Specjalistka od równego statusu kobiet i mężczyzn Magdalena Środa przemówiła w formie felietonu dla wp (http://wiadomosci.wp.pl/kat,95834,wid,9918682,wiadomosc.html). W swoim tekście, który ma obnażyć wady kościoła katolickiego, postanowiła między innymi, podyskutować sama z sobą. Na początku pisze więc coś takiego:
"W czasie komunii chłopi porzucają prace, kobiety zapominają o zmęczeniu, wszyscy - narzekając - podporządkowują się proboszczowi: dzieci wożone są na wielogodzinne przygotowania (proboszcza koszty benzyny nie interesują), rodziny zapożyczają się (w końcu jest komunijny kredyt), sprzątają Kościół i okolice, zbierają pieniądze na rozliczne dary („ołtarza", „grobu" etc), kwiaty (nie mogą być „byle jakie", zwłaszcza gdy na uroczystościach pojawi się biskup) i prezenty (rower i komputer już nie wystarczą), marzną w i przed Kościołem (o ile bowiem przeciętnego proboszcza stać na rozliczne dobra konsumpcyjne, o tyle rzadko kiedy - na ogrzewanie świątyni)."
natomiast troszeczkę dalej napotykamy taką opinię:
"Polacy są narodem nieufnym, podejrzliwym, zamkniętym w obrębie rodzin, o bardzo niskim kapitale społecznym, zerowej aktywności lokalnej, nikłym zaangażowaniu na rzecz bliźnich, wysokiej przestępczości i odwrotnym do niej poziomie kultury osobistej."
Czyli mamy zamkniętych, nietolerancyjnych, o zerowej aktywności lokalnej chłopów, którzy porzucają prace, zapominają o zmęczeniu i sprzątają kościół i okolice. Na pierwszy rzut oka takie zestawienie może wydawać się jawną niekonsekwencją, ale tak może się wydawać tylko głupim katolom, którzy nie rozumieją, że życie parafii to nie jest żadna lokalna wspólnota. Lokalna wspólnota występuje tam, gdzie sprząta się lokalną świetlicę i jej okolice a nie kościół i jego okolice. Świątynia przecież jest miejscem spotkań lokalnej ciemnoty a Pani Magdalenie przecież chodzi o to, żeby ciemnoty było jak najmniej.
Dalej w tekście możemy natknąć się na tylko odrobinę zakamuflowaną krytykę nauczania religii w szkołach:
"Po trzecie, bezmyślność. Wiara nie tylko nie przekłada się na moralność, lecz również na wiedzę. Dzieci „przed komunijne" mają wyuczyć się na pamięć odpowiedzi na sto pytań, których treści najczęściej nie rozumieją i wartości nie cenią, chodzi bowiem nie o wiedzę, lecz posłuszeństwo. Zamiast matematyki, geografii czy angielskiego godzinami klepią jednozdaniowe formułki, które - odfajkowane przez księdza - giną w błogim zapomnieniu. „Kim są Aniołowie?", „czym jest sakrament?", „czym różni się wiara w Boga od miłości do Boga?", a czym „szacunek do Boga od uwielbienia Boga?". W katechetycznym nauczaniu nie ma czasu na zapytanie, nie ma czasu na refleksję czy myślenie."
Czyli polskie dzieci mają zapchane główki niepotrzebnymi informacjami z dziedziny religii chrześcijańskiej, co powoduje, że nie mają gdzie zmieścić koniecznych definicji geograficznych, matematycznych czy regułek gramatyki języka angielskiego. Tak utylitarne podejście pewnie jest miłe uchu niejednemu modernizatorowi systemu edukacji. Jednak czy ktoś pamięta tyrady miłośników Gombrowicza po zniesieniu go z spisu lektur obowiązkowych przez - co najistotniejsze - Romana Giertycha. W co drugiej wypowiedzi pojawiał się magiczny zbitek 'kod kulturowy'. Czy z tego kodu chrześcijaństwo jest wykluczone? Oczywiście chciałbym, żeby ośmiolatki były w stanie przełknąć teologię na poziomie seminarium duchownego, jednak puki co wolę by proboszcz uczył moje dziecko modlitwy czy regułki na pamięć niż, żeby mu tłuc do głowy tolerancję spod znaku akceptionalizmu.
Innym wątkiem, najczęściej podnoszonym przez antyklerykałów różnej maści, jest brak wpływu nauczanie chrześcijańskiego na poziom przestępczości. Można nawet sądzić, że kościół nie tyle niedostatecznie przyczynia się do poprawy społeczeństwa, co zamyka ich w rodzinach (sic!) i krzewi nieufność. Obrazuje to ten fragment wypowiedzi pani profesor:
„Moralne elementy wiary katolickiej nie mają żadnego przełożenia na postawy moralne. Katechizacja i nasycanie Polski różnymi rekolekcjami, mszami, krzyżami, modlitwami i sakramentami nie wpływa w ogóle na etyczność Polaków. Poziom zaufania, wzajemnej pomocy, tolerancji czy codziennej życzliwości jest znacznie niższy niż w krajach zlaicyzowanych. (...) Ludzie klepią formułki o miłości i kochaniu nieprzyjaciół swoich, a nie mówią sobie dzień dobry na ulicy, mówią o wybaczaniu a żywią ciągłe urazy (płodna pożywka dla polityków), oczekują na nagrodę wieczystą a są zawistni wobec bliźnich, którym powodzi się lepiej."
Wedle pani Środy chrześcijaństwo powinno wpłynąć na poziom przestępczości. Jednak zamiast przytoczyć jakiś fragment z biblii, który dotyczy sprawiedliwości i kary pani profesor mówi o drugim policzku. Nieudolny wymiar sprawiedliwości i nader liberalny kodeks karny nie mają nic wspólnego z przestępczością. Pani profesor upatruje wszelkich niedociągnięć właśnie w zacofaniu społeczeństwa a nie w funkcjonowaniu instytucji powołanych do pilnowania porządku.
Kompletnie nie rozumiem zarzutu o nieprzystawaniu moralności członków kościoła do jego nauczania. Przecież kościołowi zależy na tym by moralność jego członków była jak najwyższa - jednak zdaje sobie sprawę z tego, że chrześcijanie nie są ideałami a ziemia nie jest i nigdy nie będzie rajem. Kluczem do zrozumienia postępowania kościoła jest zrozumienie natury ludzkiej, która powinna opierać się na dwóch filarach: swobody wyboru oraz zrozumienia co dobre a co złe. Rolą kościoła jest wskazywanie nieprawidłowości a nie karanie za niestosowanie się do nich. Sukces nauczania chrześcijańskiego następuje gdy przestępca ma wyrzuty sumienia a sukcesem wymiaru sprawiedliwości, że boi się popełnić jakiś czyn (tu możemy się spierać czy jest to bardziej lęk przed nieuchronnością kary czy lęk przed jej wymiarem, moim zdaniem oba czynniki są niezmiernie istotne).
Na koniec jeszcze wspomnę o najbardziej prymitywnym zwalczaniu kościoła katolickiego z jakim można się spotkać. Mam na myśli to takie zdanie:
"Kościół, który głosi pochwałę ubóstwa i neutralizuje doczesne cierpienie wskazując na pośmiertną nagrodę, opływa w luksusy, a jeśli czuje ich brak, wyraża żal większy niż za grzechy, których jest w nim niemało".
Jest ono przejawem najbardziej zaściankowego i głupiej walki z KK. Wskazanie na bogactwa kościoła przecież jest jedynie powieleniem chłopskiej nienawiści do księży. Pragnę tylko zaznaczyć w tym momencie, że w przeciwieństwie do Uniwersytetu Warszawskiego instytucja kościoła utrzymuje się z DOBROWOLNYCH datków.
Inne tematy w dziale Polityka