Sesja nowego parlamentu zaczęła się 25 listopada. Wiliam Pitt młodszy czuł się zmęczony już przed rozpoczęciem obrad. Batalia o budżet potrwa z pół roku. Co prawda sytuacja się polepszyła, można powiedzieć nawet, że deficyt da się zmniejszyć, ale przecież ból głowy zostaje. Ten ponad milion funtów, milion złociutkich gwinei, rok w rok podążających do Rosji, 7,7 gramów czystego złota w każdej z nich. To pieniądze, jakie Anglia płaciła za dominium maris, za zboże i sosny. Nie rosyjskie przecież! Zaiste, dobra to koincydencja, że Prusy poczuły na swych plecach ciężki oddech rosyjskiego niedźwiedzia, że Porta czuje się zagrożona, a z nią i Wiedeń czuje ciarki przechodzące po plecach.
Tylko jedna rzecz, mogąca rozwiązać na raz dwa problemy, dzieliła go od Wielkiej Koalicji, od dania odporu rosyjskiemu niedźwiedziowi, umocnienia handlu, prosperity.
Potrzebował sfinansować wojnę. A środkiem do tego celu był ów nieuchwytny milion w złocie, który musiał pozostać na Wyspach. Po to aby dołączyły do niego drugi, trzeci i następne. By można było kawalerią świętego Jerzego przypuścić atak nie tylko na daleki Oczaków, ale i na Archangielsk, na Sewastopol, na Moskwę wreszcie. Ale potrzeba pieniędzy na ten „Russian armament”. To już nie jest drobna awanturka w cieśninie Nootka, gdzie parę fregat wystraszyło przeciwnika.
Było grudniowe popołudnie 1790 roku, szarzało już, kiedy niewysoki, postawą swą zdradzający pasję jeździecką, arystokratycznie ubrany gość zawitał na Downing Street pod numer 10.
- Witam w moim, obszernym, nieustawnym domostwie, Monsieur Le Envoyé. Bardziej wprawdzie oborę przypomina niż siedzibę głowy rządu, podłogi trzeszczą, kominy pękają, zapadnięte fundamenta… Jak i Europa cała, mości panie pośle… Nowy ład, nowy porządek trzeba w niej zbudować! Proszę niechże książę siada!
- Monsieur Le Premier Ministre, proszę w imieniu mojego narodu przyjąć najserdeczniejsze życzenia, od mojego suwerena i mojego narodu…
- Tak, tak… Enough with the pleasantries, panie pośle. – powiedział Pitt nalewając porto do dwu sporej wielkości pucharków – A jak się ma wasz traktat o pomocy z Królestwem Prus? Tuszę że nie ma przeszkód aby go rozszerzyć o układ handlowy? I nas w niego włączyć?
- Monsieur Le Premier Ministre, otóż jest tu pewien problem… - zaczął gość.
_ Wiem wiem. Traktat zamienny, koncesje terytorialne. Po co wam jedno hanzeatyckie miasto skoro możecie mieć całe Morze Czarne – Pitt podał gościowi pucharek. – proszę kosztować, mości książę…
- Znakomite porto, Wasza Ekscelencjo – odpowiedział gość – ale nie jestem przecie księciem, my tytułów nie uznajemy. A co do owego hanzeatyckiego miasta, to Sejm nasz jasno wyraził w swoich dla mnie instrukcjach, że żadnych rozmów o oddaniu, zamianie czy przyjęciu terytoriów…
- Yes, YES! Wiem! Ale kto mówi o dawaniu i zamienianiu? To potem będziecie z Fryderykiem Wilhelmem załatwiać. A posiadanie to 9/10 prawa, hein? Ja tylko pytam się, czy gdybyśmy zaofiarowali wam układ handlowy, dobry układ handlowy, i wsparcie militarne równe pruskiemu, a i ochronę szlaków morskich… A może i kredyt dla wzmocnienia armii?
- Monsieur le Premier…
- Panie pośle, jasno i prosto proszę mi odpowiedzieć…
- Monsieur, moje instrukcje…
- Panie pośle, ja się nie pytam o instrukcje, ja się pytam o perspektywy! Na miły Bóg! O politykę!
- Ale instrukcje…
- Ja wiem, że ich pan nie masz, ja się pytam, czy oto dzisiaj, tutaj, teraz możemy uznać że potencjalnie rozmawiamy o możliwym układzie handlowym, o wsparciu armii!
- Polityka nasza taka musi być aby nie zrażać Katarzyny…
- O to już niech się Fryderyk Wilhelm martwi, panie pośle! Myśli pan, że nie ma on dostatecznych środków i sił? Toć Rosja zaangażowana w wojnę ze Szwecją, w wojnę z Turcją, gdzież jej tam urazy szukać w naszym małym projekcie?
- Ale moje instrukcje…
- Panie pośle! Krótko proszę i węzłowato! Czy chcecie rozmawiać o współpracy czy nie?
- Instrukcje… - jęknął nieszczęsny poseł
- Goddamn you to hell! krzyknął Pitt – Czy możesz pan wbić sobie do swej grubej czaszki o czym tu mówimy? Panie pośle!
- Ale… Monsieur! Nie możemy zrobić nic, co by Cesarzową…
- Haaaah! – zrezygnowany Pitt wypuścił głośno powietrze z płuc – w takim razie… Żegnam pana,Monsieur Le Envoyé… - machnął ręką w kierunku młodego człowieka. Audiencja była najwyraźniej zakończona.
- Żegnam więc, Monsieur Le Premier Ministre – powiedział ów – Tuszę, że zobaczymy się wieczorem w Operze?
- Tak, tak… - wymamrotał Pitt, odprowadzając gościa do drzwi.
Kiedy te zamknęły się za gościem, zmarszczył czoło, usiłując ogarnąć, to co właśnie się stało, czy też raczej, co się nie stało. I tak się w polityce zdarza. Trzeba więc odwrócić sytuację. To co było przedmiotem będzie podmiotem. To co podmiotem było, no cóż, nie chce już nim być. Zostanie więc przedmiotem.
Kilkaset metrów dalej, Tamizą płynęły powiązane w niezdarne tratwy sągi polskich sosen. Dwadzieścia pięć lat później, przemienione w maszty i stengi, będą z wysoka patrzyły na niewielki skrawek zatoki obramowany przylądkiem Taraf-Al-Quar...
PS. Jedną tylko rzecz wiemy na pewno o rozmowie Michała Kleofasa Ogińskiego z Williamem Pittem Młodszym: że rozmawiali po francusku. Ale rezultaty poznał cały świat.
A jaki jest tego związek z Powstaniem Warszawskim? No, naprawdę… Nie wiecie?
Krzysztof Rogalski
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka