Były czasy na lewicy,gdy żadne kłótnie,żadne niezręczne słowo nie miało prawa wydostać się poza własne środowisko.Bąkano coś o "walce buldogów pod dywanem".ale na zewnątrz była cisza.
Może dlatego,że lewica pilnowała interesu,będąc przy tym zgodna po cichu w postrzeganiu "pedałów w białych skarpetkach",ćpunów,czy ekspansji Żydostwa mając świadomość,że u jej boku nieuchronnie rośnie młodsza siostra o temperamencie Erynii-lewactwo.
Lewica mordowała na poważnie,"państwowo" i z zachowaniem porządku-jakiś Sasza jednak jakąś bumagę musiał podpisać,stał za nimi system,stało Państwo,koledzy i sąsiedzi.obywatele po prostu.Ci ostatni z przekonania bądź ze strachu,ale stali.
Z lewactwem sprawa jest inna.Lewactwo nie patrzy czy swój,czy rano się wykrwawiał w walce o robotnicze prawa,czy w południe zapłakał nad biedą amerykańskich zagłodzonych dzieci,po obiedzie zmartwił się losem królików w Australii.
Za to wieczorem,kiedy jadąc sterany codzienną,papieską nieomal troską windą na swoje piąte piętro codziennej egzystencji obsobaczy naćpanego pedała z wiele znaczącą bródką.......
O,to koniec!
Do gardła rzucą mu się wściekłe siostry,Nobel z tobą czy tylko sztuczny fiut-gardła rozszarpane i w jednym worze się znajdzie z nagła oszalałym Psorem od much.
Nikt nie jest bezpieczny,bo tu nie ma innych kryteriów,jak choroba.
Bo jak powiedział ktoś z rodzaju przyszłych sejmowładców:
KTO NIE JEST CHORY,ZAKĄSANY BĘDZIE.
Ps
Napisane po obejrzeniu wystąpienia pani Holland w Polskie Telewizji Publicznej.
Inne tematy w dziale Polityka