kierownik karuzeli kierownik karuzeli
2902
BLOG

O Bogu, brudnych galotach biskupa Kossakowskiego i marynarce Frasyniuka.

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 67

    Ostatnio podnoszą się głosy, że polityka sąsiaduje zbyt blisko religii. Żywi się jej sokami. Krytykuje się miesięcznice smoleńskie, jako zbyt fanatyczne.  Zaś  ludzi celebrujących owe wydarzenia nazywa się sekciarzami. Jednak nasza historia jest inna. Pogmatwana. A religia i polityka, mało, że przenikają się , to często dzieje się to  w sposób dziwny i  paradoksalny.

    Przenieśmy się teraz pod szubienicę ustawioną na Krakowskim Przedmieściu. Jest 9 maja 1794. Lud warszawski prowadzi biskupa Kazimierza Kossakowskiego  Zdrajcę  Polski i targowiczanina. Kilka godzin temu Sąd Kryminalny dla miasta Warszawy wydał wyrok śmierci dla: Ankwicza. Ożarowskiego. Zabiełło i właśnie Kossakowskiego. Z tym, że pierwszych trzech powieszono na Rynku Starego Miasta, doskonale to ilustruje znana rycina Norblina, Kossakowskiego – z bliżej nieznanych powodów – powieszono  na wprost kościoła św. Anny.

    Może dlatego, postawiono tam szubienicę, że skazany był biskupem  i chciano, aby zabrał do  grobu widok kościoła, jako swoiste memento. Kościół św. Anny, to współczesna nazwa, kiedyś  był  to kościół bernardynów.  I jeżeli ktoś nie jest z Warszawy,  i nie wie gdzie to jest, to śpieszę wyjaśnić, to jest mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie 10 czerwca 2017 roku policja wyniosła  Władysława Frasyniuka, a także Marcina Skubiszewskiego, znanego działacza KODu chodzącego na wszelkie manifestacje z zdjęciem  Kaczyńskiego w paradnej czapie milicjanta białoruskiego.

    Ale zostawmy na razie tych panów i wróćmy do biskupa Kossakowskiego. Aresztował go sam szewc Kiliński, ten nasz bohater mitoman. Potem  wszystkim  opowiadał, że zastał biskupa w brudnych gatkach.  Czy widok dzielnego szewca z szablą, spowodował właśnie takie przybrudzenie, a raczej mówiąc wprost: zafajdanie gatek, tego się już  nie dowiemy. Jednakże nasz dzielny szewc pozwolił biskupowi założyć pikowany szlafrok,  i pantofle na nogi, i tak przyodzianego odprowadził do aresztu.

Pozwolę sobie jeszcze na kilka pikantnych szczegółów, tuż przed powieszeniem Kossakowskiego, ktoś zdarł mu cegłą z karku  świecenia biskupie ( to taki patent ludu warszawskiego), ponieważ biskupów raczej nie powinno się wieszać. Jednak to starcie cegłą świecenia, bolesne, aczkolwiek symboliczne, nie wystarczyło, aby go szybko powiesić.  Biskup w ostatniej swojej woli, stanowczo zażądał od katów przyjecie św. komunii. Tym bardziej, że kościół św. Anny był o kilka kroków od szubienicy. Jednak nie pozwolono mu na taki manewr. Dzielny lud warszawski, zorientował się, że to  nie tęsknota za ciałem Chrystusa, tylko sprytny wybieg. Fortel.  I gdy tak się stanie, biskupa z hostią w ustach, czy w reku, trudno będzie powiesić. Wiec już bez dyskusji o św. Sakramencie, zdarto z niego ten elegancki pikowany szlafrok i biedaka wciągnięto na szubienice. Dochodząc do  wniosku, że kara za zdradę ojczyzny ma pierwszeństwo, zaś  kontakt z Bogiem, i tak biskup będzie miał za chwile zapewniony.

    Dlaczego o tym pisze? Ponieważ uderzyło mnie to miejsce. Ta sama topografia  wydarzeń historycznych.  Garderoba głównych postaci dramatu. Kiedyś. Lata temu i dziś.  A co najważniejsze, to jakieś pomieszanie  polityki i sacrum. Nie wiem jak jest u innych narodów, ale my - Polacy mamy to już we krwi. Polityka jest u nas także religią i religia zwykle jest polityczna.  Wtedy, 223 temu, biskup Kossakowski w ostatniej chwili życia wpada na genialny pomysł, Chociaż jest zdrajcą, na pensji u ambasadora rosyjskiego, to jednak ma nadzieje, że nie zostanie powieszony, ponieważ hostia, to żywe ciało Chrystusa pana, przed śmiercią go wybawi. Tak jestem zdrajcą i politycznym bankrutem –  pewnie gorączkowo kalkulował biskup Kossakowski – ale istnieje Bóg.  I Polacy, jacy nie są, to jednak jest to naród religijny i nie odważą się powiesić biskupa z hostią w ustach.  A ten wybieg da mi kwadrans życia, a wtedy wszystko może się jeszcze zdarzyć.  Może oswobodzą mnie moskale. Król ułaskawi.  Lecz  jednak,  może i istnieje taka  ewentualność, że  w tej potrzebie hostii,   było szlachetne pragnienie. Wzniosły cel. Tak. Teraz mnie powieszą i pójdę  do diabła, ale wcześniej oddam duszę Bogu. Bóg mnie przyjmie  i zrozumie. Przecież całe życie mu poświęciłem …  Lecz jak wtedy nie było, bardziej kunktatorsko, czy też  bardziej wzniośle, biskup Kossakowski i tak zadyndał na szubienicy, w tych swoich brudnych gatkach, tak jak to opisywał nasz dzielny Kiliński. 

   Przenieśmy się teraz do czasów współczesnych.  Mamy 10 czerwca 2017.  Z Warszawskiej Katedry wychodzi kolejna manifestacja upamiętniającą 7 rocznice katastrofy smoleńskiej. Watki religijne i patriotyczne przeplatają się tu w sposób prawie idealny. Gdzie kończy się religia, upamiętnienie, a zaczyna polityka, trudno powiedzieć? Naprzeciw ludzi idących w politycznym marszu, czy jak chcą inni - w religijnym upamiętnieniu, na jezdni, vis a vis kościoła. Św. Anny siadają Obywatele Rp. Nazywają ludzi wychodzących z Katedry – sekciarzami smoleńskimi, zaś siebie, obrońcami demokracji obywatelskiej.        Na ich twarzach maluje się determinacja.  Nerwowych drgawek dostaje znany działacz Kodu Skubiszewski, krzyczy - Do kościoła!!! Do Kościoła!!! – wskazując na ludzi idących w manifestacji, zaś Frasyniuk stawia bierno - czynny opór i jest przez kilku rosłych policjantów w y n i e s i o n y.  To  w y n i e s i e n i e  zostanie pokazane (powiedziałbym - wyniesione na medialne ołtarze)  w komercyjnych telewizjach jako rodzaj  brutalnej przemocy. Agresji.  Przecież nie tak traktuje się byłego bohatera, legendę. Trzeba także odnotować, że  w y n o s z o n  y  Frasyniuk  ubrany jest bardzo elegancko, w granatowy garnitur i jak zauważyłem  z  czterema   błyszczącymi  guzikami na  każdym rękawie.  Co jeszcze - nie zdarto z niego tego granatowego  garnituru, tak jak kiedyś zdarto biskupi Kosakowskiemu pikowany szlafroczek.  I  nie  odprowadzono go na komisariat w samych gatkach. Takie to mamy liberalno – nowoczesne czasy. Tolerancyjne i modne. 

    Kossakoswski. Frasyniuk. Skubiszewski, Kaczyński, lud warszawy, Obywatele RP. To samo, wciąż to samo, lecz jednak nie to samo. Wszystko jakby bardziej rozwodnione, groteskowe. Echo echa. Tam szubienica, hostia, śmierć na szubienicy i brudne  galoty biskupa Kosakowskiego, tu białe różę, i elegancka marynarka Frasyniuka. A także zdjęci e  Kaczyńskiego w czapie białoruskiego milicjanta. Zdrajcy i nie zdrajcy. Wszystko się zamazuje, traci kontury. Tylko miejsce to samo…

   Chociaż gdy te wydarzenia weźmie się pod lupkę, do oka przystawi, to trzeba powiedzieć  jedno - polityka w Polsce bez religii nie istnie. Czy to dobre, czy też nie, sam tego nie wiem. To zbyt dla mnie trudny temat. Już tego wszystkiego nie ogarniam. Nasza historia ma 1000 lat, i Polska jest jak stary człowiek, wszystko zapomina i wszystko mu się miesza.  Powiada się, że nasza polityka,      a także nasza państwowość zaczęła się od religii. Chrzest a potem państwo. Królestwo z tego i nie z tego świata. 

    I  tak już zostanie. Pamiętajmy jednak o brudnych galotach biskupa Kossakowskiego. O Hostii, jako ostatniej desce ratunku. I o  w y n o s z e n i u  Frasyniuka w granatowej marynarce z czterema guzikami na rękawie.  A także  o tych wszystkich, którzy zginęli, lub tez jak twierdzą inni – polegli pod Smoleńskiem.  

 

Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka