kierownik karuzeli kierownik karuzeli
189
BLOG

Śmierć karpia krulewskiego

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Święta, rocznice Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Chce  coś  jeszcze na szybciutko powiedzieć o karpiu świątecznym.  Dosłownie kilka słów, bo to już temat nieaktualny, i kto miał zjeść karpia  w wigilie, to zjadł, a kto w ramach protestu nie zjadł, to nie zjadł, i być może planuje już lewacką akcje kulinarną. W rodzaju obrony  baby wielkanocnej  przed pisowskim szowinizmem … Nieco poszperałem w Internecie i znalazłem bardzo ciekawą wypowiedz niejakiego pana Bronisława z Komorowa, który twierdzi, że to nie prawda, że karpia na święta Bożego Narodzenia wymyślili komuniści, a nawet gdyby, to cóż w tym złego? Ponieważ po wojnie wszystko było w gruzach, i to komunistyczny minister, niejaki Hillary Minc ( nie mylić z Hillary  Clinton) wymyślił hodowlane gospodarstwa rybne, aby Polak mógł znaleźć na stole karpia krulewskiego.  ( pisownia oryginalna) Powiem szczerze, że bardzo mnie rozczulił ten karp krulewski.  Taki Stanisław August, tak dopieszczany przez władzę PRL- owskie, jako król – realista, jadł na wigilie szczupaka, sandacza, jesiotra, a potem minęło gdzieś tak 200 lat, i na stole pana Bronisława z Komorowa wylądował karp krulewski. To się właśnie nazywa sprawiedliwość  społeczna i demokracja socjalistyczna. A nie jakaś tam liberalna, gdzie tylko nieliczni degustują ośmiorniczki.  Wniosek nasuwa się chyba tylko jeden. Gdyby Hillary Minc a potem Gierek, zadysponował, aby w  gospodarstwach rybnych, hodować ośmiorniczki,  to może historia Polski potoczyłaby się inaczej. A także obyczaj…   I nasze wigilijne stoły uginałyby się pod ciężarem ośmiornic, a nawet kałamarnic.

Muszę także przyznać komunistom,  a także panu Bronisławowi z Komorowa,  jeszcze jedno. W PRL powstała sieć sklepów rybnych,  całe w białych kafelkach, z basenami, w których pływały żywe ryby. Wręcz pluskały się radośnie.  Co prawda  w tych sklepach unosił się jakiś dziwny mdły zapaszek, który nie miał nic wspólnego z magdalenką Prousta, ale i tak, nawet dziś, ten zapach pamiętam. I czule wspominam. Tylko niestety, nie potrafię go opisać. Pamiętam jednak, że bardzo lubiłem te sklepy. Jako dziecko lubiłem te baseny    z rybami.  Może dlatego, że nie miałem akwarium. I taki rybny sklep zaspakajał moje utajone marzenia. Dziś takich sklepów jest coraz mniej.  A może nawet  już nie ma. Jeszcze niedawno żywe karpie sprzedawano z takich ni to basenów, ni to zbiorników, wystawionych przed sklepami, ale po protestach organizacji ekologicznych oraz po orzeczeniu Sądu Najwyższego, że karpie to kręgowce i należy im się specjalna ochrona, zaprzestano takich niecnych praktyk.  Ponieważ ja także jestem kręgowcem muszę jak najszybciej pójść do Sądu Najwyższego, może uda mi  się uzyskać jakieś ekstra orzeczenia.  Ale wracając do karpi Anno Domini 2017.  Dziś w marketach  ryby leżą na posypce z lodu. Prawdopodobnie  już nie żyją, albo to jakiś nowy gatunek ryb, które nie potrafią pływać. Być może tak.

Pamiętam, że mój dziadek zawsze w wigilie miał ręce czerwone od krwi, a ponadto całe w łukach, ponieważ to on –  przy pomocy długiego, ostrego noża – zabijał i oprawiał karpie. Wyjmował z ryby pęcherze i bawił się nimi niczym balonikami z helem. Te baloniki były wszędzie , i to w tym rytuale zabijania karpi najbardziej mi  się podobało. Także ta krew. I te pęcherze pod sufitem.      A może przesadzam z tymi latającymi  pęcherzami… To tylko wyobraźnia,  i to taka moja wigilijna opowieść. Lecz  zaręczam karp smażony był. Jako żywy.

Dlatego w tym roku, zaopatrzyłem się w duża plastykową torbę i postanowiłem kupić żywego karpia. Im bardziej żywego tym lepiej. Najlepiej abym kupił w takim rybnym sklepie, takim z basenami,  i potem z tym podrygującym karpiem w  plastykowej torbie chciałem przejść się ulicą. Najlepiej Krakowskim Przedmieściem. Może zaczepi mnie młoda blond ekolożka.  Wywiąże się miła rozmowa. Wymiana opinii.  Po prostu uwielbiam inteligentne aktywistki.   Ale niestety. Stolica  średniego państwa w centrum Europu, a ja nie mogę kupić żywego karpia. Tylko jak  wariat biegam po ulicy z pustą reklamówką.  Musiałem wiec udać się do pobliskiego francuskiego Auchana zwanego  oszołomem, gdzie na podsypce z lodu leżały już filety z karpia, bardziej podobne do flądry niż do tego krulewskiego pana Bronisława. W  cenie 28 złociszków za kg.  Kupiłem więc 2 kilogramy.  Nie żywego filetu.

Tak. Przyznaje się Wysoki Sądzie Najwyższy. Marzyłem, że kupie prawdziwego żywego karpia. Chociażby dla  mojego syna.., Tak, tak, przyznaje się. Miałem taką motywacje. Chciałem wpuścić karpia  do wanny,   mam nawet taka fajną z hydromasażem I niech sobie ryba w wannie  popływa.  Potem  chciałem długim ostrym nożem pozbawić  rybę łba. Wypuścić  rybie baloniki pod sam sufit  …     I tylko po to, aby za kilkadziesiąt lat, mój syn także miał wspomnienia.  Bo co to za  życie jak nie ma się wspomnień? Jak nie ma krwi? Łusek? Rybnych baloników pod sufitem… Niestety, miałem tylko  te nieżywe filety a także - co najgorsze - syn mi powiedział, ze jestem okrutny.  A nawet nie chciał na swoim smartfonie obejrzeć jak zabija się karpia w wigilie.  Mój Boże … Jak tu żyć w tych bezdusznych czasach? 

Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura