Nie będę ukrywał, że niniejszy blog (a także lubczasopismo poświęcone Sudanowi) związany jest z inicjatywą "Modlitwa za Sudan", która w czerwcu powstała na Facebooku. Celem przy tym, obok animowania modlitwy, jest także próba uświadamiania Polaków na temat trudnej sytuacji Sudańczyków.
Do administratorów "Modlitwy za Sudan" dołącza właśnie Magda, która ma osobiste doświadczenia spotkania z Sudańczykami - pracowała z uchodźcami z tego kraju podczas pobytu w Egipcie.
Poniżej świadectwo Magdy, a zarazem jej osobiste przedstawienie odbiorcom "Modlitwy za Sudan":
Niemal za każdym razem, gdy dowiaduję się o kolejnych, najczęściej tragicznych wydarzeniach związanych z prześladowaniami chrześcijan w „nowym” Egipcie, czuję ciężar w sercu i zastanawiam się, czy wśród ofiar byli również ci wspaniali świadkowie Chrystusa, których miałam okazję spotkać w Kairze.
Mam na myśli w pierwszej kolejności Koptów katolickich
[1], u których dane było mi zagościć z grupką wolontariuszy. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam Kościoła w tak bezpośredni i poruszający sposób, jak w tej malutkiej parafii… Wydawałoby się, że nie była to żadna wyjątkowa sytuacja, trafiliśmy jedynie na zwykłe sobotnie spotkanie dla rodzin, podczas którego na dziedzińcu kilkadziesiąt dzieci bawi się animowanych przez starszą młodzież… Niektóre nastolatki rozmawiają w spokojniejszych miejscach, a dorośli siedzą w sali, która zdaje się służyć również za salę weselną, co jakiś czas doglądając swoich pociech. Raz po raz któraś z nich znajduje się uradowana na rękach ojca Augustyna, który nas oprowadza. Są szczerze uśmiechnięci, uśmiechnięci sercem, i promienieją radością. Przebywają ze sobą w prosty i piękny sposób, cieszą się swoją obecnością! Żywy Bóg jest pośród nich… Jeszcze nigdy nie doświadczyłam w Kościele takiej jedności i miłości jak w tej wspólnocie – chciałoby się przyprowadzić tam każdego, zwłaszcza wierzącego w Chrystusa, i powiedzieć po prostu, jak poganie u Tertuliana: „zobaczcie, jak oni się miłują”…
[2]
Patrząc na nich, nigdy nie pomyślałoby się, w jak trudnym położeniu się znajdują. Uciskani, prześladowani przez muzułmańskich „panów”, którzy stygmatyzują ich, zaznaczając ich wyznanie w dowodach osobistych. Gdy nie chcą przechodzić na islam, okradają ich z majątków, uniemożliwiają zdobycie dobrej pracy, poniżają i wykorzystują kobiety... Tak było trzy lata temu. Jak jest dzisiaj…? Jednocześnie koptowie prawosławni, ortodoksyjni, stanowiący większość chrześcijan w Egipcie, okazują im niechęć, czy wręcz wrogość…
Egipscy muzułmanie zdają się uważać siebie za „rasę panów” również wobec sudańskich uchodźców (liczących ok. 100 tys.), którzy w większości utknęli w tym kraju uciekając przed rzezią w Sudanie przed i po 2005 r. Po podpisaniu pokoju między tamtejszym rządem a rebeliantami, oficjalnie jest tam bezpiecznie i ONZ nie przyznaje im statusu uchodźcy. W swoim kraju nie mają oczywiście do czego wracać. W Kairze wspomaga ich m.in. misja sióstr kanosjanek, które były organizatorkami naszego wyjazdu. Siostry prowadzą w dzielnicy Helmiyet El Zeitoun przedszkole, szkołę podstawową oraz zawodową. Naszym zadaniem było zorganizowanie półkolonii dla kilkudziesięciu dochodzących dzieci.
A dzieciaki były wspaniałe! Od półtorarocznych berbeci ledwo umiejących chodzić, a już tańczących (muzykę mają we krwi!), po piętnastoletnie piękności. Poza Sudańczykami przychodziło do nas też kilkoro egipskich dzieci z sąsiedztwa – Siostry starają się wspierać integrację jak to tylko możliwe. Różnice w kulturze, temperamencie między dziećmi sudańskimi i egipskimi widać jednak już na pierwszy rzut oka – są jak ogień i woda… Podczas zawodów mali Arabowie ustawiali się dokładnie pod linię startu, patrząc i słuchając, co powie „teacher”, a Sudańczycy przepychali się i przekrzykiwali, nie zauważając żadnych linii J Ściągając buciki, rzucali je za siebie gdzie popadło, a Egipcjanie… układali do równiutko wzdłuż linii chodnika. Przed jedzeniem te drugie same szły umyć ręce, a dla małych Sudańczyków było to zupełnie zbyteczne… Trudno uwierzyć, że nawet wzrastając tam od urodzenia, mogliby kiedyś stać się częścią arabskiej kultury…
Sudańskie dzieci nie mają wstępu do szkół, a nawet wykształceni dorośli mogą co najwyżej być służącymi i wyprowadzać psy Egipcjanom... Są zdani na szkoły przykościelne i ośrodki takie jak prowadzony przez ojców kombonianów Sakakini. Jakkolwiek również te, poza wykształceniem do poziomu zawodu, nie mogą zagwarantować im przyszłości w egipskim świecie, gdyż ich świadectwa nie są w nim uznawane… Sakakini po arabsku znaczy „nożownicy”... Coraz więcej młodych Sudańczyków przyłącza się w Kairze do gangów, gdy pamiętając straszliwe doświadczenia wojny, stanowiące ich dzieciństwo, i będąc skazanymi na społeczne wykluczenie, nie odnajdują się w tej rzeczywistości. Walczą ze sobą na maczety… Mieliśmy zaszczyt uczestniczyć w tamtejszej parafii we Mszy św., podczas której odbyło się bierzmowanie. Nigdy jeszcze nie uczestniczyłam w tak radosnej Mszy! Były żywiołowe śpiewy, rytualne okrzyki pochwalne, dziękczynne i Pan Bóg wie, jakie jeszcze. Były tradycyjne tańce i ofiarowanie bynajmniej nie było tak symboliczne jak u nas. Cała Msza trwała ponad 2 godziny (to i tak krótko jak na Afrykańczyków) i zupełnie tego nie odczuliśmy.
Dopiero w Egipcie, wśród tych chrześcijan, po raz pierwszy uświadomiłam sobie, co to znaczy, że w Polsce mamy – jak na razie… – wolność wyznania, której wcześniej zupełnie nie dostrzegałam... Jakie mamy szczęście, ze żyjemy w kraju katolickim, gdzie do kościoła najczęściej mamy rzut kamieniem, a Msze św. w większych miastach w dzień powszedni odbywają się co kilka godzin… Namiastkę braku tej wolności w kraju muzułmańskim odczułam osobiście np. podczas wieczornego spotkania dla Sudańczyków w ośrodku Salezjanów. Gdy po zjedzonym podwieczorku oraz wspólnych zabawach i grach na znak Księdza stanęliśmy wszyscy do modlitwy (na boisku zgromadziło się kilkuset Sudańczyków, dorosłych i dzieci), zanim zdążyliśmy zacząć, rozległy się okrzyki muezzina. Zawodzący, mocny głos, który wyznacza pory dnia i nocy, brutalnie wdziera się w intymność każdego obywatela, o 4 nad ranem dosięga go w sypialni i drąży w głowie; przytłaczający i przenikliwy zarazem, ciężki i drążący, jak ołów; nieznoszący sprzeciwu, przed którym nie ma ucieczki… Staliśmy tak przez kilka (kilkanaście?) minut w milczeniu, mimowolnie go słuchając, z bezradnością, która przeplatała się ze złością…
Zanim znalazłam się w Kairze, wyjazd ten wcale nie był jednak dla mnie oczywisty. Od dawna marzyłam o wyjeździe do Czarnej Afryki, a wtedy konkretnie do Malawi, gdzie celem była przede wszystkim budowa toalet dla przedszkola. Nie myślałam o Sudanie, ponieważ nie było takiej możliwości ze względu na toczące się tam walki. Pomimo usilnych poszukiwań pracy i próśb zanoszonych do „Góry” za pośrednictwem świętej kanosjanki, Sudanki – św. Józefiny Bakhity, – która była patronką mojego wyjazdu „do Malawi” – dzięki Niej… – nie udało mi się jednak zarobić na bilet do tego, ani do żadnego innego odległego kraju afrykańskiego. Koniec końców pozostało mi ostatnie miejsce, w które chciałam jechać – Kair, w którym przecież spotkałam właśnie braci i siostry mojej świętej Opiekunki! Dziękuję, Bakhito! J
Magda
[1] Jest ich w 80-milionowym Egipcie niewiele ponad 200 tys. (dane z 2008 r.), a liczba wszystkich koptyjskich chrześcijan (przede wszystkim prawosławnych) szacowana jest na ok 7-10 % populacji.
[2] Tak musiały wyglądać pierwsze wspólnoty chrześcijańskie. Egipt był chrześcijański już od I w., ewangelizowany podobno przez św. Marka; tam powstawały pierwsze wspólnoty monastyczne, Ojców Pustyni; cały kraj był chrześcijański do VII w., gdy muzułmanie narzucili islam… To nasi „starsi bracia”.
---
Dziękuję Magdzie za piękne świadectwo.
Inne tematy w dziale Rozmaitości