Gruchnęła wieść, że Polak ma szansę stać się szefem NATO, a kandydatami na tę funkcję są Aleksander Kwaśniewski i Radosław Sikorski. Czy takie szanse są, czy też ich nie ma to nie mnie oceniać, bo i co ja mogę wiedzieć na temat takich zakulisowych rozgrywek? Komentator polityczny może się wypowiadać jedynie o tym co wie lub co podejrzewa, mając ku temu pewne przesłanki. W tym przypadku mamy tylko spekulacje prasowe. Zresztą, wcale nie ewentualne kandydatury są tu najciekawsze!
Najciekawsza jest postawa Prawa i Sprawiedliwości. Obydwaj braci Kaczyńscy bez wahania poparli obydwie kandydatury. Do obydwu mają zastrzeżenia jeśli chodzi o „sprawy polityki wewnętrznej”, ale sam fakt, że Polak miałby być szefem NATO rzekomo umacnia prestiż Polski na arenie międzynarodowej. To zresztą żadna nowość, gdyż już kilka lat temu PiS popierało Bronisława Geremka na funkcję Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego.
Przypominam sobie, że gdy eurodeputowani PiS poparli Geremka, to jeden z moich kolegów wywiesił sobie na komunikatorze gadu-gadu taki oto opis: „PiS poparło Geremka. Czekam na wyjaśnienia wiadomych osób”. Te „wiadome osoby” to oczywiście członkowie PiS, które były zarazem znajomymi wspomnianego kolegi.
Strategię braci Kaczyńskich w tym względzie uważam albo za błędną, albo za cyniczną:
1. Jeśli autentycznie wierzą, że fakt, iż Aleksander Kwaśniewski byłby szefem NATO zrobiłby Polsce na plus, to oczywiście się mylą. Szefowanie NATO absolutnie nic nie dałoby Polsce, gdyż polityk tę funkcję pełniący jest wykonawcą najpoważniejszych „lobbystów” w tej strukturze militarnej, czyli przede wszystkim Stanów Zjednoczonych. Jest wielką iluzją sądzić, że przy okazji realizowałby on polskie interesy. Co gorsze, mogłoby to mieć poważne skutki dla polityki krajowej, szczególnie, jeśli takie stanowisko powierzono by Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Oznaczałoby to nic innego jak powrót byłego prezydenta z politycznej emerytury i urlopu „filipińskiego”. Za kilka lat, po zakończonej kadencji, wróciłby triumfalnie do Polski aby wesprzeć „lewą nogę”, czyli lewicę w najgorszym europejsko-postępowym znaczeniu tego słowa. Gdyby kilka lat temu Bronisław Geremek został Przewodniczącym PE, to doszłoby do recydywy projektu o nazwie Unia Wolności. Ciarki przechodzą po plecach… Nie łudźmy się: takie międzynarodowe prestiże nie są neutralne politycznie w późniejszych rozgrywkach krajowych!
2. Być może jednak, że źle oceniamy braci Kaczyńskich. Popieranie Kwaśniewskiego lub Geremka może być całkowicie świadome i racjonalne. Wszak PiS ma słabe notowania na europejsko-brukselskich salonach, a więc ostentacyjne popieranie skrajnych „Europejczyków” jest formą legitymizacji tej partii w Unii Europejskiej. Innymi słowy: na użytek wyborczy w Polsce partia przedstawia się jako „patriotyczna” i „narodowa”, a na użytek zewnętrzny jako „europejska”.
Na tę drugą opcję wskazuje ostatni wywiad, jakiego Jarosław Kaczyński udzielił „Rzeczpospolitej” (20 XI 2008). A mówi tam tak: „Jest zasada, którą chyba pierwszy sformułował Konrad Adenauer, że dla partii prawicowej, która chce rządzić, na prawo może być tylko ściana. Nie można tej prawdy absolutyzować, bo w końcu rządziliśmy, mając na prawo od siebie LPR. Ale na pewno nie byłoby dobrze z naszego punktu i dla polskiej polityki w ogóle, żeby coś takiego jak LPR znów powstało. Ale jest oczywiście taka cena, której nie będziemy gotowi płacić.
My nie zamierzamy wychodzić z Unii Europejskiej ani nie zamierzamy zmieniać generalnie prozachodniego kierunku polskiej polityki zagranicznej (podkr. –A.W.). Niemniej jesteśmy gotowi brać pod uwagę poglądy środowisk, które mają bardzo tradycjonalistyczny stosunek do rzeczywistości. Traktujemy to jako wartość. Też jestem tradycjonalistą, choć pewnie nieco innym niż te przysłowiowe panie w moherowym berecie”.
Uważam, że wszyscy Czytelnicy powinni sobie te słowa Jarosława Kaczyńskiego wyciąć i starannie zarchiwizować, gdyż mamy tu czarno na białym opisaną taktykę PiS wobec Unii Europejskiej: na użytek prawicowego elektoratu wyrażamy pewien euro sceptycyzm, pozwalamy na pewne wypowiedzi koncesjonowanym przez kierownictwo eurosceptykom, a potem partia i tak jest proeuropejska, gdyż tak zarządził jednoosobowo jej przywódca. Nie ma więc problemu z popieraniem Geremka czy Kwaśniewskiego, gdyż ci ludzie lewicy realizują w kwestiach europejskich faktycznie ten sam program co PiS. Różni ich styl, wizerunek, pijar – o ile bowiem bracia Kaczyńscy udają eurosceptyków przed własnymi wyborcami, o tyle oni nie udają, gdyż ich wyborcy są zachwyceni Unią Europejską. Kierunek jest ten sam, pijar jest inny.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka