Mój ulubiony adwersarz na salonie24, Wojciech Sadurski w swoim ostatnim wpisie ubolewa nad upadkiem liberalizmu. I słusznie. Liberalizm jest systemem wewnętrznie sprzecznym, gdyż próbuje walczyć o swoje idee za pomocą instytucji, które są tymże ideom radykalnie przeciwne.
Liberalizm, od swego zarania, kształtował się w opozycji do konserwatywnej monarchii, widząc w niej zagrożenie dla wolności jednostki i bezpieczeństwa własności prywatnej. Dlatego też liberałowie, począwszy od Johne’a Locke’a, wywodzili państwo z umowy społecznej, która podważała Boskie prawo monarchów i ustanawiała lud w roli pierwotnego suwerena. Ideolodzy liberalizmu w XVIII i XIX wieku preferowali system parlamentarny, widząc w nim gwarancję dla wolności i własności jednostki. Idea ta nadal żywa jest w wielu kręgach mieniących się jako liberalne, które szybciutko dodają, że zarazem są „demokratyczne”, np. w Platformie Obywatelskiej. W ugrupowaniu tym nadal pokutuje myśl Locke’a: autorytarna władza to podatki, to kontrola; demokracja to gwarancja wolności i własności. Doświadczenie totalitaryzmów XX wieku, wzmocniło to przekonanie, mimo że miały one jednoznacznie ultrademokratyczne korzenie i wydźwięk socjalny.
Czy system parlamentarny rzeczywiście jest najlepszą gwarancją obrony wolności i własności? Był taką gwarancją, ale tylko w liberalnych teoriach władzy. Zauważmy bowiem, że klasyczny liberalizm zupełnie inaczej widzi rolę parlamentu od liberalizmu współczesnego. Dla Locke’a, Monteskusza, nawet jeszcze dla Milla, celem demokratycznych instytucji jest wyłącznie dbałość o dobro poszczególnych obywateli, a nie o dobro wspólne. Myśliciele liberalni pojęcie dobra wspólnego utożsamiali z abstrakcyjnymi teoriami mówiącymi, że wspólnota ma prawo, w imię swojego dobra, pozbawić obywateli części wolności i własności. Dlatego celem parlamentaryzmu jest gwarancja tych wolności, a nie reprezentowanie dobra wspólnego.
Nie zgadzam się z tezą, że dobro wspólne nie istnieje. Jest coś takiego. Dobrem wspólnym jest porządek publiczny: każdy chce być chroniony przed złodziejem, bandziorem; nikt nie chce się czuć zagrożony przez dywizje pancerne sąsiedniego państwa. Oto dobro wspólne – jest nim to, co wiąże się z ochroną ludzi zamieszkujących dane państwo przed napadem i grabieżą. Państwo realizuje dobro wspólne w postaci policji, sądów do skazywania przestępców, więzień do ich trzymania; wojska dla obrony przed sąsiadami i dyplomacji dla uniknięcia wojen. I to jest dobro wspólne. I tylko to. Wszelkie idee redystrybucji dochodów, zasiłki dla samotnych matek, dla zdolnych dzieci, dla bezrobotnych nie są dobrem wspólnym. To korzyść jakiejś grupy, która ma zostać zrealizowana na koszt podatnika, dla którego zasiłki te dobrem wspólnym nie są, bo kosztują. Wszystko co mnie kosztuje, a co nie służy obronie mojej własności i wolności nie jest dobrem wspólnym, lecz socjalizmem.
Podstawowym błędem liberalizmu, postulującego obronę własności i wolności za pomocą systemu parlamentarnego, było zawierzenie, że trybuna parlamentarna nie zostanie wykorzystana do demagogii socjalnej. Zdaniem teoretyków liberalizmu, człowiek jest istotą racjonalną, a nie demagogiczną. Była to jednak ideologiczna mrzonka. Parlamenty nie okazały się być miejscem racjonalnej dyskusji, gdzie dba się o naszą wolność i własność. Czas więc zweryfikować dogmaty liberalne i przychylnym okiem spojrzeć na rządy autorytarne, aby to w nich zobaczyć gwarancję nienaruszalności własności i wolności (poza polityczną) jednostki. Rząd autorytarny jest ademagogiczny, nie dba o kolejne wybory i wyniki sondaży. To nasza szansa na wolność i własność. Czas unowocześnić doktrynę Locke’a i stwierdzić, że władzy nie ustanowili ludzie, lecz Bóg w celu ochrony własności prywatnej.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka