawdza się właśnie podczas państwowego egzaminu maturalnego. Przygotowany do służby przez neutralną politycznie i w pewnym sensie ponadnarodową (usiłującą służyć każdemu, w każdych, zmiennych warunkach historycznych) nauczycielską kastę.
      Wykonuje swoje ekonomskie powołanie z całą starannością, wyćwiczoną latami edukacji. Szczególnie, jeśli czuje bat nad sobą, potrafi być gorliwszy w egzekwowaniu prawa niż okupant.
      Hitlerowska okupacja, popierana przez warstwy niemieckiej burżuazji i inteligencji, wydatnie przetrzebiła wybujałe ambicje swej polskiej siostry inteligencji, spychając ją na pozycje poślednie i służebne wobec okupanta, ale polski inteligent nadal miał większe szanse u okupanta, od prostego robotnika przy łopacie. Przecież wielu polskich urzędników nadal sprawowało w niemieckich urzędach swe przedwojenne funkcje”.
 
    „Do urzędów niemieckich – pisał dalej, w swoim nie wydanym elaboracie - też chętnych nie brakowało, gdyby tylko Niemcy zechcieli ich przyjąć, ale niestety, lepsze stanowiska zarezerwowali dla swoich inteligentów. Teraz się chętnie zwala efekty jej (inteligencji) antynarodowej i komunistycznej roboty na żydowskich kosmopolitów i płatnych konfidentów - albo na chłopskich chamów.
     Przed wojną, polska inteligencja w stosunku do reszty narodu nie była zbyt liczna, wielu wojna wygnała za granicę, niektórych zaś eksterminowała, ale jako warstwa bardzo żywotna i przemyślna starała się wzajemnie ochraniać, żeby nadrobić ubytek swojej ilości i potencji, i już w okolicy odwilżowej jesieni `56 walczyła jak lwica o swą uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie, odzyskując wpływy ograniczane wszechwładzą żydowskiej ubecji. Gdzie nie starczyło mieszczańskich dzieci do powiększenia ilości urzędników, tam dobierano ich z młodych, zdolnych ludzi niskiego pochodzenia, pod warunkiem, że wyrzekli się rodowodu swoich plebejskich rodziców”.   
 
    Esej ten przeleżał w konspiracyjnym Wydawnictwie NOVA przez całe lata osiemdziesiąte i pies z kulawą nogą go nie przeczytał. A może przeczytał i wyrzucił do kosza.                                           
 
Iwona przypominając sobie Tomaszowe słowa - zawsze będzie pamiętać jak się powoływał na poparcie swych poglądów na Prusa, Orzeszkową, Sienkiewicza, Żeromskiego, podkreślając, że nie mówi nic nowego, czego by przed nim nie powiedział któryś z wielkich Polaków, choćby takich jak Limanowski, Dmowski, Witos czy Piłsudski.                       
„Nie jestem pierwszym ani ostatnim, który to mówi, a mówię o tym, bo mnie boli...”                                             
 
 
68)  Wracając do tematu pseudo-buntowników, jak Wojaczek - już samo to, że był drukowany, może świadczyć o konformizmie jego pisaniny, o jej pozornym buncie, obliczonym na komercyjny sukces wydawniczy, zaprogramowany w gabinetach ministerstwa kultury i zapotrzebowany politycznie, niczym „Tango” Mrożka, dla płytkiego epatowania mieszczańskiego kołtuna i podbechtania jego ambicji, że „nasz opozycyjny artysta”, znowu „dołożył czerwonym”.
Tyle było tego „dołożenia”, co kot napłakał. „To gówno w złotej szkatułce” - jak mawiał Tomasz. Ale dzięki tej mizerii, mówiło się o niezależności umysłowej naszej inteligencji! Że „nasz chłopak”, „nasz Sławek”, znów czerwonym przyłożył!
To były w owym czasie swoiste wentyle bezpieczeństwa, żeby kanalizować odruchy społecznego niezadowolenia, a z niemożności poruszania „prawdziwych tematów”, wypływali „zastępczy artyści”, którzy mając urzędowe zezwolenie na „krytykę”, pletli inteligenckie androny na temat „jak mówić o współczesności dramatem Słowackiego...” - w zamian za dopuszczenie do grzecznych dyskusji, których banalny przedmiot był tak zawoalowany, przez bojących się cenzury „koryfeuszy”, że nim się zaczął, już musiał się zgubić w tysięcznych aluzjach.
Utwory Wojaczka i jego rzekomo buntujących się kolegów, były wykorzystywane do ukazywania cierpień, jakich doznaje „biedna inteligencja” od brzydkiej komuny, która jest dyktaturą chamskiej części narodu. Dlatego miały wzięcie zarówno u żydowskich działaczy w kraju, jak i w Kulturze Gierdoycia. Po marcu 1968 roku, nic się innego nie słyszało, tylko: ”ten biedny, pokrzywdzony, inteligencki stan”! Mając, oczywiście, na myśli, przede wszystkim na myśli starą, burżuazyjną inteligencję, najczęściej żydowskiej proweniencji.
 
    Pijatyki Rafała, deliryczne wrzaski i przekleństwa na mieszczańskiego kołtuna, wyskakiwanie przez wystawowe szyby prowincjonalnych knajp, nie są żadnym dowodem politycznego buntu artysty, protestującego swym, rzekomo, „niekonwencjonalnym” zachowaniem. To (jego rzygowiny w brudnych szaletach i macanie w kroczu podstarzałych kelnerek), miało bulwersować konformistyczną opinię jako ekscytujące życie bohemy? To się miało tak do rzeczy, jak opis domu literatów u Bułhakowa, do prawdziwej krytyki sowieckich łagrów.
   
     Kto się naprawdę buntował, dając prawdziwą analizę stosunków społecznych, demaskując inteligencję i warstwy mieszczańskie, współpracujące chętnie z każdym okupantem, tego utwory były (i są) na społecznym indeksie ksiąg zakazanych. A przecież to mieszczaństwo i inteligencja, sprawując wszystkie urzędy i kierownicze stanowiska, najwięcej skorzystały z holocaustu, a później z upośledzenia robotniczo-chłopskiej reszty narodu w okresie tzw. Dyktatury Proletariatu. Właściwie to one, dysponując wykształceniem dopuszczającym ludzi do rządzenia innymi ludźmi, tworzyły tę „dyktaturę proletariatu”. Kto usiłował o tym pisać, tego utwory nigdy miały nie oglądać (i nie oglądają) światła dziennego, utrącane już w redakcjach przez mieszczańskich redaktorów i kondotierów, służących ustrojowi mającemu zapewnić dostatnie życie salonom.           
Prawdzic
O mnie Prawdzic

odwołuję te głupstwa. które poprzednio tu napisałem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości