"Wprost" donosi właśnie, że Marek Jurek i popierająca go grupa rozłamowców z PiS prowadzi intensywne rozmowy z PSL w sprawie wejścia na listy wyborcze tej partii w dużych miastach. Cóż, myślałem, że Marek Jurek jest już byłym politykiem, tymczasem trup zmartwystaje. Ale historia, jeśli się powtarza, to zwykle w wersji komicznej. Jeśli Marek Jurek rzeczywiście wystartuje z list PSL, to może uda mu się zachować poselski fotel. Nie będzie jednak - ostatecznie - politykiem prawicy, przeistaczając się w zwykłego karierowicza.
W związku z tymi doniesianiami wyciągam swoją analizę politologiczną zachowań politycznych Marka Jurka, która Czytelnkom salonu24 nie była nigdy przedstawiana. Koledzy z PSL też powinni poczytać, aby zdać sobie sprawę jaką bombę zegarową chcą wziąć na swój pokład.
Oto ten tekst sprzed kilku miesięcy:
Wiemy już, że luminarze Oświecenia mylili się uważając politykę za stosunkowo prostą dziedzinę nauki i umiejętności praktycznej. Ale ich pogląd po dzień dzisiejszy tkwi pośród wielu ludzi. Na tym fundamencie stworzono zresztą teorię demokracji i jej zasadę powszechnej partycypacji politycznej. Ostatni operetkowy rozłam w PiSie – autorstwa Marka Jurka – dowodzi zresztą, że symplicystyczne analizy polityczne nadal są w modzie.
Z dużym zdziwieniem obserwuję u wielu osób falę entuzjazmu wobec tego rozłamu, nawet w środowisku konserwatywnym, gdzie realizm myślenia politycznego od pokoleń traktuje się jako fundament analizy rzeczywistości. Wpływają na to deklarację rozłamowców, mówiące o tworzeniu partii konserwatywnej, chrześcijański i wolnorynkowej, a także spektakularne posunięcia wodza rozłamowców w czasie nieudanej próby rewizji konstytucji. Pamiętać jednak trzeba, że Pismo nie mówi, że „po deklaracjach ich poznacie”, lecz naucza, że „po owocach”. Zacznijmy przeto od metodologii i warsztatu politologicznego.
Ostatnią rzeczą, której trzeba słuchać są deklaracje polityków. Zapewnienia rozłamowców o potrzebie budowania partii konserwatywnej, chrześcijańskiej i wolnorynkowej oczywiście brzmią miło dla mojego ucha, ale polityki nie buduje się na deklaracjach. Ja nie twierdzę, że Marek Jurek jest wrogiem konserwatyzmu, ale pamiętać należy, że oceniać go nie można za czczą retorykę. Za takie rzeczy oceniać możemy filozofia politycznego lub publicystę, ale nie polityka. Polityka jest sztuką walki o pewne cele w konkretnych realiach. Dlatego właśnie oceniamy ją nie po deklaracjach, ale po efektach. O wiele więcej o polityku mówią nam nie słowa, ale jego droga polityczna i spis popełnionych błędów i odniesionych zwycięstw. Oceniając tedy możliwości rzeczywiste nowej formacji markowo-jurkowej zacząć trzeba od analizy tego, co przywódca nowej partii w polityce zrobił i dojdziemy do wniosku, czy jest zdolny swoje deklaracje wykonać?
Przede wszystkim liczą się fakty. Przystępując do analizy politologicznej nie wolno nam się kierować sympatiami i antypatiami; predylekcją czy niechęcią do pewnych idei i ludzi. Trzeba rzucić się na kolana, na samą ziemię. Dosłownie. Na ziemi trzeba zebrać materiał faktograficzny – czym więcej, tym lepiej. Brutalne, nagie fakty; materiał empiryczny zebrany za pomocą zmysłów, a szczególnie przez kwerendę wydarzeń historycznych. Gdy wszystkie fakty zbierzemy w głowie na wyimaginowanym stole, wtenczas rola zmysłów się kończy. Nadchodzi czas rozumu, który musi zebrać materiał faktograficzny, poukładać go, posortować, nadać zdarzeniom sens, odtworzyć psychologię działania ludzi, przy empirycznym założeniu, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że pewne archetypy myślowe polityka będą się powtarzać w podobnych sytuacjach. Analiza materiału zebranego przez zmysły pozwala nam na niezwykle istotną rzecz, a mianowicie na odróżnienie pomiędzy pięknymi deklaracjami politycznymi, a przypuszczalnymi celami, a także możliwościami badanej osoby.
