Mam swoje latka i pamiętam czasy sprzed 40-50 lat. Wtedy dla nas , ludzi wierzących kościół był ideałem życia społecznego. Niedziela bez kościoła była dniem straconym a cały przyszły tydzień chodziło się ostrożnie by nie narazić się na karę Boską. Nie lepiej było w życiu dorosłym. Wspominaliśmy wtedy córkę sąsiadów która w 1964r. musiała opuścić dom rodzinny mając 17 lat i ..... 2 tygodniowe dziecko. Jej problemem było to że dziecko było nieślubne a ona została matką zwaną potocznie u nas zowitką. Dobrze gdy w jej przypadku zgodziła się przyjąć rodzina ze wsi. Przez kilka lat pracowała na gospodarstwie rodziny tylko za utrzymanie a do domu rodzinnego nie miała prawa wrócić nawet na pogrzeb dziadka. Siostra moja stała z nią na skraju cmentarza gdyż normalnie żal było zostawić byłą koleżankę samą.
Taka matka miała spore problemy ze chrztem dziecka które przystąpiło do chrztu w 1 klasie podstawówki gdy miało uczęszczać na religię. A dzisiaj taki ksiądz jeden czy drugi ma swe własne dziecko które z matką żyje w mieszkaniu zakupionym przez kurię biskupią ( przypadek znany w Opolskiem). My starsi nadal nazywamy z imienia takie matki - zowidki - i broń Boże gdyby chłopak z normalnej rodziny chciałby z taką się ożenić. Zowidka była dawniej społecznie wykluczona i tak powinno pozostać by były w kraju rodziny zdrowe moralnie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości