prawo cytatu
prawo cytatu
kierownik karuzeli kierownik karuzeli
1247
BLOG

Covidowy buntownik

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Piotr O. buntował się od dziecka. Pamięta, że na 5- te urodziny dostał bębenek. Chodził więc po całym mieszkaniu rytmicznie uderzając pałeczkami, a kiedy powiedziano mu – Piotruś już starczy. Idź spać - wpadł w szał i połamał wszystkie lizaki. Potem, kiedy już dorósł, uważał, że władzy, prawie każdej władzy należy przeciwstawić się. Tak i dziś, w epoce pandemii postanowił zaprotestować. Otworzył szufladę, na dnie której leżały maseczki. Kolorowe, bawełniane, chirurgiczne, ale też takie ekstra, z filtrem FFF i coś tam jeszcze. Wybrał jednak tą, którą dostał od wnuczka. Była we wzorki, jakieś instrumenty. Trąbki i bębenki. Pomyślał, że to znak czasu. Historia zatoczyła koło. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Maseczka dobra, przylegająca do nosa, ale nieco dziecinna, w te trąbki i bębenki. Nie był zadowolony, więc dodatkowo założył przyłbice. A na dłonie wciągnął lateksowe rękawiczki. Dopiero tak „ uzbrojony” wyszedł na ulice.   

Lata 70 te. Tak, to właśnie wtedy Piotr O. po raz pierwszy zbuntował się na poważnie. Chodził po rozmaitych publicznych toaletach i scyzorykiem wycinał słowo PRECZ. Niby to nic wielkiego, niemniej dobrze to docenić. Ludzie najczęściej wyskrobują w toaletach sprośne rysunki lub jeżeli mają coś napisać, to piszą – KAŚKA TO STARA... Jednak po pewnym czasie ta dawka buntu przestała mu wystarczać. Był jak narkoman, jak człowiek uzależniony, i w końcu zapragnął dawki heroizmu zwalającej z nóg. Dawki wręcz końskiej, po której albo zakończy swoje życie niespełnionego buntownika, albo też uodporni się na wiele lat. Dlatego na miejsce swojego buntu wybrał Pałac Kultury i Nauki. I był to naprawdę doskonały wybór. Chociażby, dlatego, że Piotr O. żył w czasach, które miały być właśnie, w sposób szczególny kulturalne i naukowe. Może z tego powodu w tamtych latach, budowano setki DOMÓW KULTURY, a w stolicy jego państwa, dla nauki i kultury wybudowano specjalny PAŁAC. Więc jeżeli się zbuntować to tylko tam. W Pałacu.  

W Pałacu. Musi iść do Pałacu...

Ubrał się jak trzeba, w ciemną kurtkę, w czapkę przysłaniającą mu twarz, i tak przygotowany wjechał na 20 - któreś piętro. Eleganckie, wyłożone marmurami. Znalazł toaletę, zamknął się tam, po czym z kieszeni wyjął ostry scyzoryk. Na drzwiach wyskrobał słowo – PRECZ, a potem dodał jeszcze literkę - Z.

Poczuł ulgę. Samo PRECZ nic nie znaczy, dopiero literka Z, nadaje kierunek. Bunt zaczyna smakować. Jest jak spełniona miłość.    A więc dobrze, teraz musi wyskrobać jeszcze te 4 litery. Czyli - Z S R R.  PRECZ Z ZSRR, tak musi brzmieć napis wyskrobany.

Kiedy zaczął wycinać scyzorykiem pozostałe literki, usłyszał jakieś kroki, podejrzany szmer, wyjrzał przez uchylone drzwi, to była babcia klozetowa. Babcia, a może nie babcia... Może ktoś przebrany za babcie. Wtedy tajne służby posługiwały się wyrafinowanymi metodami, a i same babcie pracowały na dwóch etatach. Reglamentowały toaletowy papier a nocą pisały raporty. Wolał nie ryzykować. Wróci za tydzień, dwa, i uzupełni napis.

Nigdy jednak nie wrócił do Pałacu. Nie uzupełnił. Może się bał, a może nie chciało mu się. Lub po prostu zakochał się w jakiejś kobiecie, a wtedy scyzorykiem wycina się raczej serca na drzewach. Jednak ów niedokończony bunt nie dawał mu spokoju. Ów brak czterech literek uwierał go niczym kamień w bucie.

Potem jednak o tym zapomniał. Ale to normalne, czasami się buntujemy, krzyczymy - PRECZ! Dodajemy nawet literkę - Z, lecz z czasem ów bunt przechodzi nam. I akceptujemy życie takie, jakie jest...

Jednakże w latach 80- tych, ogarnęła go kolejna fala buntu. Kiedy inni klaskali on raczej nie klaskał, co raczej śnił w nocy i na jawie. Innym ludziom śnią się rajskie wyspy, piękne kobiety, lub nawet prozaiczne sztabki złota. Jemu zaś śniła się Sala Kongresowa w Pałacu Kultury i Nauki. I on. W tej sali, dumny i wyprostowany, wyprowadza sztandar znanej nam wszystkim partii. I w tym śnie niesie sztandar tak jak trzeba. Nie za wysoko, ale też nie za nisko. Niesie z triumfem, pokorą, skromnością. Ten jego sen był prawdziwy, realistyczny, tak, że nawet słyszał oklaski i muzykę, a dokładnie trąbki i werble. Potem się budził i z uśmiechem na twarzy biegł do pracy. Czy opowiadał ów sen? Zapewne tak. Najczęściej przy kieliszku wina. Swoim przyjaciołom a oni mu zazdrościli takich pięknych snów.

Na początku XXI wieku, także doświadczył pewnej przygody. Jednakże nie był to sen a najprawdziwsza prawda. A było to tak: Pewnego wiosennego wieczoru, nieco wstawiony wracał do domu, a raczej do starej kamienicy w której mieszkał prawie od dzieciństwa. W bramie owej kamienicy zobaczył zaparkowaną ciężarówkę z napisem – PRZEWÓZ EBLI. Nie lubił takich niedokończonych zdań. Lubił jak wszystko jest na swoim miejscu. Każda literka. Natychmiast podszedł z zamiarem zwrócenia uwagi kierowcy ciężarówki, przecież nie ma ebli, ale za to są meble. Kierowca ciężarówki w zasadzie nie dyskutował, a nawet wezwał swoich dwóch młodych pracowników. Rosłych junaków. I razem, w trojkę, zapewnili, że jeżeli nie dziś wieczorem, to następnego dnia uzupełnią napis. Tak, ze nikt nie będzie miał żadnych wątpliwości, że zajmują się przewozem mebli.

- Dziękuje bardzo – Piotr O. w sumie nie spodziewał się aż takiej uprzejmości, ale naprawdę czasy się zmieniły. Może dzięki owym Pałacom i Domom Kultury. Podziękował więc kierowcy i jego junakom, gdy nagle zauważył, ze wszystkie meble stojące przy ciężarówce z napisem PRZEWÓZ EBLI wydają mu się znajome

- Panowie - wyszeptał - odnoszę wrażenie, że ten kredens, stół, ta szafka a nawet ta pralka należy do mnie

- Zgadza się – odpowiedział mu kierowca ciężarówki

- I ten fotel też! To wszystko moje.

- Oczywiście, to pański fotel – natychmiast potwierdził jeden z junaków - Na górze został jeszcze taboret, ale jest w takim stanie, że odradzałbym panu jego przewózkę.

Piotr O. złapał się za głowę, zaczął krzyczeć a nawet wygrażał komuś pięścią, a potem w jakiejś furii kopał w fotel.

- Proszę się uspokoić. – Kierowca ciężarówki przytrzymał go za ramie – Proszę nie kopać. To przecież pana fotel. A ponadto, nie ma sensu się buntować. Zapewne pan nie wie, ale kamienica zmieniła właściciela i pan już tu nie mieszka.

- Już tu nie mieszkam?

- Tak. Lecz i tak ma pan dobrze. Góra – tak to określił - a więc góra zdecydowała, że nie będzie to eksmisja na bruk, ale właśnie przewózka ebli do nowego mieszkania. Co prawda mniejszego, ale wyposażonego w balkon wychodzący na stronę zachodzącego słońca.

Dla pana Piotra O. nie to było najgorsze, że w tak niespodziewany sposób pozbawiony został mieszkania, w którym mieszkał od dzieciństwa, ale to, że nikt nie docenił jego buntu i marzeń. A także snów. Wielu było takich, co nigdy nie wyskrobało scyzorykiem słowa – PRECZ Z. A także nie śniło o wyprowadzeniu sztandaru znanej nam wszystkim Partii, w akompaniamencie trąbek i bębenków, a teraz proszę, żyją sobie jak pączki w maśle. I na pewno nikt nie wysyła po nich samochodu z wyblakłym napisem - PRZWÓZ EBLI. Dlatego rozgoryczony siadał na swoim malutkim balkoniku, i wpatrzony w zachód słońca rozmyślał o niesprawiedliwościach tego świata.

A może to moje marne życie, życie niedocenione, niewyśnione, wynika z tego, że za mało się buntowałem? – rozmyślał. Powinienem być prawdziwym buntownikiem. Powinienem stać na czele buntu. Nieść sztandar buntu wysoko uniesiony do nieba. No i krew. Nigdy nie rozlałem kropli krwi. Nawet własnej, gdy ostrym scyzorykiem wycinałem słowo – PRECZ Z

Pewną nadzieje przyniosła mu ta najnowsza pandemia. Takie czasy zawsze weryfikują ludzi. Na tych, którzy się boją i na tych, którzy się nie boją. Na tych którzy siedzą w domu i wzdychają - O Boże 366 dzień pandemii. I na tych, którzy wycinają scyzorykiem w publicznej toalecie hasła. Typu – RAZEM MŁODZI KOVIDIANIE. Tak, Piotr O. ma już swoje lata, i już wiele widział zachodów słońca siedząc na swoim balkoniku, ale mimo tego, postanowił właśnie teraz, właśnie dziś, dokonać jeszcze jednego czynu. Bo musi to być właśnie czyn. Donośny. Który odnotują wszystkie media w Polsce. Pokażą go w Faktach o 19 -stej lub w Wiadomościach o 19,30. Założył więc maskę, potem przyłbicę, a dodatkowo na dłonie wciągnął lateksowe rękawiczki i tak „ uzbrojony” wyszedł na ulicę.

Gdzieś w głębi duszy spodziewał się, że przeciwnicy wprowadzenia pandemicznych restrykcji rzuca się do budowania barykad, szturmować będą pobliskie Sanepidy, lecz tak nie stało. Ludzie jak to ludzie na ulicy. Niektórzy szli, niektórzy stali, niektórzy zaś nic nie robili, ale wszyscy w tych karnie założonych maseczkach. A pomiędzy nimi ów dziwny „ dystans społeczny” Jak można tak żyć? On, kiedy był młody lubił stawać za dziewczyną, wdychać jej zapach, a nawet niby to przypadkowo ocierać się o nią. Czy dziś jest to możliwe? Niech tylko spróbuje tak zrobić. Zaraz wezmą go za wariata. Za wariata w maseczce. Jak tu żyć w czasach pandemii? W 366 dniu pandemii? Przecież nie o chodzi o to, aby liczyć dni pandemii, ale o to, aby zmienić świat na taki, w którym ludzie nie boją się wirusów i tych różnych patogenów. Poszedł tam gdzie już dawno powinien pójść. Poszedł pod samiutki Pałac Kultury i Nauki. I tam zatrzymał się i stał tak chwilę nieruchomo, tak, jak owe socrealistyczne posągi otaczające Pałac. Tak jak górnik z młotem, tak jak murarz z kielnią, tak jak tkaczka przy warsztacie. Tak jak człowiek w maseczce. Lecz nie stał tak długo, nie jest przecież z marmuru. On żyje, porusza się, a nawet, gdy poczuje taką wolę może dotknąć się, chociażby... do nosa. Ale uwaga - tylko pośrednio, poprzez przyłbice i maseczkę. Chociaż ten dotyk, a raczej samo-dotyk, nie jest zalecany przez władze sanitarne. Dziś postanowił coś więcej. Dziś postanowił dotknąć się i to bezpośrednio. Palcem. Bezwstydnie. Za noc potrzeć. Oczy przetrzeć, wargi językiem zwilżyć, może nawet oblizać się... i to publicznie. Na ulicy, Na oczach wszystkich. Tuż przed głównym wejściem do Pałacu Kultury i Nauki. Tak, zrobi to ostentacyjnie. Obliże się mimo tylu wirusów i korona wirusów. Dotknie nosa, chociaż już nikt na ulicy nosa nie dotyka. Nie pociera...

Najpierw zerwał z twarzy przyłbicę i odrzucił daleko od siebie. Potem ściągnął lateksowe rękawiczki, ale nie tak jak się zaleca, dwoma palcami, ciągnąc od wewnętrznej strony, ale zrobił to gwałtownie, brutalnie, wprost nie higienicznie. Jedną tu, drugą tam... Zaś na koniec owego rozbierania zostawił maseczkę w trąbki i werble. Oto nadszedł ten czas. Teraz ją zerwie, przekroczy granice, znajdzie się po drugiej stronie.

- Boże! Boże! - Szeptał - Daj mi siłę. Tu teraz. Przed tym Pałacem - a potem zerwał ja. Jednym ruchem ręki. Po prostu. - Oto ja! Jestem! - Krzyczał, dotykając palcem nosa, pocierając oczy, a nawet oblizując się. Lecz co najważniejsze oddychał. Oddychał pełną piersią... Dziwne było tylko to, że nikt  nie spojrzał w jego stronę, a przecież był to człowiek bez maseczki.


Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura