1maud 1maud
80
BLOG

This is a man,s world,but.....

1maud 1maud Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Gdy pożądanie nie oznacza prymitywnej żądzy

 

Tańce całej Polinezji mają wiele wspólnych cech. Groźne miny,tatuaże, diaboliczne malunki twarzy mężczyzn pokazują siła natury i stanowią groźbę dla wroga.

I taniec kobiet, które w każdym ruchu, każdym geście rąk, pozostają uosobieniem harmonii i piękna. Ich taniec wabi i koi. I ma w sobie cos tak pierwotnie niewinnego,że nawet najbardziej rozebrana tancerka, ubrana w spódniczkę z liści palm, i biustonosz z łupin orzecha kokosowego. nie emanuje nagością, a wdziękiem i królewską harmonią ruchów. Tempo tańca tutaj też nie ma znaczenia. Czy jest to wolny taniec rytualny ślubny, który tradycyjnie tańczą nowożeńcy, czy jest szybki taniec....Kobieta w każdym z nich,jest w pełni świadoma swojej roli, swojej godności i wdzięku. Nawet, jeśli, ruchy mają pozornie cechy lubieżności

Z każdego kontaktu tancerek tancerzy,kiedy zbliżają się do siebie czuć (nie widać),że " It,s a Man,s Word, but would be nothing without a woman or the girl…".( Nie wyobrażam sobie tego tańca w wydaniu dla" tolerancyjnych '-to jest taniec natury na rzecz z natury ….)Hawajski taniec,zwany hula, ma w sobie miękkość, której nie widać w tańcu np. indonezyjskim. Mimo, iż tam także kobieta wykonuje mnóstwo płynnych ruchów rękami,pozostaje kobietą –posagiem. A w hawajski Tańcu każdy jej ruch jest uosobieniem kobiecości. I kiedy wreszcie wojowniczy Maorysi zbliżają się do swoich kobiet i oni przechodzą przeobrażenie. Ich ruchy nabierają gracji, by w końcu zespolić się z miękkością kobiet.Tu ilość odsłoniętego ciała nie ma żadnego znaczenia, nie razi, Nie epatuje prymitywną żądzą. Jest naturalna i pełna ukrytego powabu! Kobieta pozostaje tajemnicą,która mężczyzna chce poznać. Jak inaczej, w stosunku do różnych celebrytek, dla których poziom wulgarnej lubieżności jest wyznacznikiem ich walorów kobiecych. Kobiety Hawajów pokazując wszystko, mają jeszcze tyle do odkrycia.

 

Rozmawiałam na temat tańców z recepcjonistka w naszego hotelu. Pani w wieku około 50 lat, z doskonała figurą i rdzennie hawajskimi rysami. Jest już babcią, ale nadal –tyle,ze nie w zespole – tańczy hula.. Z potrzeby nie z obowiązku. Hula – to tradycja,. Kiedyś była elementem religii, a nadal jest częścią rytuału ciała i duszy (mana)

 

Wieloryby i delfiny

Przez cały okres pobytu na Oahu i Maui,obserwowaliśmy bez znużenia humbaki. Z balkonu hotelowego, z plaży. Także ze statku fundacji Whale Foundation. Można było uprawiać snockerling, licząc na towarzystwo delfinów (podczas jednej z wypraw morskich mieliśmy okazję zobaczyć je z bliska z wody) i obserwować także z wody pływające kolosy. Wszędzie na Hawajach można oglądać filmy o wielorybach i współuczestniczyć w akcji ich ochrony (część pieniędzy z biletów z wypraw na oglądanie wielorybów przeznaczana jest na fundacje. Także z cen biletów oceanariów. W trakcie naszego pobytu rozpętała się spora awantura pomiędzy władzami a obrońcami wielorybów z powodu uruchomionego właśnie szybkiego promu pomiędzy Oahu i Maui. Te promy to statki MW z sonarami, które stanowią zagrożenie dla populacji humbaków. Przy tak doskonałej komunikacji lotniczej i morskiej,poza szybkimi promami, skrócenie czasu podróży to zbyt duży koszy w stosunku do bezpieczeństwa wielorybów.

 

Kilka lat temu, podczas pobytu na Dominikanie, miałam okazję pływać z delfinami. To niezapomniane przeżycie. W wielkim basenie, na terenie miejscowego ZOO,można było pod okiem trenerów, spędzić pół godziny z grupą delfinów. Grupa 6 osobowa, po prysznicu z środkami odkażającymi, mogła wejść do basenu, w którym pływały 4 delfiny. Delfiny podpływały do nas, przepływały od jednej osoby do drugiej. Z jednym z nich był kłopot. Bo upodobał sobie jedna osobę, i po prostu nie pływał tylko czekał na głaskanie po głowie. Trener gwizdem odwoływał delfina do siebie i potem kazał wracać, ale on zawsze wracał w jedno miejsce. Nie miałam nic przeciwko temu, bo to byłam ja..Zakończenie pobytu w basenie, było połączone z jazdą na delfinie. Należało stanąć w końcu basenu, na polecenie trenera delfina, chwycić się jego płetwy i delfin podwoził delikwenta na brzeg. Kiedy nadeszła pora mojej jazdy. Trener wysłał „mojego „ delfina. Tymczasem delfin położyć się na plecach, uniemożliwiając mi chwycenie jego płetwy grzbietowej. Wtedy trener krzyknął do mnie, żebym położyła się na brzuchu delfina. Położyłam się jak na materacu i zostałam dowieziona na brzeg..

Tego się nie zapomina. Trener powiedział, ze wyraźnie delfin poczuł do mnie "jakieś fluidy”, bo to zaproszenie do położenia się na nim, wynikało z jego własnej decyzji. Czy to by przypadek, ze po tym przeżyciu opuściłam aż dwa autobusy powrotne do hotelu, siedząc na ławeczce przed ZOO i rozpamiętując wrażenia....Dlatego chciałam koniecznie jeszcze raz powtórzyć bliski kontakt z delfinami i namówiłam Lesia na pożegnalny z Hawajami wypad do oceanarium na krańcu Oahu.

Ta ostatnia atrakcja,została poprzedzona zupełni nieprzewidywalnymi emocjami. Otóż, kiedy czekaliśmy na windę w naszym hotelu, obok mnie stanęła starsza mocno Pani, z deską surfingową pod pachą.(okazało się, że jechała na hotelowy basen, a deska miała ja utrzymywać na wodzie..!) Oraz niemieckie małżeństwo. W pewnym momencie poczułam uderzenie w tył głowy,
silny ból w ramieniu i wszyscy usłyszeliśmy huk. Ogromny obraz, wiszący na ścianie za mną spadł,po drodze uderzając mnie boleśnie. Na szczęście stałam w takiej odległości, że gry odrywał się od ściany, jedynie zahaczył o mnie, przed spadkiem na podłogę. Musiałam usiąść. W tym czasie Niemcy jak się później okazało, o całym wydarzeniu poinformowali managera hotelu. Kiedy po chwili zjechaliśmy do recepcji, szef ochrony spisał okoliczności wydarzenia, równocześnie informując mnie, że za chwilę przyjedzie karetka, która odwiezie mnie na badania do miejscowego pogotowia…..
Pogotowie przypominała wielką elegancką przychodnie, mieściło się na zapleczu ciągu hotelowego. Bardzo szybko zrobiono mi rentgen,zostałam zbadana przez lekarza, otrzymałam leki przeciwbólowe i z zaleceniem leżenia przed dwa dni odwieziona od hotelu. Kiedy weszliśmy do pokoju, na moim łóżku leżało wielkie pudełko orzeszków macademia i list z wyrazami ubolewania od managera.

Przez psotę obrazu, a raczej mocno starszej Pani, która deską surfingową,zahaczyła obraz i „wyrwała” go ze ściany,,mieliśmy spore opóźnienie w planach na ten dzień. Niestety, autobus na zakupiona wycieczkę do oceanarium już odjechał, liniowe rejsy były zbyt późno, aby zdążyć na wymarzone spotkanie w basenie z delfinami, musieliśmy zainwestować w taksówkę na dojazd.
Zdążyliśmy. Taksówkarz nam powiedział, że tuż za nami, jak podało radio, wydarzył się makabryczny wypadek i wszyscy stoją. Jakiś mieszkaniec, strzelił do swojej niewiernej narzeczonej jadącej autostradą. Potem sam popełnił samobójstwo zdążyliśmy na ostatnią prawie minutę. Tutaj procedura była nieco odmienna od dominikańskiej. Najpierw obejrzeliśmy film o delfinach potem zostaliśmy podzieleni na 10 osobowe grupy. Prysznic bez środków dezynfekcyjnych chyba..i wejście na brzeg basenu, gdzie pod wodą był podest umożliwiający przy lekkim zanurzeniu,zaprzyjaźnianiu się z delfinem. Usłyszeliśmy wykład, na temat zwyczajów i zachowań, budowy ciała a potem delfin,na polecenie trenera wykonał serię imponujących skoków. A potem trenerka rzucała kółko, do którego należało dopłynąć, a z powrotem jazda z płetwą delfina w dłoni. W sumie kilka minut bezpośredniego kontaktu. Dla mnie wystarczająco, aby przypomnieć sobie prawie półgodzinne igraszki z delfinem, dla Leszka zdecydowanie za krótko, aby poczuć więź z tym mądrym ssakiem.

Kilkanaście dni pobytu minęło niezauważenie. Pora wracać. Z niedosytem ,który powoduje chęć powrotu na wyspy. Jeszcze tyle można tutaj zobaczyć I to nie znuży. Jeździliśmy sporo. Zawsze mam ochotę na powrót do Afryki .Jawa ,Bali mnie nie kuszą do ponownych odwiedzin. Podobnie jak sporo innych miejsc. Na Hawaje chciałabym wrócić bardzo. Dobrzę, że Aloha, które wypowiedziałam na lotnisku na Oahu, ma podwójne znaczenie: to słowa pożegnalne i powitalne. Może los zdarzy, że wypowiem je ponownie.

P.S. Kilka godzin oczekiwaliśmy na lotnisku w Los Angeles, na swój lot do Chicago. W pewnym momencie, ziemia zaczęła drżeć. Większość ludzi w ogóle nie zareagowała w widoczny sposób. Takie małe wstrząsy są tutaj normą. Ale myśmy poczuli przypływ adrenaliny.

 

 

 

1maud
O mnie 1maud

Utwórz własną mapę podróży.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Rozmaitości