Skoro Marek Jurek walczy o prawicę chrześcijańską, konserwatywną i wolnorynkową, to zanalizujmy fakty i zobaczmy co realnie dla swojego projektu politycznego uczynił w ostatnich latach. Cofam się do roku 2001, czyli do wydarzeń w których uczestniczyłem i które znam z autopsji.
W 2001 roku Marian Piłka przegrywa walną bitwę z „chadekiem” Stanisławem Zającem i przestaje być prezesem ZChN. W odpowiedzi na zwycięstwo nurtu „chadeckiego”, 26 III 2001 roku powstaje Przymierze Prawicy (PP). Podkreślmy to, powstaje jako reakcja na opanowanie ZChNu przez frakcję polityków centrowych oraz wyczerpanie się możliwości operacyjnych projektu zwanego mianem AWS. PP była stosunkowo słaba i nie mogła liczyć na samodzielne przejście progów wyborczych. Racjonalna analiza prowadziła do wniosku, że partia potrzebuje wejść w sojusz wyborczy, aby przetrwać. Naturalnym sojusznikiem było rosnące w siłę PiS lub rodzące się ugrupowanie pod wodzą Romana Giertycha. Niestety, ani Marek Jurek, ani Roman Giertych takiego porozumienia nie chcieli. W związku z tym sojusz wyborczy z PiS był konieczny i racjonalny. Ale Marek Jurek zupełnie niepotrzebnie zdecydował się na przyłączenie PP do PiSu. Zwracam tu uwagę na smakowity szczegół: frakcja Jurka wyszła z ZChN, gdyż partia ta stała się „chadecka”, a następnie weszła do PiS. Czy Marek Jurek łudził się, że PiS jest lepszy od „chadeków” z ZChN?
Stawiam publicznie pytanie: czy Jurek nie wiedział jakie poglądy ma (a może: jakich nie ma) Jarosław Kaczyński? Jeśli wiedział, to z premedytacją utopił PP w PiS; jeśli nie wiedział jaki światopogląd ma Kaczyński, to dyskwalifikuje go to kompletnie. Nihilizm światopoglądowy dawnego PC – skryty pod maską antykomunizmu – był wszak powszechnie znany.
W ten sposób Marek Jurek doprowadził do unicestwienia politycznego prawego skrzydła ZChN, choć trzeba przyznać, że chłopaki osiągnęły spory sukces osobisty, gdyż aż 17 byłych członków ZChN zostało posłami z list PiS. Potencjał przeto był, ale została utracona trwale podmiotowość polityczna, a w wodzowskiej formacji – jaką jest PiS – poglądy to można mieć, jak powiedziano to ostatnio Markowi Jurkowi, ale trzeba je „zostawiać w konfesjonale”.
To był błąd nr 1: unicestwienie polityczne prawej frakcji w ZChN.
Przez kolejnych kilka lat Marek Jurek jest zwykłym „muppetem” Jarosława Kaczyńskiego, czyli jego polityczną pacynką. Chcąc nie chcąc musi swoje poglądy „zostawiać w konfesjonale”, nawet jeśli osobiście robi karierę. Klasyczną sprawą jest słynny list, sygnowany przez Jurka, do Parlamentu Europejskiego z ubiegłego roku, gdzie użyto określenia „judeochrześcijaństwo”. Co z tego, że Jurek jest Marszałkiem Sejmu, skoro nie posiada nie tylko samodzielności politycznej, ale nawet językowej? Jarosław Kaczyński gra swoją chadecką czy jakobińską muzykę, a Marek Jurek, Artur Zawisza, Marian Piłka, Kazimierz Marcinkiewicz muszą tańczyć w jej takt. Kto nie tańczy choćby przez chwilę, ten umiera politycznie (casus Marcinkiewicza).
Wydaje się, że samodzielność Jurek zachowuje tylko w kwestiach kościelnych, gdyż indyferentne kierownictwo PiS nie ma zielonego pojęcia o tych sprawach. Sposób wykorzystania tej samodzielności zatrważa. Po pierwsze, na łamach wydawanych przez siebie czasopism i kontrolowanych stron internetowych, środowisko Marka Jurka prowadzi zmasowany atak na tradycjonalistów katolickich spod znaku abpa Lefebvre’a, których się tu określa mianem „schizmatyków” i insynuuje podobieństwo do o. Bartosia.
Po drugie, na początku b.r. Marszałek Sejmu popełnia eklezjologiczny błąd życia, wysyłając (ew. tolerując) harce Pawła Milcarka przeciwko abp. Wielgusowi. Nie miejsce tu i nie czas na ocenę abpa Wielgusa. Chodzi o zachowanie z perspektywy politycznej: udział w ataku na Ekscelencję spowodował radykalne oziębienie stosunków środowiska Jurka z episkopatem, a przecież jego pozycja w PiS w znacznej mierze wynikała z faktu, że był bardzo dobrze notowany pośród hierarchów (a przynajmniej tak oceniał to Jarosław Kaczyński). Udział w Aferze Wielgusa był dla Jurka niszczący, a samo zaangażowanie się w sprawę politycznie nie do zrozumienia.
Wielu komentatorów uważało, że teraz, w momencie rozłamu Jurka z PiS, jego ostatnią nadzieją jest Radio Maryja. Nie, od razu było wiadomo, że poparcia tam nie ma szans uzyskać. Z perspektywy o. Rydzyka, Marek Jurek ma na rękach krew aba Wielgusa, który zawsze toruńską rozgłośnię popierał. Udział w Aferze Wielgusa zamknął możliwości poparcia z Torunia.
Mamy tedy błąd nr 2: udział w nagonce na abpa Wielgusa i utrata możliwości ewentualnego zajęcia pozycji lidera katolickiej prawicy.
Ale udział w Aferze Wielgusa zrodził kolejny problem: jeśli pozycja Jurka w PiS (szerzej: w ogóle w polskiej polityce) była refleksem jego kontaktów z Kościołem, to za wszelką cenę należało odzyskać poparcie hierarchów (RM już było stracone). W tym celu Marszałek Sejmu wydobywa LPR-owski projekt antyaborcyjnej rewizji konstytucji. Aby nie było nieporozumień: nie twierdzę, że Marek Jurek cynicznie rozgrywa dziećmi poczętymi, a prywatnie ma inne zdanie. Swoim życiem udowodnił, że o sprawę tę walczył zawsze, ale rozegranie jej w tym Sejmie w tej właśnie chwili miało podłoże wyłącznie polityczne. Nie będę tu analizował sposobu w jaki Jurek to w Sejmie rozgrywał (dokładnie uczyniłem to w tekście „Bitwa pod Kannami na Wiejskiej”), ale dla przypomnienia głównej tezy: większość konstytucyjna była do osiągnięcia pod warunkiem uczynienia z rewizji sprawy ponadpartyjnej, np. realizacji „testamentu JP2”. Jednak Jarosław Kaczyński, zapewne domyślając się politycznych inspiracji Jurka, uznał, że jest to temat korzystny dla Marszałka Sejmu, ale nie dla partii i zaczął sprawę blokować. Marek Jurek popełnia w tym momencie kolejny błąd polityczny, wchodząc w rozgrywki polityczne wewnątrz PiS, zamiast odwoływać się do nauczania Jana Pawła II. W tej sytuacji PO, widząc bijatykę w PiS, postanowiła konflikt podsycić i masowo zagłosowała przeciwko rewizji. W ten oto sposób Marek Jurek na lata pogrzebał szanse antyaborcyjnej rewizji konstytucji. W przewidywalnej przyszłości życie poczęte nie będzie w Polsce lepiej chronione i SLD ma otwartą drogę do ustanowienia zabijania dzieci poczętych „ze względów społecznych”.
Mamy zatem błąd nr 3: rozgrywka wobec rewizji konstytucji i pogrzebanie historycznej szansy na konstytucyjną ochronę życia poczętego.
Teraz następuje coś trudnego do zrozumienia. Marek Jurek najpierw podaje się do dymisji z funkcji Marszałka Sejmu, a następnie prowokuje rozłam w PiS. Logika rozłamu nakazywałaby zrobić frondę, ale nie tracić fotelu Marszałka. Jako Marszałek Marek Jurek miał większą siłę przyciągania dla posłów i lepsze dojście do mediów. Podając się do dymisji, stracił swoje atuty.
Schizma generalnie nie udaje się. W tym momencie udało mu się wyciągnąć z PiS jedynie 4 posłów i siebie samego jako piątego. Dla porównania: w wyborach w 2001 roku z list PiS weszło do Sejmu 17 ludzi Marka Jurka. Po 6 latach siedzenia w PiS, liczba „jurkowców” spadła o 70%, mimo że klub parlamentarny PiS jest dziś trzy razy większy niż w 2001 roku! Czy powinno nas to dziwić? To owoc błędu z 2001 roku, czyli wprowadzenia PP do PiS.
Miarą katastrofy jest podanie do wiadomości publicznej anonsu o powstaniu nowej partii „bez nazwy”. To pała z marketingu politycznego! O nowej nazwie mało osób usłyszało.
Ale to nie wszystko. Rozłam nastąpił w złym momencie. Kaczyńscy założyli PiS w znakomitej sytuacji. Notowania AWS spadały z miesiąca na miesiąc i została masa „bezpańskiego” postawuesowskiego elektoratu. PiS elektorat ten w części przejął i zagospodarował. Partia Marka Jurka powstała w sytuacji, gdy notowania PiS są podobne do tych, jakie były w chwili wyborów. Innymi słowy: skoro PiS się nie wykrwawił, to nie ma „bezpańskiego” elektoratu, a jedynie zostaje walka o elektorat z PiSem. Na tej wojnie skorzystać może jedynie prąca do władzy koalicja PO-SLD. Można być wobec PiS sceptykiem, gdyż partia ta nie dokonała żadnych przełomowych reform. Tym niemniej jest rzeczą oczywistą, że bratobójcza walka po prawej stronie sceny politycznej spowoduje, że wyborcy uznają, że „znów się kłócą” i stracą na tym wszyscy po prawej stronie sceny politycznej.
Widzą to dosłownie wszyscy i dlatego rozłamu tego prawie nikt nie poparł. To dlatego za Jurkiem poszło tylko 4 posłów oddanych mu osobiście, którzy bez Marka Jurka nie mieliby szans na dostanie się na listy wyborcze PiS.
Mamy zatem błąd nr 4: spartaczony rozłam i torowanie drogi koalicji PO-SLD.
Zreasumujmy nasze rozważania. Z jednej strony mamy znakomite deklaracje rozłamowców z PiS mówiące o powstaniu prawicy chrześcijańskiej, konserwatywnej i wolnorynkowej. Z drugiej mamy przygniatające siłę faktów. Czego Marek Jurek się nie dotknął, to rozłożył i spartaczył. Te porównanie 17 posłów z ZChN z frakcji Jurka i 5, którzy tworzą dziś kanapową partyjkę mówi samo za siebie. Czy ktokolwiek dalej będzie mnie przekonywał, że Marek Jurek jest znakomitym liderem prawicy? Czy ma kwalifikacje na przywódcę?
Adam Wielomski
PS
Na potwierdzenie tamtej diagnozy: Marek Jurek nie otrzymał poparcia od toruńskiej rozgłośni. Dlaczego? Kłania się Afera Wielgusa. Jako rzecze Talleyrand: to, co Pan zrobił, to rzecz gorsza niż zbrodnia, to błąd.
Inne tematy w dziale Polityka