Czy jesteśmy sobie wyobrazić stan ducha zwycięzców w francuskich okopach po ogłoszeniu zawieszenia broni pod koniec pierwszej wojny światowej? Niby odnieśli, po krwawej wojnie, sukces. Co prawda nie rozprawili się definitywnie z wrogiem, ale doprowadzili go na skraj zapaści. Niemcy skapitulowały i zgodziły się na upokarzające dla nich warunki pokojowe.
Taką właśnie optykę przyjął w swoim artykule o stanie polskiej prawicy Robert Krasowski (Jakiej prawicy potrzebują Polacy? A jakiej nie?). Redaktor naczelny „Dziennika” dopisał happy end do walki z początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku o duszę człowieka wyrwanego z totalitarno- komunistycznej junty pod dowództwem Jaruzelskiego. I nie żebym się nie zgadzał z obstawieniem ról, które pełnili ówcześni bojownicy prawicy, oraz z diagnozą pokazującą Polaka dwudziestego pierwszego wieku jako konserwatysty ceniącego rodzinę i kościół jako ostoje wartości.
Krasowski buntuje się natomiast na myśl o dalszym wdrażaniu prawicowych wartości. Twierdzi on, że z ruchem konserwatywnym nie wiążą się one w żaden sposób. Naczelny pomstuje na porównywanie jego czasopisma do „Gazety Wyborczej” twierdząc, że ta ostatnia odczuwała, w przeciwieństwie do „Dziennika”, potrzebę wyznaczania autorytetów moralnych, którym należy słuchać. Nie zauważa natomiast, że podobnie jak organ prezentacji politycznych i światopoglądowych opinii Michnika, jego gazeta również podejmuje trud wyznaczenia granicy, za którą znajdują się oszołomy szkodzący wolności Polaków. Trzeba przyznać rację autorowi, że „Dziennik” przesunął ją w znaczący sposób w stronę prawą. Chciałem tylko zapytać, czemu i na jakiej podstawie twierdzi, że dalej nie ma już żadnych sensownych projektów? Czy nie jest tak, że gdy granica, którą jest w stanie zaakceptować przekroczyła jego własne poglądy i zaczął widzieć groźbę czarnej stoni (podobnie jak czytelnicy „Trybuny”)?
Publicysta sam przedstawił się jako obrońcę zdobyczy wcześniejszych wojen równocześnie twierdząc, że pozostałe środowiska (na czele z „Rzeczpospolitą”) mają tendencję do fanatyzmu, który prędzej czy później doprowadzi do odwrócenia sympatii polskiej opinii publicznej. Redaktor stawia prawicę w roli administratorów, których największym problemem powinna się stać temperatura wody w kranach. Jednocześnie blokując wszelkie pomysły lewicy na naprawianie świata – tylko jak?
Na to ostatnie pytanie autor nie odpowiada. Twierdzi, podobnie jak wspomniani na początku francuscy żołnierze, że teraz należy bronić status quo i skryć się za linią Maginota. Odrzuca też zarzut „Rzeczpospolitej” o bezkrytyczny stosunek do Unii Europejskiej podkreślając brak sensownej alternatywy.
Czy jednak taka powinna być rola dzisiejszej prawicy? Czy powinna ona ograniczyć swoją aktywność do zatrzymywania powodzi liberalnej myśli politycznej? Czy rzeczywiście po prawej stronie nie zrodzi się już żaden nowy pomysł?
Pytania rodzą się jedno za drugim i nie znajdziemy na nie odpowiedzi w sławiącym postpolityczną rzeczywistość wywodzie. Pan Robert twierdząc, że antykomunizm jest niepotrzebny, bo postkomuniści odchodzą w tempie nie do uzyskania w początkowej fazie przemian zapomina, że często odchodzą oni w glorii na ogromne, z punktu widzenia przeciętnego opozycjonisty, emerytury. Zapomina on, że oprawcy z SB nie spotykają się z żadną karą. Nie zawraca nam głowy systemem sprawiedliwości (od regionalnych komend policji, przez prokuraturę, sądy aż po Sąd Najwyższy), który NIE DZIAŁA. Kodeks karny, który został napisany na modłę nowoczesnych i niesprawdzających się rozwiązań liberalnych, pewnie też jest częścią status quo i będziemy go teraz bronić przed ideologami. No i oczywiście nie zapominajmy o prezencie po poprzednikach w postaci dziwnego aktu zwanego konstytucją IIIRP.
Dziennikarz zapomina również o nienormalnej sytuacji w mediach. Obserwuje on przez zmrużone oczy polską elitę dziennikarzy i widzi obiektywizm. Nie ma w obrazie tym przekłamań, nie ma naciągania faktów tak by obrzydzić publiczności jedną stronę, ewidentnego w chwili obecnej przecież, konfliktu. Trzeba natomiast uczciwie przyznać, że autor oprócz pomstowania na wartości nie wyznacza granic, których nie należy naruszać.
Innymi słowy Nasz kraj się rozwija. Prawicowe wartości są niezagrożone. Pojawia się napis „The End” na tle oddalającego się w stronę zachodzącego słońca jeźdźca i można już pójść do domu.
Pamiętajmy jednak, że musimy wychować sobie, w młodym pokomunistycznym kawałku świata, elity, które będą chciały (a na dodatek będą do tego zdolne) bronić zdobyczy przeszłych pokoleń. Czy uda się tego dokonać ciepłą wodą w kranie? Moim zdaniem w żadnym wypadku. Powiem więcej, podobnie jak demokracja bez wartości, tak samo prawica bez nich przyniesie prędzej czy później klęskę sobie jako myśli politycznej.
Doktryna obrony obecnych rozwiązań wydaje się być czymś pociągającym, szczególnie dla polityków, którzy potrafią wiele zrobić by nie robić de facto nic. Tylko podobnie jak postawienie umocnień na granicy Niemiecko-Francuskiej, nie przyniesie ona najmniejszych korzyści, gdy agresor znajdzie obejście przez Belgię?
Czy w obliczu coraz wyraźniejszych prób nawrócenia Polski na oświecony zachód (Zezwolić na aborcję w Polsce) musimy twardo obstawać przy stanowisku, że naszego społeczeństwa takie rzeczy nie interesują, ponieważ jest ono konserwatywne do szpiku kości?
Gdy skończyła się konferencja w Monachium premier Wielkiej Brytanii Chamberlain, wracał do Londynu z poczuciem dobrze spełnionej misji. Obronił kruchy pokój kosztem małego państwa, nie przelewając kropli krwi. „Dziennik” również każe nam prawicowym obserwatorom rzeczywistości spoglądać na politykę w atmosferze powszechnej szczęśliwości wróżąc nam kolejne kilkadziesiąt lat powszechnej zgody.
Polakom jest potrzebna rewolucja konserwatywna, która doprowadzi do wytworzenia elit republikańskich. Musimy teraz stoczyć wojnę o świadomość historyczną oraz etyczną naszych młodych wykształconych z dużych miast. Musimy dotrzeć z przesłaniem prawicowym na uniwersytety, do liceów. Naszą rolą jest wyznaczać zarówno ramy jak i wypełniać wartością projekty modernizacyjne kraju. O ciepłą wodę dbają ludzie już w własnym zakresie. Teraz dobrze by było gdyby walczyli też o swoją tożsamość.
Inne tematy w dziale Polityka