Antoni Z. Kamiński Antoni Z. Kamiński
176
BLOG

Wybór, c.d.

Antoni Z. Kamiński Antoni Z. Kamiński Polityka Obserwuj notkę 101

Spotkałem ostatnio osobę od wielu lat zaprzyjaźnioną, która zapytała mnie, na kogo będę głosował w wyborach prezydenckich. Po udzieleniu odpowiedzi usłyszałem z jej ust: „a więc jesteśmy wrogami”. Moja znajoma uważa, iż jej kandydat jest jedynym, któremu na sercu leży dobro Polski. Zaskoczyło mnie to, bo rozumiem, że różni ludzie mogą mieć różne systemy ocen i sympatie, a to ma z kolei konsekwencje dla ich wyborów politycznych. Zatem, w granicach rozsądku, mogę przyjaźnić się z ludźmi głosującymi na różnych kandydatów; również takich, na którzy mnie nie podobają się. Mówiąc o granicach rozsądku, trudno byłoby mi przyjaźnić się z ekstremistami, niezależnie od maści, a to z dwóch powodów: po pierwsze, sam bym w ich towarzystwie nie gustował; po drugie – oni również nie mieliby satysfakcji z przebywania ze mną. Powiedziałem więc mojej znajomej, że różnica między nami polega nie na tym, że ja zamierzam oddać swój głos na kandydata „X”, gdy ona chce głosować na kandydata „Y”, a na tym przede wszystkim, że ja rozumiem i szanuję jej racje, chociaż ich nie podzielam, podczas gdy ona odrzuca moje racje a priori, nie starając się nawet dostrzec w nich sensu. Pod tym względem należy do tej samej kategorii osób, co Władysław Bartoszewski i Andrzej Wajda, ludzie skądinąd zasłużeni, lecz ponad wszelkie granice emocjonalnie zaperzeni. Żaden bowiem z obecnych kandydatów na urząd prezydenta RP, nie zagraża trwałości demokracji w Polsce. Jest tak niezależnie od tego, czy zgadzamy się z ich poglądami w konkretnych sprawach, czy nie.

Oczywiście, wszyscy kandydaci podkreślają, iż najważniejsze jest dla nich dobro Polski. Z tego punktu widzenia kandydat mojej przyjaciółki różnie się od innych tylko tym, iż przekonał ją o swojej, pod tym względem, unikatowości. Politycy mają jednak z reguły skłonność do kojarzenia dobra ojczyzny z interesem własnym. Nie wątpiąc więc w szczerość ich zapewnień, zachowuję wobec nich dystans. Ludzie ci nie mają w większości żadnych innych, poza karierą polityczną, osiągnięć zawodowych. Wypadnięcie z gry oznaczałoby dla nich całkowitą klęskę życiową. Ich sytuacja życiowa zależy całkowicie od tego, jak skutecznie przekonają nas o bezinteresowności swych motywów – jednym słowem, mają w tym głęboki interes.

Co do emocji, jakie wybory wywołują wśród elektoratu, to pozwolę sobie zauważyć, iż szczególnie skłonni do skrajnych reakcji emocjonalnych w sprawach polityki są przedstawiciele środowisk akademickich i artystycznych. U tych ostatnich, nadmiar emocji jest w jakiejś mierze uzasadniony przez specyfikę ich działalności. W przypadku środowisk akademickich może on jednak zastanawiać, albowiem nauka jest dziedziną, w której zdolność do racjonalnego myślenia jest niezbędna. Tymczasem, te środowiska, przynajmniej gdy chodzi o postawy polityczne, są szczególnie podatne na irracjonalność. Pamiętam żywiołową niechęć, jaką środowiska te żywiły do Ronalda Reagana i takież poparcie, jakiego były skłonne udzielać różnego rodzaju demagogicznym ideologom. Jak ktoś trafnie zauważył, wybitnego polityka cechuje „drugorzędny intelekt i pierwszorzędny temperament”. Przy czym nie jest dla mnie jasne, czy Reagan był rzeczywiście „drugorzędnym intelektem”. Spotkałem ludzi, którzy osobiście się z nim zetknęli, o wręcz przeciwnym poglądzie na jego intelekt. Przy czym, w moim przekonaniu, a nie jestem w nim odosobniony, należał on do najwybitniejszych polityków amerykańskich XX wieku.

Na koniec jedna uwaga. Są czytelnicy, którzy reagują negatywnie na moje wpisy, wykrzykując „i to jest stan polskiej nauki!?”. Otóż, po pierwsze, dodanie tytułu profesorskiego przed moim nazwiskiem nie było ze mną uzgodnione. Chociaż tytuł ten przysługuje mi, to uważam, że wypowiadając się na różne temat, nie wszystkie znane mi dogłębnie, robię to na prawach każdego innego zjadacza chleba. Po drugie, wpisy te nie mają charakteru „naukowego”. Są to luźne uwagi na marginesie bieżących wydarzeń. Po trzecie, nie widzę powodu, by na przykładzie mojej skromnej osoby oceniać całą polską naukę. Oczywiście ktoś może zapytać, w jaki sposób takiemu (tu miejsce na odpowiednie przymiotniki) facetowi udało się zostać profesorem, ale to pytanie należy kierować do ludzi, którzy mnie w trakcie mej pracy naukowej oceniali. Wielu z nich niestety nie ma na tym świecie, ale jeszcze paru żyje. Nazwisk nie podam, by nie narazić ich na przykrości.  

Profesor; ​politolog, socjolog; pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN; aktywny uczestnik polskiego życia obywatelskiego, m.in. założyciel i pierwszy prezes Transparency International - Polska; jeden z liderów ruchu społecznego na rzecz reformy ordynacyjnej (Jednomandatowe Okręgi Wyborcze) oraz przewodniczący Kuratorium Fundacji Konkurs Pro Publico Bono; członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (101)

Inne tematy w dziale Polityka