Premier Mateusz Morawiecki już kilka razy musiał prostować swoje kłamliwe słowa, a zmusiły go do tego wyroki sądów.
Pan premier wyrokami się nie przejmuje i kłamie co jakiś czas, bo wie, że elektorat PiS to typowy "ciemny lud" wg Jacka Kurskiego, więc i tak w jego kłamstwa uwierzy, a wyroki sądów ma za nic, szczególnie gdy przeprosiny odczytywane są damskim głosem.
Kolejny raz świadomie kłamał podczas przemówienia w Parlamencie UE mówiąc o
"wyroku na życzenie" "z czasów rządów pana Tuska".
Nic takiego nie miało miejsca, ale "ciemny lud to kupi".
A sprawa wyglądała tak.
Dziennikarze (chyba z Gazety Polskiej) zadzwonili do sędziego Milewskiego, podając się za osobę z Kancelarii Premiera i namówił sędziego na ustalenie terminy rozprawy. Nie na to jaki ma zapaść wyrok.
Sędzia został pozbawiony funkcji prezesa i dyscyplinarnie przeniesiony do innego sądu. Bardzo słusznie, bo chociaż sądy często ustalają terminy rozpraw po ustaleniach z prokuratorem lub adwokatem (każdy z nich może uczestniczyć w wielu sprawach), to jednak politykom nic do tego.
Czyli, Mateusz Morawiecki jest świadomym kłamcą.
Inne tematy w dziale Polityka