1maud 1maud
1805
BLOG

Marysia i jej Anioły

1maud 1maud Rozmaitości Obserwuj notkę 27

 

Miała kilka lat. Chyba między 4-5.Niestety dokładnie nie pamiętam. Bo od tego wieczora i tamtej modlitwy wraz z jej reperkusjami minęło ponad pięćdziesiąt lat.
Pamiętam drobniutką dziewczynkę, która leżała w szpitalnym łóżku z podnoszonymi bokami. Urokliwa blondynka z eterycznym wyglądem drobnej buzi. Zawsze uśmiechnięta, zawsze ciesząca się z każdego drobiazgu. Podczas gdy ja z obrzydzeniem patrzyłam na kolejną porcję szpitalnej porcji – Marysia z apetytem zajadała wszystko co jej podano.
Raz w tygodniu przyjeżdżał do niej Tata. Zawsze wieczorem, po pracy. Raz w miesiącu mama, która ograniczała swoje przyjazdu do maksimum, bo wychowywała jeszcze 6 rodzeństwa Marysi.
Marysia urodziła się z wadą serca. Była po kolejnej operacji korekcyjnej. Do szpitala reumatologicznego trafiła tylko, dlatego, że pracowało w nim wielu dziecięcych kardiologów, a pobyt dzieci w szpitalu sięgał nierzadko kilka miesięcy. A króciutkie życie Marysi dzieliło się na pobyty na kardiologii i w Domu dziecka. W domu rodzinnym była miłość i chęć opieki, ale nie było warunków do wychowywania ciężko chorego dziecka. Rodzice Marysi nie mieli tez pieniędzy- siódemkę dzieci utrzymywał z pracy ojciec. Nie było mowy o rehabilitacji, o extra lekach czy specjalnej diecie. Podreperowana zdrowotnie Marysia trafiała więc do Domu Dziecka.
Z opowiadań Marysi wynikało, że w Domu Dziecka czuła się gorzej niż na szpitalnym oddziale. Tutaj miała wokół siebie chore dzieci, które lepiej potrafiły zrozumieć jej ograniczenia. (Marysia była tzw. „Blue baby”).
Pewnego dnia podczas porannego obchodu lekarskiego usłyszała, że będzie mogła wstać po raz pierwszy od wielu miesięcy- Marysia w podziękowaniu zarzuciła doktorowi ręce na szyję. Potem podniecona opowiadała nam, że sama pójdzie do ulubionej pielęgniarki(cioci) do dyżurki. Że pójdzie odwiedzić dzieci leżące na innych salach. Po południu jednak przestała wspominać o swoich planach związanych z możliwością chodzenia. Myśleliśmy, że sama się zmęczyła swoją radością. Później zaczęłam się zastanawiać czy Marysia się gorzej nie czuje, ponieważ zrobiła się po prostu smutna, co jej się wcześniej nie zdarzało.
Późnym wieczorem już po zgaszeniu świateł Marysia uklękła swoim łóżeczku i rozpoczęła swoją niepowtarzalną rozmowę z panem Bogiem. Codziennie za coś dziękowała po swojemu oraz zanosiła przeróżne prośby: o odwiedziny rodziny, o zdrówko, o brak bólu. Zawsze dzieliła się na bieżąco tym, co Ją trapiło lub cieszyło. Tego dnia usłyszałam jak cichutko prosiła: Panie Bozie.. Daj mi zjeść zupkę midora, bo ona jest zdrowa na serce…tak mi mówiła ciocia. Proszę przyślij mi kapcie, bo pan doktor powiedział, ze mogę chodzić…A ja nie mam bucików…i nie będę mogła wstać…Tatuś i mamusia nie mają pieniędzy więc mi przyślij, dobrze?
Do dzisiaj pamiętam smak łez, które płynęły mi po twarzy. Miałam zasobnych rodziców, codzienne wizyty w szpitalu. Piękne piżamki, wymyślne kapcie, nawet egzotyczne owoce. I nagle, w wieku niespełna 11 lat zetknęłam się ze świadomością istnienia obok mnie dzieci dla których to -co wg mojego oglądu świata należało się jak przysłowiowa psu miska- jest nieosiągalnym marzeniem. Które spełnić może jedynie Dobry Bóg zsyłając dobre Anioły.
Zawsze po latach zastanawiałam się, co wywołało mój szloch i potoki łez. Czy tylko współczucie dla Marysi? Czy płakałam intuicyjnie nad utratą własnych złudzeń i wybrakowaną sprawiedliwością wobec dzieci na tym świecie.*
Od dwóch dni opinię publiczną porusza dramat śmierci czwórki dzieci, które utonęły podczas kąpieli w Warcie. Dziennikarze dodają przy każdej okazji, że należy wyjaśnić odpowiedzialność za tą kąpiel w niestrzeżonym miejscu dorosłych: matki i opiekunki socjalnej. Z relacji świadków wynika, że matka była w wodzie, zapewne próbowała ratować dzieci. Może nawet razem z nimi weszła do wody….
Nikt nie zastanawiał się głośno, dlaczego matka poszła z dziećmi w upał chłodzić się do rzeki. Czy miała jakaś inną opcję: jakieś kąpielisko publiczne i strzeżone? Czy do ryzyka kąpieli w tym miejscu nie zmusiła ją po prostu bieda? Brak pieniędzy na autobus, brak kasy na bilety do Aqua parku w Kleszczowie….Przecież wielodzietna i biedna rodzina ma pragnienia dokładnie takie same jak ci, którzy swoje zachcianki kąpieli w ciepłym słońcu mogą spełnić nurkując na plażach Turcji, uprawiając snockerling w Egipcie itp. Podczas marnej pogody w Polsce albo w pobliżu miejsca zamieszkania jak choćby w Aqua Parku w Kleszczowie. Podjęte ryzyko ochłody w upalny dzień skończyło się dla tej rodziny niewyobrażalnym dramatem.
Od dwóch dni znowu brzmi w uszach modlitwa małej Marysi. Wyrażająca pragnienie rzeczy, które dla większości dzieci były należne jak powietrze do życia. Jeśli tych pragnień biedy jako społeczeństwo nie będziemy zauważać- dziennikarze będą mieli okazje epatować nas kolejnymi dramatami.
W tym aspekcie polecam pochylić się nad protestem Jan Rulewskiego. Nad przyczynami jego rezygnacji udziału w pracach senackiej Komisji. Rulewski powiedział: „ Rulewski: „Nie będę grabarzem biednych, opuszczonych, bezrobotnych”. Senator (PO!) trzasnął drzwiami w proteście przeciw rządowej ustawie”. Rulewski mówi o kłamstwie w sprawie negocjacji społecznych do założeń ustawy. Kłamstwie, które ma poprawić samopoczucie tych, którzy odbiorą kolejne pieniądze najbiedniejszym i dotkniętym przez los.  Nam będą ustawodawcy wmawiać, że każdy o siebie winien zadbać sam, A nasze podatki nie powinny być redystrybuowane na nieudaczników. Mamy dać przyzwolenie (ba-to nasz psi obowiązek) rządzącym obligatoryjnie na podwyższanie ich i kolegów apanaży, na nagrody za zwykłą pracę, na dofinansowania przedsięwzięć, których niewydolność finansowa kompromitowałaby ekipę ministerialną ( Minister Mucha- dofinansowanie koncertu Madonny a teraz pieniądze na Szczyt Klimatyczny na SN). Na inteligentny dom za setki milionów w Brukseli dla polskich urzędników przy okazji przewodnictwa w UE przez Polskę i wiele innych. MSZ finansuje genderowe akcje uświadamiania dzieci…. Na karnet na basen dla rodzin wielodzietnych zapewne pieniędzy nie ma.
Dopóki nikt nie będzie umiał określić potrzeb i sposobu na walkę o godziwy byt tych prawdziwie wykluczonych społecznie – dziennikarze będą mieli tematy dnia o nieszczęściach, których można by uniknąć.
Dla Hani, Kasi, Andrzeja i Mietka mamy już tylko ostatnie pożegnanie. I prośbę, aby dobry Bóg dał im wieczne odpoczywanie.
 
*Marysia dostała swoje wymarzone kapcie i” zupkę midora”.Rolę Anioła powierzyłam mojej Mamusi.
 
 
1maud
O mnie 1maud

Utwórz własną mapę podróży.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Rozmaitości