a.zarzeczańska a.zarzeczańska
1744
BLOG

"Sezonowe ubóstwo" ministra Rostowskiego

a.zarzeczańska a.zarzeczańska Polityka Obserwuj notkę 31

W Sejmie odbyła się dziś debata na temat bieżącej sytuacji finansowej Polski – premier Donald Tusk i minister Jacek Vincent Rostowski zapewniali nas, że dbają o Polaków (z całych swych sił, naturalnie) ratując ich przed kryzysem, dokonując wielu, niestety, bolesnych reform (fakt, 4 miliardy z Funduszu Rezerwy Demograficznej zabolało). Rzecz jasna, nie omieszkali rzucić kilku krytycznych uwag w kierunku opozycji, zarówno tej z istotnego prawa tj. PiS, jak i tej z prawa nieco bardziej na lewo tj. SLD, za to, że, miast przedstawić alternatywę dla propozycji (a właściwie dla braku działań) rządu, bez uzasadnienia rzucają sceptycznymi uwagami, którymi z pewnością w walce z kryzysem nie pomagają.

 

Swego czasu bodaj europoseł Migalski (poprawcie mnie, jeśli się mylę) mówił o tym, że nie zamierza wspierać rządu w ich potyczkach z kryzysem finansowym i problemami państwa polskiego, wszak byłoby to wspieranie tych, którzy nas w te problemy pakują, a przecież naszym celem (a z pewnością celem europosła Migalskiego) jest zrzucenie z rządowego stolca Platformy Obywatelskiej. Sądziłam wówczas, że Migalski zapomniał już o tym pięknym sformułowaniu, do którego prawica powinna nawiązywać, mianowicie zapomniał o „dobru wspólnym”, i że jego postawa jest absolutnie niesłuszna, egoistyczna, wynikająca wyłącznie z żądzy zdobycia władzy i zajęcia miejsca tych, którzy nas dziś ogłupiają teoriami o zielonej wyspie i innych kwiatuszkach. Zajęcia ich miejsca bynajmniej nie dlatego, że europoseł Migalski ma cudowne recepty na wszechobecną biedę i żałość polskich instytucji publicznych, lecz po to, by rządzić. Po prostu.

Nie zamierzam streszczać i komentować tu całej sejmowej dyskusji, zresztą świetnie zrobił to już bloger Foros, zwrócę tylko uwagę na jedną krótką wypowiedź ministra Rostowskiego. Wypowiedź, która nieomal zrzuciła mnie z łóżka. Wypowiedź, która mnie kompletnie dobiła, przeraziła, a właściwie zasmuciła. Posłanka PiSu, Beata Szydło, słusznie wspomniała naszym dzisiejszym sejmowym gwiazdom o tegorocznych statystykach GUSu, które mówią, że mamy w Polsce ponad 2 miliony ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie, w tym 600 tysięcy dzieci (i pozostałe ponad 6 milionów żyjących w niedostatku). Minister pospieszył z ripostą i rzucił (cytuję z pamięci):

 

"Pani poseł, statystyk nie wystarczy tylko pamiętać, ale należy je też rozumieć. Proszę wziąć pod uwagę, że istnieje coś takiego, jak sezonowość"

 

Skrajne ubóstwo to takie, Drogi Ministrze, kiedy na członka rodziny przypada mniej niż 466 zł miesięcznie tj. minimum egzystencji. Ile bochenków chleba i opakowań margaryny można za to kupić? Ile podręczników szkolnych, zeszytów, kredek i plasteliny można za to kupić? Ile zimowych kurtek, sezonowego obuwia i bielizny? Ile proszku do prania, płynu do mycia naczyń i kostek mydła? Ile leków na przeziębienie i grypę? Na jak długie wakacje można za to wysłać dzieciaki? Zakładam, że polski rząd promuje walkę z chorobami cywilizacyjnymi, więc o cukier nie zapytam.

Na szczęście, jak twierdzi Rostowski, ubóstwo ma to do siebie, że jest sezonowe (podobnie jak woda w rzekach spływa do Bałtyku) , nieprawdaż? Dziś nie mamy, co włożyć do garnka, ale jutro będziemy ociekać w bogactwach, takich, jak Pan Minister i jego koledzy. Każdego dnia ktoś głodny i zaniedbany zostaje bogaczem. No i skoro sezonowo, to pewno i bogacze zupełnie przypadkowo stają się nędzarzami. Z taką nadzieją głodujący budzą się każdego dnia, bo usłyszeli (choć pewnie nie usłyszeli, obawiam się, że TVN akurat tej wypowiedzi promować nie będzie) od ministra finansów, że musi być lepiej, na pewno będzie lepiej, a na pewno za rządów PO.

 

I wiecie co? Ten Migalski dał mi do myślenia. Czy powinniśmy pomagać ministrowi Rostowskiemu?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka