Adam Wielomski Adam Wielomski
57
BLOG

Politycy w krótkich majteczkach

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 11
Polska klasa polityczna to istna katastrofa. Wystarczy włączyć telewizor – szczególnie kanały, których nie bojkotuje PiS – aby zobaczyć jazgot, demagogię i prostactwo. Ławki tzw. fachowców we wszystkich partiach są przerażająco krótkie, o ludziach na poziomie nawet nie ma co wspominać.

Każe to postawić pytanie kolejne: czy w Polsce nie ma ludzi na poziomie – zarówno kulturalnym jak i fachowym – którzy mogliby kierować sprawami naszego państwa? Czy jesteśmy narodem głupków? Jeśli by tak było, że nie ma u nas żadnej – jak to mawiali w XIX wieku zachowawcy polscy – „klasy przodkującej”, to faktycznie może nadszedł czas zwinięcia państwa i wyprowadzenia sztandaru, tak jak nieboszczka PZPR wyprowadziła i zwinęła swój przed 20 laty?

Myślę, że nie jest tak źle. W Polsce są ludzie, którzy nadają się i do pokazania w telewizji i mają w niej coś do powiedzenia. Są u nas i tacy, co rozumieją politykę i potrafiliby zarządzać państwem. Paradoksalnie jednak, więcej takich ludzi można spotkać w rozmaitych fundacjach, instytutach, czasopismach politycznych. Poziom IQ posłów i wierchuszki administracyjnej sytuuje się zdecydowanie poniżej poziomu doradców i komentatorów.

W takiej sytuacji problem musi tkwić nie w tym, że Polacy mają gorsze geny, ale z tego, że mamy zły system rekrutacji klasy politycznej. Pozwolę sobie zaprezentować Czytelnikom mój pogląd na tę kwestię.

Moim zdaniem prawda kryje się w CV naszych parlamentarzystów, ministrów, sekretarzy i podsekretarzy stanu. To bardzo charakterystyczna droga zawodowa, którą rzadko spotyka się w naturze, a która w polityce jest dosyć częsta. Przeciętny polski polityk ma taki oto życiorys: urodził się, skończył podstawówkę, potem szkoła średnia i matura. Potem rozpoczyna studia i… nie kończy ich szybko, albo i wcale. W okresie studenckim bowiem zaczyna zajmować się polityką. Nie interesować się polityką, ale właśnie poczyna się nią „zajmować”. Najpierw są to zebrania, potem działalność w kole terenowym, wreszcie awans na jakiegoś asystenta ważnej osoby. Studia zwykle zostają zawieszone, co faktycznie równa się ich trwałemu porzuceniu. Czasami studia są wprawdzie ostatecznie ukończone, ale kończący je nigdy nie praktykuje w swoim zawodzie, ani w innym, ani w żadnym. Jest politykiem.

Polityka to bardzo często pierwsza i ostatnia praca w życiu przeciętnego członka polskich elit władzy. Czasami jest to człowiek, który całe życie był „zawodowym posłem”, czyli zawodowo zajmował się biciem piany, wtrącaniem uwag nie na temat i polemizowanie z tezami nieistniejącymi. Czasami taki polityczny zawodowiec pęta się po biurach poselskich, spółkach skarbu państwa, zarządach państwowych firm, gremiach doradczych powiązanych z polityką firm itd. Innymi słowy: jeśli nawet jego CV pozornie jest bogate, to nigdy żadnej pracy nie otrzymał dlatego, że się nadaje, iż ma kwalifikacje, lecz dlatego, że dała mu je partia i po tzw. linii partyjnej.

Nie ma nic gorszego niż widok tego tabunu ludzi, którzy nic nie umieją i nic nie potrafią poza polityką. Oni są nie tylko słabi merytorycznie. Przede wszystkim żyją w trwodze przed utratą mandatu poselskiego czy rady nadzorczej danej przez partię. Są tedy bezmyślnymi wykonawcami woli rządzących nimi i podobnych im głupków, czyli partyjnych liderów. Gdy zaś ci liderzy zachwieją się politycznie, to jako pierwsi ich zdradzają i pędem gnają do nowego lidera, który zapewni reelekcję i posady „po linii partyjnej”. Służą każdemu, płaszczą się przed każdym i zdradzą każdego. Dlaczego? Dlatego, że poza polityką nie mają żadnego pomysłu na życie; nic nie potrafią, nic nie umieją. Są niczym bez wsparcia partii.

Polskie partie polityczne przypominają opisy Cywilizacji Turańskiej z pism Feliksa Konecznego: przodem jedzie jeden wódz na koniu z szablą w dłoni, a za nim gna bezmyślne i wrzeszczące stado – jedni na koniu, inni pieszo, inni na czworakach. Prawdę mówiąc, jak się na ten czambuł patrzy, to trudno żywić w stosunku do tych ludzi cokolwiek innego, niźli pogardę.

Czytałem kiedyś, że przed Wojną na niektórych wydziałach filozofii uważano, że absolwent filozofii to ktoś, kto wie niby wszystko, ale w sumie nic nie umie. Dlatego też, aby w ogóle można się było zapisać na wydział filozoficzny, trzeba było przynieść zaświadczenie, że ma się zawód. Wystarczał kwit, że jest się szewcem, krawcem, ewentualnie dyplom jakiegoś innego kierunku studiów. Uważano bowiem – dokładnie tak jak czynił to już Platon w „Państwie” – że kandydat na filozofa musi coś umieć, gdyż filozofia nie jest zawodem, a kierunek filozoficzny kształci ludzi oderwanych od rzeczywistości.

Prawdę mówiąc, uważam to za bardzo dobry pomysł. Można, a nawet pilnie trzeba, ideę tą przenieść do polityki. Mam tu na myśli wprowadzenie jakiegoś cenzusu aby zajmować się polityką. Dla przykładu: aby być ministrem, posłem, senatorem, dyrektorem lub wicedyrektorem departamentu, to trzeba minimum 10 lat przepracować w prywatnej firmie na stanowisku kierowniczym. Ewentualnie trzeba się wylegitymować przynajmniej doktoratem. Dla tych, którzy nie ukończyli studiów nie powinno być pracy nawet w biurze poselskim. Innymi słowy: do polityki nie wchodzi się na studiach lub bezpośrednio po nich, ale się do niej przechodzi z jakiejś dziedziny praktycznej.


Jeśli do polityki się nie „wchodzi”, ale się do niej „przechodzi”, to oznacza to, że z polityki można się także wycofać. Jest bowiem gdzie wrócić: do swojego zawodu czy działalności gospodarczej. Nie trzeba ganiać na klęczkach za Przewodniczącym czy Prezesem i błagać na kolanach o 10 miejsce na liście wyborczej. Człowiek bez doświadczenia zawodowego, panicznie bojący się bycia „nie-posłem”, jest zdolny do każdego poniżenia się, do każdej podłości, lizusostwa – przecież dosłownie walczy o życie swoje i swojej rodziny. Na zachowanie godności może sobie pozwolić (co wcale nie znaczy, że nie poniży się dla kariery) tylko ten, kto jest pewny swojego bytu, co przyznaje nawet stary Marks w swoim słynnym stwierdzeniu, że „refleksja krytyczna rodzi się po zaspokojeniu podstawowych potrzeb materialnych”. Póki potrzeby te nie są satysfakcjonowane przez pozapolityczne źródła zarobku, póty polityk-zawodowiec będzie się szmacił przed każdym.

Adam Wielomski

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka