Na planie kręconego filmu o Powstaniu Warszawskim, pojawił się minister Zdrojewski i Andrzej Wajda.
Wajda przestrzegł reżysera filmu Jana Komasę przed jednostronnym opisem tamtych wydarzeń, jako że są w Polsce ludzie, którzy chcą zawłaszczyć i definiować nieobiektywnie przebieg i tło powstania.
Nie jest tajemnicą, że Wajda blokował wszelkie próby stworzenia filmu o Katyniu uważając prawem kaduka ten temat za własny. Był w tym wspierany jako gwarant jedynie słusznego przekazu historycznego o tej zbrodni. Jak się okazało, jego film "Katyń" spełnił oczekiwania postępowych środowisk- powstał film grzeczny, miałki i o niczym, w sam raz by go móc wyświetlić w Rosji.
Teraz okazało się, że ktoś robi film o Powstaniu Warszawskim zupełnie bez kontroli, bez błogosławieństw z Czerskiej, bez konsultacji z profesorem Friszke. Jakoś przespano to wydarzenie i teraz, trochę z ręką w nocniku, przestraszony mistrz Wajda przy wsparciu ministra kultury dokonuje prewencyjnego najazdu na ekipę fimową, bezwstydnie próbując ingerować w kształt i wyraz obrazu pod tytułem "Powstanie Warszawskie"
Czyż to nie piękny przejaw troski starego mistrza o nowe pokolenie twórców? Kto, kiedy Andrzeja Wajdy zabraknie, wykaże tyle czujności, zaangażowania i obywatelskiego niepokoju?
Inne tematy w dziale Kultura