Policmajster Antoni M.
Tytułem wstępu:


Przed startem w dniu 8 kwietnia 2010 roku przed lotem do Pragi, a co ze zdjęciem
w dniu 10 kwietnia 2010 roku przed lotem do Smoleńska !

Lądowanie w Pradze w dniu 8 kwietnia 2010 roku
Po pierwsze przepraszam za drastyczne sceny OFIAR katastrofy lotniczej jakie z konieczności w celu zobrazowania miejsca autentycznego wypadku lotniczego cytuję za Autorem publikacji.
* Świadomie powtarzam ten sam materiał prezentowany przez Publicystę:
By Alan James Ravenhurst
** Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji- Biuro Śledcze Komendy Głównej Policji w Warszawie,
*** Strona Oficjalna Polskich Linii Lotniczych LOT.
Sprawa dotyczy Wypadku jakim uległ IŁ-62M LOT5055 (mający podobne silniki jak TU154M 101) startujący w lot transatlantycki z lotniska Okęcie w Warszawie w pamiętny dzień 9 maja 1987 roku w godzinach rannych. Na wysokości przelotowej w pobliżu radiolatarni w Grudziądzu doszło do awarii jednego z silników. Skutki i dalsze następstwa były katastroficzne.
To było jeszcze w czasach PRL a więc państwa nie do końca SUWERENNEGO w strukturach Układu Warszawskiego(Moskiewskiego).
Przeprowadzono wnikliwe śledztwo o czym jeszcze napiszę.
A jak jest obecnie. Czy jesteśmy już REPUBLIKĄ w ramach FEDERACJI ROSYJSKIEJ?
Chodzi o materiał porównawczy MIEJSCA WYPADKU I SKUTKÓW TRAGEDII GDZIE „WSIE PAGIBLI” a ciała OFIAR wyglądały tak jak by spali???
Materiały:

http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/komisja-macierewicz-dostala-nowe-dokumenty-przeana_150004.html
Komisja Macierewicz dostała nowe dokumenty! Przeanalizują instrukcję obsługi Tu-154M
Publikacja: 13.08.2010 17:30 | Aktualizacja: 19.11.2010 07:42
antoni macierewicz, katastrofa, komisja śledcza, PiS, PO, przewodniczący, przyczyny, Sejm, smoleńsk, wnioski, wypadek
Antoni Macierewicz, szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej postanowił się pochwalić. W jego ręce wpadła instrukcja obsługi Tu-154M. - Jest szczególnie ważna dla rozstrzygnięcia wiarygodności przedstawionej wersji wypadku – zapewniał Antoni Macierewicz. Chodzi o „wersję”, że tupolew stracił część skrzydła po zderzeniu z drzewem.

Zobacz też
Macierewicz: Przed startem 10 kwietnia prezydencki tupolew miał ...
Tuż przed startem do Smoleńska w środkowym silniku prezydenckiego tupolewa ...
Instrukcja na pierwszym planie
Przedstawienie instrukcji Tu-154M, a konkretnie fragment dotyczący budowy i eksploatacji skrzydeł było główną atrakcją zorganizowanej w piątek konferencji prasowej Antoniego Macierewicza. Książka – co podkreślał sam przewodniczący komisji – w języku rosyjskim ma być źródłem nowych bardzo cennych informacji:
- Ta dokumentacja jest szczególnie ważna dla rozstrzygnięcia wiarygodności przedstawionej wersji wypadku, jako przyczynę podającej ułamanie skrzydła. Jeden z najsilniejszych samolotów świata utracił skrzydło po uderzeniu w 40-centymetrowej grubości brzozę – mówił z wyraźnym niedowierzaniem Antoni Macierewicz. Ściskał przy tym w dłoni kserokopię dokumentu w dłoniach i przekonywał, że parlamentarzyści na pewno starannie sprawdzą „jak to możliwe”.
4 „spotkania” za nami, ale to dopiero początek...
Po starannym wyczerpaniu tematu instrukcji Antoni Macierewicz nie miał już więcej asów w rękawie, dlatego postanowił podsumować dotychczasowe osiągnięcia. W liczbach wygląda to następująco:
152 posłów (i nie ma w tej grupie Janusza Palikota) spotkało się na 4 posiedzeniach. W tym czasie „wysłuchano” rodziny ofiar katastrofy, ich pełnomocników, a także Jacka Kotasa, który za rządów Jarosława Kaczyńskiego był odpowiedzialny za przetarg na nowe samoloty dla ViP-ów. Na razie członkowie zespołu mają zastrzeżenia głównie do działań administracji rządu Donalda Tuska, a o całej sprawie poinformowali już NIK.
Więcej pozycji jest natomiast na liście „do zrobienia”. Członkowie chcą przede wszystkim stworzyć stronę internetową, na której na bieżąco będą informować o przebiegu prac. Później węzmą się za „przesłuchania”. Zespół Macierewicza na rozmowy chciałby zaprosić między innymi premiera Donalda Tuska, szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego, minister zdrowia Ewę Kopacz, a także szefa MON Bogdana Klicha, czy ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego oraz rzecznika prasowego Piotra Paszkowskiego.
Więcej
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/komisja-macierewicz-dostala-nowe-dokumenty-przeana_150004.html
http://januszwojciechowski.salon24.pl/439557,oboz-smolenski-oboz-moskiewski
09.08.2012 17:18211
opublikowana w: Smoleńsk Raport S 24
Obóz smoleński, obóz moskiewski
Obóz moskiewski niezłomnie wierzy, że rosyjskie brzozy potrafią strącać samoloty, a rosyjskie służby nie potrafią przeprowadzać zamachów
1. Obóz smoleński zawył – napisał na blogu senator PO Jan Filip Libicki, w nawiązaniu do rzekomej reakcji polskiej prawicy na wypowiedź arcybiskupa Michalika, by nie instrumentalizować katastrofy. Piszę – rzekomej reakcji, bo nie słyszałem, żeby na wypowiedź arcybiskupa rzeczywiście ktoś zawył.
2. Rzecz w czym innym – obóz smoleński... Panie Senatorze, kto Pana zdaniem tworzy ten obóz?
Jeśli obóz smoleński to solidarność z poszukującymi prawdy rodzinami ofiar katastrofy, jeśli ten obóz tworzą ludzie pragnący rzetelnego wyjaśnienia katastrofy, chcą porządnego śledztwa, ekspertyz, analiz, chcą sprowadzenia do Polski wraku i czarnych skrzynek, maja wątpliwości co do rzetelności raportu MAK-u, którzy nie dają się zbyć ogólnikami i kłamstwami, jak chociażby zapewnieniami Ewy Kopacz o dogłębnym przekopaniu smoleńskiej ziemi – jeśli to jest dla Pana „obóz smoleński” - to ja oczywiście jestem w tym obozie.
I powiem więcej – myślałem, że wszyscy uczciwi Polacy, którym godność ojczyzny nie zwisa i nie powiewa, powinni być w tym smoleńskim obozie poszukiwania prawdy.
3. Jestem w obozie smoleńskim i rzeczywiście zawyłem, ale nie na słowa biskupa, lecz na pańskie Uuuuuuu!
Przywykłem, ze atakuje Pan Prawo i Sprawiedliwość niemal nieustannie – polityka... ja też nie oszczędzam PO, ale szyderstwo ze Smoleńska nawet Panu nie przystoi.
Pan jest w innym obozie, w obozie wiary w świętą księgę Anodiny, wiary w nadprzyrodzone moce brzóz strącających samoloty, wiary w pijaństwo polskiego generała, niedołęstwo polskich pilotów i bezbłędność rosyjskich kontrolerów. Pan to wszystko przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza, Panu już nie trzeba wraku ani czarnych skrzynek, wszystko Pan wie, bo generalissa Anodina napisała - czy nie tak? Anodina – prawda objawiona, Binienda – bzdury i głupoty?
4. Ja jestem w obozie smoleńskim, a Pan w jakim? Podpowiem - Pan jest po prostu w moskiewskim obozie, który niezłomnie wierzy w to, że rosyjskie brzozy potrafią strącać samoloty, a rosyjskie służby nie potrafią dokonywać zamachów.
Ten obóz moskiewski głównie z Polaków się składa, bo Rosjanie, naród doświadczony, bardziej wierzą w służby, niż w brzozy.
Odsłon: 3165 (w tym z lubczasopism 77) | Tagi: katastrofa smolenska, libicki, wojciechowski
http://wpolityce.pl/wydarzenia/37814-rodziny-smolenskie-przerywaja-milczenie-kolejne-osoby-wlaczaja-sie-we-wspolprace-z-zespolem-antoniego-macierewicza
Rodziny smoleńskie przerywają milczenie. Kolejne osoby włączają się we współpracę z zespołem Antoniego Macierewicza
opublikowano: dzisiaj, 10:25
fot. PAP / T. Gzell
http://wpolityce.pl/site_media/media/cache/c1/84/c18416157ed81742be4be53864c2e120.jpg
Spiętrzenie kłamstw wokół katastrofy smoleńskiej sprawiło, że nawet te rodziny ofiar, które dotychczas stały w cieniu i nie zabierały publicznie głosu, przerywają milczenie. Prawie 30 kolejnych, niezaangażowanych dotychczas w bliską współpracę z Antonim Macierewiczem rodzin, bierze dziś udział w posiedzeniu zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy.
Wśród osób obecnych na dzisiejszym posiedzeniu komisji w Sejmie są m.in. Joanna Racewicz, Lucyna Gągor, Barbara Stasiak, Krystyna Kwiatkowska, Klara Gęsicka, Ewa Błasik, Elżbieta Putra, Beata Lubińska, Małgorzata Wypych, Barbara Kazana, Zuzanna Kurtyka, Jerzy Mamontowicz, Andrzej Tomaszewski, Dariusz Fedorowicz, Jacek Świat, Janusz Walentynowicz, Andrzej Melak.
Część z nich dystansowała się do tej pory do działań zespołu. Jednak ostatnie skandale ekshumacyjne nie pozwalają im dłużej czekać biernie na wyniki śledztwa.
W jednym szeregu staje nas coraz więcej. Rodziny mają już dość
– powiedział "Codziennej" Dariusz Fedorowicz, który w Smoleńsku stracił brata.
Część rodzin od pewnego czasu zapowiada, że jeśli rząd nie podejdzie do sprawy na poważnie, będą zmuszone złamać prawo i ujawnić tajne materiały ze śledztwa. Ogromny niepokój budzi nie tylko sam fakt zamiany ciała Anny Walentynowicz, ale jego zbezczeszczenie i brak jakichkolwiek informacji o ciemnoniebieskich przebarwieniach czaszki, które są zaskoczeniem nawet dla polskich ekspertów wykonujących sekcję.
Na sobotnim posiedzeniu zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej będzie obecny nasz reporter. Będziemy na bieżąco informować o tym, co się dzieje w Sejmie.
mall / GPC
PANIE POŚLE ANTONI MACIEREWICZ DO DZIEŁA W STYLU SHERLOCKA HOLMESA

NARÓD CZEKA
Każda OFIARA Tragedii Smoleńskiej winna być potraktowana indywidualnie zgodnie z regułą i prawidłowościami badania ZBRODNI.
1. Kiedy wyszła z DOMU
2. Kiedy miała ostatni kontakt z Najbliższymi,
3. Kiedy i gdzie miała KONTAKT z Osobami w roli Świadków
4. Co się stało od momentu utraty KONTAKTU aż do drobiazgowej identyfikacji zwłok.
5. Jakie Osoby były w to zaangażowane.
6. Jakie mają alibi.
7. Jak została wykonana identyfikacja miejsca zbrodni, wypadku, godziny śmierci i okoliczności tragedii. /bezwzględnie materiał zdjęciowy technika kryminalistyki/
8. POST MORTEM jako ślady zostały odkryte na zwłokach, odzieży, w otoczeniu.
W Polsce jako Kraj w Strukturach Unii Europejskiej i Cywilizacji ŁACIŃSKIEJ obowiązują określone procedury i obowiązki struktur Państwa:
Policji, Straży Pożarnej,
Zespółów Ratownictwa Medycznego i Prokuratury:
Osobą nadzorującą jest Premier i Ministrowie Resortowi czyli Rząd.
http://www.policja.pl/portal/pol/229/4649/Poszukiwanie_osob_zaginionych.html
Poszukiwanie osób zaginionych
Co kryje się pod pojęciami stosowanymi w tym zakresie przez policję ?
Poszukiwanie osoby, której zaginięcie zgłoszono policji - to zespół wszelkich dostępnych w tym zakresie czynności stosowanych przez policję, mających na celu odnalezienie tej osoby.
Zaginięcie osoby – zaistnienie zdarzenia o charakterze nagłym, uniemożliwiającym ustalenie miejsca pobytu osoby i zapewnienie ochrony jej życia, zdrowia lub wolności.
Jakie są przyczyny zaginięć oraz jakimi kryteriami kieruje się policja przy wstępnej ocenie okoliczności zaginięcia?
Policja ze względu na okoliczności zaginięcia i rodzaj wykonywanych czynności poszukiwawczych, wyróżnia 2 kategorie osób zaginionych.
Do kategorii I zostały zaliczone osoby, które opuściły nagle ostatnie miejsce pobytu w okolicznościach uzasadniających podejrzenie:
§ popełnienia na ich szkodę przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności (np. zabójstwo,uprowadzenie w celu zmuszania do uprawiania prostytucji) albo;
§ zagrożenia dla ich życia, zdrowia lub wolności.
Sytuacje te dotyczą w szczególności zdarzeń:
a) wskazujących na realną możliwość popełnienia samobójstwa,
b) gdy zgłoszono zaginięcie osoby nieletniej do lat 15, po raz pierwszy,
c) z udziałem osób, które z powodu wieku, choroby, upośledzenia umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych nie może kierować swoim postępowaniem albo wymaga opieki lub pomocy innych osób.
Do kategorii II zaliczono osoby, które opuściły ostatnie miejsce swojego pobytu w okolicznościach, które nie wymagają zapewnienia ochrony życia osób zaginionych, w tym szczególnie takie które:
§ opuściły ostatnie miejsce pobytu z własnej woli, (np. ucieczki nieletnich z domów rodzinnych, domów dziecka, placówek opiekuńczych, choroby psychicznej zaginionych),
§ wcześniej wykazywały niezadowolenie ze swojej sytuacji życiowej (np. następstwa nieporozumień rodzinnych),
§ zabrały rzeczy osobiste (np. świadome zerwanie więzi ze środowiskiem).
Jakie czynności podejmuje policja po otrzymaniu informacji o zaginięciu osoby?
Policja podejmuje poszukiwanie osoby zaginionej po otrzymaniu informacji o jej zaginięciu. Dużą wagę przywiązuje do poszukiwań osób, które ze względu na stan zdrowia lub wiek (małe dzieci, osoby starsze i nieporadne) mogą stać się ofiarami przestępstw. W takich przypadkach policyjne działania prowadzone są niezwłocznie i w zakresie zmierzającym do szybkiego odnalezienia osoby.
W zależności od okoliczności, w których osoba zaginęła oraz od kategorii do której została ona zaliczona, policjant postępuje zgodnie z przepisami służbowymi obowiązującymi w tym zakresie.
W przypadku osób zaliczonych do kategorii I, niezależnie od tego, czy istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa, policja podejmuje m.in. następujące działania:
- rejestruje informacje o osobie zaginionej i jej fotografię w ogólnokrajowej policyjnej bazie danych,
- dokonuje penetracji terenu ostatniego miejsca pobytu osoby zaginionej z wykorzystaniem środków technicznych, psów policyjnych, podmiotów pozapolicyjnych (płetwonurkowie, strażacy itp.),
- zabezpiecza ślady i dowody, w tym także oznacza kod genetyczny osoby zaginionej,
- dokonuje rozpytania osób, które ostatnie miały kontakt z zaginionym,
- dokonuje sprawdzenia szpitali, pogotowia ratunkowego lub opiekuńczego, izb dziecka, noclegowni, zakładów prawnej izolacji itp.
- publikuje komunikaty prasowe oraz wewnątrzpolicyjne fotokomunikaty poszukiwawcze.
Niezależnie od realizacji powyższych przedsięwzięć, w przypadku uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa, podejmuje się czynności określone w przepisach procedury karnej polegające również na wszczęciu postępowania przygotowawczego.
Osoby, którym w chwili zgłoszenia o zaginięciu nie grozi realne niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia są poszukiwane wg opracowanych stosownych procedur uwzględniających okoliczności zaginięcia. Informacje o zaginięciu, fotografie i rysopisy rejestrowane są w ogólnokrajowym systemie informatycznym policji. Ustalenie miejsca pobytu tych osób następuje z reguły w wyniku legitymowania lub sprawdzania dokumentów kierującego pojazdem.
Kierując się do najbliższej jednostki policji w celu zgłoszenia zaginięcia osoby należy być przygotowanym, że policjant poprosi o:
1. podanie pełnych danych personalnych osoby zaginionej;
2. aktualne zdjęcie osoby zaginionej;
3. podanie cech wyglądu zewnętrznego z uwzględnieniem posiadanych znaków szczególnych;
4. opisu ubioru w chwili zaginięcia z uwzględnieniem znaków firmowych;
5. oznaczenie grupy krwi;
6. opisanie przedmiotów posiadanych w chwili zaginięcia;
7. podanie miejsca i okoliczności zaginięcia;
8. rodzaju chorób, nałogów oraz charakter nawyków i skłonności, z uwzględnieniem prób samobójczych;
9. określenie prawdopodobnych przyczyn zaginięcia, w kontekście sytuacji rodzinnej, zawodowej, konfliktów, wypowiedzi, pozostawionych listów;
10. podanie adresów osób i instytucji, do których mogła udać się osoba zaginiona.
Co należy do obowiązków policjanta, który otrzymał informację o zaginięciu osoby?
1. niezwłocznie przyjąć zgłoszenie o zaginięciu osoby
2. zarejestrować osobę zaginioną w policyjnym systemie
3. utrzymywać stały kontakt z rodziną osoby zaginionej oraz udzielać im informacji o stanie i przebiegu poszukiwań
4. na żądanie osoby uprawnionej wydaje potwierdzenie przyjęcia zawiadomienia
5. poinformowanie osoby zawiadamiającej o najbliższym punkcie lub siedzibie organizacji udzielającej pomocy prawnej lub psychologicznej rodzinom osób zaginionych.
Jakie prawa mają rodziny osób zaginionych?
1. Zawiadomienie o zaginięciu osoby można zgłosić w najbliższej jednostce policji
2. Prawo do kontaktu z policjantem prowadzącym poszukiwanie oraz dozwolonych prawem informacji o stanie i przebiegu poszukiwań
3. Żądania wydania potwierdzenia przyjęcia zawiadomienia o zaginięciu.
http://zaginieni.policja.pl/
zaginieni.pl/zaginal-ci-ktos-bliski/informacje-dla.../badania-dna
Komisja Interpolu do Spraw Identyfikacji Ofiar Katastrof Masowych i Klęsk Żywiołowych rekomenduje te badania jako najskuteczniejszy sposób postępowania w...
pl.wikipedia.org/wiki/Federalna_Policja_Kryminalna_Niemiec
BKA pomaga krajom związkowym w zakresie spraw sądowych, badań ... specjalistów medycyny sądowej i jest poświęcone identyfikacji ofiar katastrof.
www.tvn24.pl/.../kownacki-wedlug-msz-kopacz-brala-udzial-w-ident...
28 Wrz 2012 – Jeżeli brali udzial przy identyfikacji zwłok, to nie może być tak, jak mówi pan ... i brali udział w identyfikacji zwłok ofiar katastrofy, prowadzonej przez rosyjską prokuraturę ... Badania genetyczne jednoznacznie wskazały, że tak się stało...... Odtwórz: Policja zlikwidowała kanał przerzutu narkotyków z Holandii ...
http://www.wypadki24.info/ramka.php?src=http://www.wprost.pl/ar/349391/Ciala-ofiar-katastrofy-smolenskiej-wracaly-do-Polski-przez-Moskwe/&back=ciala-ofiar-katastrofy-smolenskiej-wracaly-do-polski-przez-moskwewprost-24
http://www.npw.gov.pl/491-Uwarunkowaniaprawne.html
http://www.poland.gov.pl/zbrodnia,katynska,2568.html
www.forensic-medicine.pl/content/view/44/2/1/1/
Zanim przejdę do omówienia poszczególnych metod identyfikacji chciałbym przedstawić ... z udziałem biegłego lekarza, w miarę możności z zakresu medycyny sądowej. ... Badanie odzieży jest czynnikiem, który różnicuje czynności medyka ...wymienionych przez Komisję Interpolu do Spraw Identyfikacji Ofiar Katastrof ...
gosc.pl/doc/1307392.Seremet-o-blednej-identyfikacji-ofiar
27 Wrz 2012 – Przyczyną nieprawidłowej identyfikacji dwóch ekshumowanych w ... po przeprowadzeniu badań genetycznych dwóch ekshumowanych w ... udział obok rosyjskich prokuratorów także polski zespół biegłych. ... Głównej Policji oraz specjalistów Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Stołecznej Policji.
clk.policja.pl/.../Katastrofa_samolotu_PLL_LOT_Il62M_quotKoscius...
Blokuj wszystkie wyniki z clk.policja.pl
Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji ... Strona główna / Ciekawe Badania /... W procesie identyfikacji ofiar katastrofy czynny udział brali eksperci z ...
1. [PDF]
www.amsik.pl/archiwum/2_2009/2_09e.pdf
Format pliku: PDF/Adobe Acrobat - Szybki podgląd
K Woźniak - Cytowane przez 3 - Powiązane artykuły
Pośmiertne badania obrazowe TK z rekonstrukcją 3D u ofiar wypadków drogowych. Postmortem CT examination with 3D reconstruction in cases referring ...
2. [PDF]
www.pum.edu.pl/__data/assets/.../076-079_SUPLEMENT_53-2.pdf
Format pliku: PDF/Adobe Acrobat - Szybki podgląd
ANALIZA PORÓWNAWCZA OFIAR WYPADKÓW KOMUNIKACYJNYCH. W ŚWIETLE.... badań prowadzonych w Zakładzie Medycyny Sądowej Aka- ...
3. [PDF]
www.rpo.gov.pl/pliki/12353917960.pdf
Format pliku: PDF/Adobe Acrobat - Szybki podgląd
„Losy ofiar wypadków drogowych”. Warszawa, 23 lutego 2009. Badania losów ofiar wypadków d h. i h d i drogowych oraz ich rodzin. Prof. Ryszard Krystek ...
4. [PDF]
www.rpo.gov.pl/pliki/12353834950.pdf
Format pliku: PDF/Adobe Acrobat - Szybki podgląd
3. godz. 10.40 - 10.55. Prof. Ryszard Krystek, Katedra Inżynierii Drogowej Politechniki Gdańskiej. Badanie losów ofiar wypadków drogowych oraz ich rodzin ...
Literatura
http://clk.policja.pl/wai/clk/388/11012/Katastrofa_samolotu_PLL_LOT_Il62M_quotKosciuszkoquot.html
Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji
Katastrofa samolotu PLL LOT Ił-62M "Kościuszko"
opracował:
podinsp. mgr Dariusz Zajdel
Wydział Badań Dokumentów i Technik Audiowizualnych
|
|
|
|
|
|
|
Dzień 9 maja 1987 roku to czarna data w historii polskiego lotnictwa cywilnego. W rejonie Lasu Kabackiego w Warszawie rozbił się samolot Polskich Linii Lotniczych Ił-62M "Kościuszko". Na miejsce katastrofy przybyły ekipy ekspertów linii lotniczych z USA oraz Polski. W procesie identyfikacji ofiar katastrofy czynny udział brali eksperci z Zakładu Kryminalistyki KG MO.
|
|
|
|
|
|
|
Eksperci amerykańscy identyfikowali zwłoki swoich obywateli w oparciu o uzębienie, natomiast polscy eksperci szeroko wykorzystywali metodę identyfikacji na podstawie małżowin usznych, która w tym czasie była nowością na tle innych metod w badaniach identyfikacyjnych nieznanych zwłok.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|





Warto a nawet trzeba sięgnąć do ARCHIWUM Policji i innych Służb odpowiedzialnych za Bezpieczeństwo Narodu, nie korzystać z doświadczenia to nie wybaczalna głupota a nawet coś więcej.

http://n744pm.wordpress.com/2011/05/03/lot-5055-katastrofa-%E2%80%9Ekosciuszki%E2%80%9D-w-lesie-kabackim-9-maja-1987/

LOT 5055. Katastrofa „Kościuszki” w Lesie Kabackim 9 maja 1987.
By Alan James Ravenhurst

IŁ-62M Tadeusz Kościuszko na płycie postojowej lotniska w Berlinie.

Leśnik codziennie dogląda drzew na wypalonym przez spadający samolot hektarze Lasu Kabackiego. Ale w takim miejscu nic nie chce rosnąć jak trzeba.
W Lesie Kabackim zawisły klepsydry informujące o środowej mszy za ofiary katastrofy sprzed 20 lat. Pan Bogdan, dziś pięćdziesięcioletni parkingowy w Parku Rozrywki “Powsin”, dokładnie wie, co robił 9 maja 1987 r. o godz. 11.12. – szedł drogą w Jeziornie i stanął jak wryty: – Coś zawyło. Odwracam się, a tam samolot spada nad lasem, jak kosą tnie skrzydłami drzewa, ogon mu dymi – wspomina.

Dym unoszący się z Lasu Kabackiego.
Z tamtego dnia pamięta tłum ludzi zmierzający w kierunku słupa dymu. Najpierw popędzili jego sąsiedzi i wszyscy zamieszkujący przyleśne tereny. Cztery minuty później pan Bogdan usłyszał wyjące syreny milicji, straży pożarnej i pogotowia.
O tym, co się stało, dowiedział się telewizji: Ił-62M “Tadeusz Kościuszko” lecący czarterem do Nowego Jorku rozbił się na południowym skraju Lasu Kabackiego podczas nieudanej próby awaryjnego lądowania. Zginęły 183 osoby – 11 członków załogi i 172 pasażerów, w tym 17 Amerykanów.

Instrukcja bezpieczeństwa umieszczana w kieszeniach foteli.
Kolega pana Bogdana był na miejscu w chwili, gdy samolot spadł między drzewa. – Ręce i nogi wisiały na drzewach. On wcześniej pracował na cmentarzu, to i ten widok przeżył, ale normalny człowiek by się już nie podniósł.
Samolot wbija się w las.
Danuta Makulska, mieszkanka jednego z trzech domów, które wtedy stały na skraju Lasu Kabackiego, do dziś woli myśleć, że to, co wtedy zobaczyła na drzewie, to była głowa lalki. Dzisiaj przytulony do lasu teren przy polach to oficjalnie Konstancin-Jeziorna. 20 lat temu stały tu tylko trzy domy – Makulskich, Kozikowskich i Ciesielskich – nie przyznawała się do nich żadna gmina. Rolnicy chętnie przesiadywali u Ciesielskiego i świetnie dogadywali się z jego częstymi gośćmi – Jonaszem Koftą i Agnieszką Osiecką. Teraz pustkowie zamieniło się w drogie osiedle domków jednorodzinnych.

Miejsce katastrofy – ścięty fragment lasu.
Tamtego majowego przedpołudnia Danuta Makulska pracowała w szklarni. Usłyszała huk i zobaczyła słup dymu. Pomyślała, że dom Kozikowskich się pali, i ruszyła na pomoc. Kilkusetmetrowy odcinek rowerem zajął jej najwyżej pięć minut. – Ścięte drzewa, blacha i kłęby dymu. 2,5 m ode mnie leżał kawałek ludzkiego korpusu z głową i strzępami kończyn – wspomina po 20 latach. Z szoku wyrwali ją wojskowi, którzy znienacka wyrośli przed nią i kazali się ewakuować.
Artysta malarz Jerzy Ciesielski odebrał właśnie z kiosku teczkę z poranną prasówką. – Czytam, a tu nagle huk. Psy do domu wleciały, a przez okno widzę obraz, który nie dociera do wyobraźni – samolot wbija się w las. Pomyślałem, że las koło Kozikowskich się pali, i złapałem za aparat – wspomina. Z zamkniętymi oczami wbiegł w dym. - Kiedy je otworzyłem, nogi wrosły mi w ziemię. Zobaczyłem bezgłowy korpus ludzki wbity w drzewo. Za mną pędzili jacyś ludzie, ale już nie zdążyli wejść. Znikąd pojawiły się szwadrony ZOMO, milicji, helikoptery. Szybko i sprawnie odgrodzili nas od szczątków samolotu – opowiada Jerzy Ciesielski i zapala papierosa. 9 maja 1987 r. mijały dwa lata, jak rzucił palenie. Tamtego dnia, z nerwów, sięgnął po papierosy i tak zostało mu do dzisiaj. Nie wie, kiedy udało mu się zrobić zdjęcia, których nie miała żadna agencja prasowa, a pewnie nawet i wojsko. Już ich nie ma – nie oddała jedna ze stacji telewizyjnych. Pamięta, że kiedy je wywoływał we własnej łazience, nie mógł uwierzyć w wyłaniające się czarno-białe kształty: żebra na drzewie, fragmenty odzieży, korpus zawieszony między dwoma pniami. Przez kilka lat nie przyznawał się do nich nikomu. Nie chciał podpaść rządowi, który miał swoją wersję kabackiej rzeczywistości.

Dwa dni po katastrofie. Teren ogrodzony kordonem milicji i ZOMO. (fot. Jerzy Ciesielski).
Radzieccy konstruktorzy nie mogą być winni.
Oficjalnie przekazana do mediów informacja była lapidarna. Samolot spadł, szczątki usunięto, a przewoźnik LOT otoczył bliskich ofiar troskliwą opieką – zapewnił im nocleg w warszawskich hotelach, restauracyjne wyżywienie, odszkodowania. Przez kilka tygodni strona rządowa milczała na temat przyczyn katastrofy. Na konferencji prasowej 12 maja, czyli trzy dni po tragedii, rzecznik rządu Jerzy Urban beształ dziennikarzy za niecierpliwość i oświadczył:
“Komisja rządowa działająca pod przewodnictwem wicepremiera Zbigniewa Szałajdy zapowiedziała, że po ustaleniu faktów i okoliczności katastrofy poda wyniki swoich prac do publicznej wiadomości”.

Miejsce katastrofy. Ratownicy wśród szczątków maszyny.
Iły-62 miały być perłą polskiej floty, w której latały wyłącznie radzieckie samoloty. Dziś otwarcie mówi się o wadliwym rozwiązaniu konstrukcyjnym. Cztery silniki w tyle kadłuba blokowały się po dwa. Kiedy wybuchał jeden, zniszczeniu natychmiast ulegał drugi, uszkadzając kadłub. Tak było 9 maja 1987 r. z “Tadeuszem Kościuszką”. Musiało dojść do kilku katastrof i poważnych awarii, żeby określenie “latające trumny” przedostało się za żelazną kurtynę.
By przyspieszyć produkcję, Rosjanie zamontowali co drugi wałeczek toczny w łożysku, które oddzielało dwa wały silnika, kręcące się z różnymi prędkościami. Tak chciano zrekompensować braki dostaw tych wałków potrzebnych w produkcji. Żeby jednak zapewnić smarowanie w łożysku oddzielającym wał turbiny niskiego ciśnienia od wału turbiny ciśnienia wysokiego, w czasie produkcji wiercili otwory na smar w zahartowanym już kawałku metalu. Nie wytrzymał on napięć i temperatury, w czasie każdego lotu zużywał się szybciej niż w czasie normalnej eksploatacji – na brzegach wywierconego otworu tworzyły się mikropęknięcia i odpryski. W krytycznym momencie łożysko z tocznego stało się ślizgowym i po prostu zatarło się.

Silniki nr 1 i 2. Połowa zespołu napędowego IŁa-62M.
Polscy inspektorzy od razu ustalili, że do tragedii doszło z winy radzieckich konstruktorów – nieprawidłowo obciążyli łożysko, wał z turbiną wysokiego ciśnienia w silniku numer 2 rozkręcił się do wartości nadkrytycznych a sama turbina pękła na kilka części od siły odśrodkowej. Jej fragmenty przedostały się do tylnej części silnika, gdzie przebiły osłonę oddzielającą zespoły wysokiego i niskiego ciśnienia. W wyniku natychmiastowego wyrównania się tychże ciśnień i połączenia powietrza z mieszanką spalinową doszło do eksplozji, która wyrwała całą turbinę wraz z osią z obudowy silnika. Wirujące części rozgrzanej turbiny powirowały we wszystkich kierunkach z prędkością kilkuset metrów na sekundę – jeden z kawałków uszkodził lewy, sąsiedni silnik numer 1, inny przebił kadłub samolotu powodując gwałtowną dekompresję kabiny pasażerskiej i kokpitu, przeciął wszystko, co napotkał na swej drodze i utkwił w bagażniku numer 4 wywołując w nim pożar.
Pech chciał, że uszkodzeniu uległy stalowe linki wychylające ster wysokościna ogonie – piloci utracili możliwość manewrowania samolotem, którą starali się rekompensować poprzez sterowanie trymerem. Trymer to ruchome przedłużenie steru, jego wychylenie przesuwa cały ster za pomocą sił aerodynamicznych i pilot nie musi wkładać wiele wysiłku w utrzymanie wolantu w wybranej pozycji.

Strażacy biorący udział w akcji ratowniczej. Na dalszym planie silnik Iła-62M.
W przypadku lotu 5055 zdecydowano zawrócić w kierunku Warszawy w okolicach Grudziądza, czyli daleko za TMNem – ówczesnym punktem granicznym, w którym samoloty opuszczały strefę kontroli lotniska Okęcie. Znów trzeba było czekać na przełączenie do kontroli Okęcie, a po drodze próbowano skontaktować się z wojskowym lotniskiem w podwarszawskim Modlinie. Niestety – bezskutecznie. Załoga IŁ-62M „Kościuszko” zawracając nad Grudziądzem zdecydowała się lądować na możliwie najbliższym lotnisku, będącym w stanie przyjąć awaryjnie lądującą maszynę tej wielkości. Gdy nie doczekali się potwierdzenia ze strony Modlina, ani danych meteorologicznych – od kontrolera załoga otrzymała jedynie informację o długości pasa i kierunku geograficznym, na jakim leży (do prawidłowego i udanego lądowania potrzebne są jeszcze dane o pogodzie aktualnie panującej nad lotniskiem) zdecydowano,że gdy uda się w końcu zrzucić paliwo ze zbiorników w skrzydłach, to samolot będzie na tyle lekki, że zdoła dolecieć do Okęcia, na którym powoli zaczęto przygotowywać się do przyjęcia 5055.

Wśród części roztrzaskanego samolotu i połamanych drzew leżeli pasażerowie…
Wstrzymano ruch powietrzny nad Warszawą, pas 33 Okęcia został obstawiony wozami lotniskowej straży pożarnej i karetkami. Z miasta jechały kolejne jednostki ratunkowe. Chaos w eterze i w jednym momencie uwaga drugiego pilota o stanie samolotu skierowana do kapitana zagłuszyła najistotniejszą dla załogi wiadomość z Okęcia – krótkie podprowadzenie na pas 33, czyli pominięcie procedury podejścia do lądowania i zawrócenie samolotu już w okolicach między Piasecznem a Mysiadłem. Normalnie samoloty lecą aż w okolice Warki i Góry Kalwarii, by stamtąd ustawić się nosem na wprost osi pasa 33…
Piloci przegapili moment, w którym powinni zejść w lewo na kierunek 33, by podejść na pas idealnie po linii równoległej i co najważniejsze – pod wiatr. Samolot w przypadku lądowania z wiatrem nie ma prawa wykonać tej operacji – po prostu spada jak zabawka, gdyż sił nośna wiatru pod skrzydłami nie jest wystarczająca do utrzymania w powietrzu samolotu, który leci z coraz mniejszą prędkością poziomą.

Zniszczony silnik samolotu.
Prócz układu usterzenia, gorący kawałek turbiny przeciął też wiązki kabli elektrycznych ułożonych wzdłuż prawej burty samolotu. Dlatego nie zadziałały w porę czujniki dymu, które oznajmiłyby pilotom pożar w bagażniku. O pożarze załoga dowiedziała się dopiero na trzy minuty przed katastrofą, po prosu dym dotarł do działających czujników w przedniej części samolotu. Awaria elektryki w samolocie nie pozwoliła również na awaryjny zrzut paliwa, zawory są sterowane elektrycznie i co chwila zrzut paliwa był przerywany – w efekcie IŁ-62M rozbił się w Kabatach z 32 tonami paliwa w zbiornikach.
Czemu Kościuszko runął w las? Niecałe 6 kilometrów od pasawarszawskiego lotniska, na którym czekała na niego pełna „obstawa” – straż pożarna i karetki pogotowia. To raptem 40 sekund lotu…Najprawdopodobniej w wyniku coraz większego pożaru stopiły się ułożone na brzuchu samolotu rolki, po których biegła linka sterująca trymerami na ogonie. Załoga utraciła więc ostatnią możliwość efektywnego sterowania maszyną. O 11:12:13 z prędkością ponad 460 km/h Kościuszko zaczął ścinać pierwsze drzewa lasu kabackiego. Istnieje też teoria, że sami pasażerowie uciekając przed ogniem z tylnej części samolotu przeważyli go w przedniej…

Fragmenty kadłuba samolotu.
Żaden inspektor nie odważyłby się jednak podpisać pod takim protokołem. Strona radziecka winę zrzucała na złe przygotowanie polskiej załogi. Kiepski argument, bo 59-letni kapitan Zygmunt Pawlaczyk był wówczas jednym z najlepszych i najbardziej doświadczonych polskich pilotów. Drugi pilot, 54-letni major Leopold Karcher, latał nawet na trudnosterowalnych bombowcach. Zapis z czarnej skrzynki samolotu to świadectwo ich profesjonalizmu. O 10.41, 34 minuty po starcie z Okęcia, nad Grudziądzem pierwszy przerażający dźwięk sygnalizuje wyłączenie się autopilota, a piloci zgłaszają kontroli naziemnej rozhermetyzowanie maszyny i awarię silników. Są przekonani, że zderzyli się z czymś w powietrzu, albo zostali przypadkowo trafieni rakietą odpaloną przez ćwiczące w rejonie Grudziądza wojskowe myśliwce. Przez następne 23 minuty załoga i kontrolerzy lotów przekazują sobie konkretne komunikaty, szukając bezpiecznego rozwiązania. O godz. 11:12:13 z kabiny padają ostatnie słowa: “Dobranoc!!! Do widzenia!!!” I legendarne już: “Cześć!!! Giniemy!!!”. Kapitan Pawlaczyk zostaje uznany za bohatera, który do ostatnich sekund walczył o życie pasażerów i uratował mieszkańców Kabat i Ursynowa, lądując w lesie, a nie wśród bloków.

Jeśli nie zginęli na drzewach, to spłonęli przypięci do foteli.
Warszawska prokuratura długo zastanawiała się, jak określić przyczynę awarii, żeby nie urazić Wielkiego Brata. W grudniu umorzyła sprawę, ustalając, że powodem awarii było “przedwczesne, zmęczeniowe zniszczenie elementów tocznych”. Błąd nie leżał więc ani po stronie radzieckiej, ani polskiej, ani nawet łożyska. Winne było “zmęczenie materiału”…
Ludzie podnosili przedmioty, szukali.
Dużo trudniej było się rządowi wytłumaczyć z przewijających się w prasie informacji o “poszukiwaczach skarbów” na miejscu katastrofy. Podpułkownik Adam Rapeta opowiadał Katarzynie Nazarewicz i Wojciechowi Krzyżanowskiemu z “Przeglądu Tygodniowego” o miejscowych, którzy kilka minut po tragedii zdejmowali pierścionki z pokrwawionych palców:“Zobaczyłem matki z małymi dziećmi na rękach (…) oglądające makabryczne szczątki, pourywane kikuty i korpusy bez głów, rąk i nóg. Wszyscy chodzili wokół porozrywanych ciał z wyszarpanymi mięśniami i wylewającymi się przez rozerwane brzuchy jelitami. Ludzie usiłowali przeglądać rzeczy ofiar, podnosili przedmioty, szukali”.
Ówczesny szef brygady antyterrorystycznej na EPWA, Jerzy Dziewulskiopowiadał, że “nawet milicjanci otaczający teren tragedii dopuszczali się grabieży”.

Ster wysokości, oderwany od statecznika samolotu.
Kilka dni później o grabieży na miejscu katastrofy plotkowała już cała Polska. Kiedy wiadomość o szabrownikach podchwycili zachodni dziennikarze, Jerzy Urban skrytykował polskie media za “epatowanie wiadomościami nierzetelnie zebranymi”. “To, co obecnie ukazuje się na ten temat w prasie polskiej, a szczególnie zagranicznej, to pogłoski i prywatne interpretacje, hipotezy i spekulacje” – mówił.
Rodziny ofiar rzadko mogły liczyć na rzeczy bliskich. Potrzeba było dużego szczęścia, żeby w namiocie identyfikacyjnym rozstawionym po katastrofie na Wólce Węglowej rozpoznać zmarłego po przedmiocie, a nie przerażającym zdjęciu nadpalonej twarzy. Henryk Mackiewicz rozpoznał obrączkę przywiezioną kiedyś żonie z Afryki. Obrączka nazywała się “seven days” i składała się z siedmiu połączonych ze sobą kółeczek – gwarantujących szczęście w każdy dzień tygodnia. Janina Stradecka dostała spiralny kolczyk córki Anieli, nazywanej Ajką. Poza tym z bagaży ocalało niewiele: słoik grzybków, butelka spirytusu. W skórzanej torebce na suwak, którą oddano rodzinie pani Haliny Domerackiej, było wszystko, prócz pieniędzy – 400 dol. i 10 tys. zł. Dziwne, bo nie zginęła ani Biblia, na której kilkanaście minut przed śmiercią pani Halina napisała słynne słowa „Awaria w samolocie, co będzie, Boże”, ani zdjęcia, ani paszport, nawet kaseta z rozmówkami angielskimi. A pieniądze Halina Domeracka miała schować między kartki Nowego Testamentu. Został tylko kwit z banku.
Sprzątali, a pieniądze chowali po kieszeniach.
Dzisiaj w okolicach Powsina i Józefosławia nikt nie chce mówić o szabrze. Kazimiera Kozikowska jest oburzona, że ktoś mógł o to podejrzewać ją lub kogoś z sąsiadów. – Tragedia ludzka się wydarzyła, a wy szukacie sensacji. Jaki szabrunek, jak cztery minuty po kraksie cały teren obstawiło ZOMO? Kto miał tam kraść? – ucina rozmowę.
Części ofiar nie udało się w 100% zidentyfikować. Ciała jednej ze stewardess nie znaleziono do dzisiaj.
Wojciech Makulski, mąż Danuty, po raz pierwszy o grabieżach usłyszał o 16:00, pięć godzin po tragedii, od dziennikarki z radia, i zdziwiony zapytał żonę. Tylko machnęła ręką: – Przecież ja byłam tam kilka minut po fakcie, a już wtedy na miejscu było ZOMO i nikogo nie wpuszczali. Tłumy ludzi, którzy biegli w tamtą stronę, przybyli po mnie. Więc o jakich tu mówić złodziejach?– pyta. A mąż-wesołek przygaduje: – Widzisz, nie załapałaś się na nadpalone dolary.
Jerzy Ciesielski śmieje się z tych przypuszczeń. – Żaden z nas, lokalnych mieszkańców, nie ma nawet śrubki z tego samolotu. ZOMO ogrodziło teren i nie wpuszczało nikogo. Kiedyś pokłóciłem się z jednym pułkownikiem, bo kazał mi dojeżdżać do domu kilkukilometrowym objazdem nawet po trzech dniach, kiedy wojsko uprzątnęło już blachę i szczątki ludzkie oraz zaorało cały teren. Ci, co tam pracowali, zomowcy, mogli rabować. Ale nie tutejsi – mówi.

Niesamowity widok… Skoszony las i szczątki samolotu.
Były milicjant, który w 1987 r. pracował w jednym z warszawskich komisariatów, nie wierzy w całkowitą niewinność miejscowych, ale nie dałby złamanego grosza za zomowców. – Mieli sprzątać, to sprzątali, a pieniądze chowali po kieszeniach. Bo kto im udowodnił, że wiezione przez pasażerów dolary nie spłonęły? A pensje były liche i trzeba było sobie budżet podreperować – uważa.
Lipy, buki po 20 latach.
W leśniczówce przy Parku Rozrywki w Powsinie, o tragedii rozmawia się przynajmniej raz do roku, kiedy trzeba przygotować pomnik na odprawianą tam rocznicową mszę. 9 maja 1987 roku pracownicy znają dokładnie, choćby z opowiadań. Teraz, 20 lat później, katastrofa znów powraca we wszystkich rozmowach, wypierając aktualne tematy – rozjeżdżających las rowerzystów, chuliganów z bejsbolami (…).

Fragment turbiny sprężarki wysokiego ciśnienia.
Były leśnik, który od 1997 r. codziennie dogląda miejsca katastrofy prawie na pamięć zna nazwiska wyryte na pamiątkowym głazie, żegna się przed blaszanym krzyżem z napisem: “Ofiarom katastrofy – Parafia św. Ap. Piotra i Pawła w Pyrach, 9 V 1987″. – W środę 20. rocznica i trzeba zadbać o wygląd lasu. Zrobiliśmy nowe ławki, pomalowaliśmy płoty, wymieniliśmy na drewniane te ohydne blaszane kosze. Niech rodziny wiedzą, że dbamy o miejsce tragedii – mówi i zaznacza, że chce pozostać anonimowy. Codziennie dogląda drzew, które kilka lat temu dosadzał na wypalonym podczas kraksy hektarze. Lipy, buki, dęby i jawory miały być sadzone kwadratami, w widoczną z lotu ptaka szachownicę. Ale w takim miejscu nic nie chce rosnąć jak trzeba…

Ludzkie szczątki, drobiazgi z bagaży… Milicjant dokumentujący miejsce katastrofy.
Mężczyzna z brzuszkiem zagaduje leśnika: – Proszę pana, proszę pana, czy to ten samolot, w którym zginęła Anna Jantar? Bo właśnie się o to z żoną kłócimy – pyta. Od kilkunastu lat większość ludzi myli katastrofę “Kościuszki” z tragedią “Mikołaja Kopernika”, który 14 marca 1980 r. rozbił się niecały kilometr przed progiem pasa startowego na Okęciu.
A leśnik po raz tysięczny wyjaśnia: – Nie, tamten rozbił się siedem lat wcześniej, na fortach wojskowych przy al. Krakowskiej. Zginęło 87 osób. Nasza Jantar i cała bokserska reprezentacja USA zaproszona na mecz towarzyski do Warszawy, kilku Rosjan i Niemców.
***
Tekst: Alan James Ravenhurst.
W artykule wykorzystano fragmenty z książki Marka Saryusza-Wolskiego “Cisza po życiu”, wznowionej niedawno przez wydawnictwo Iskry. (Niebieska czcionka).
Zdjęcia: Archiwum prywatne.
***
Autentycznie nagranie rozmów pilotów lotu 5055 z kontrolą naziemną:
LOT5055
Oceń ten wpis:
5 Votes
Dodaj do ulubionych:
Lubię
Be the first to like this.
This entry was posted on wtorek, 3 Maj 2011 at 03:37 and tagged with IŁ-62-M,katastrofa samolotu, Kościuszko, Las Kabacki, LOT, Lot 5055, Polskie Linie Lotniczeand posted in DUŻE ARTYKUŁY, KATASTROFY LOTNICZE, LUDZIE, PLL LOT. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed.
http://epwa.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=414&catid=916
Katastrofa "Kościuszki" w Kabatach.
niedziela, 06 maja 2012 21:13
|
LOT 5055. Katastrofa „Kościuszki” w Lesie Kabackim 9 maja 1987.
Leśnik codziennie dogląda drzew na wypalonym przez spadający samolot hektarze Lasu Kabackiego. Ale w takim miejscu nic nie chce rosnąć jak trzeba.
W Lesie Kabackim zawisły klepsydry informujące o środowej mszy za ofiary katastrofy sprzed 25 lat. Pan Bogdan, dziś pięćdziesięciopięcioletni parkingowy w Parku Rozrywki “Powsin”, dokładnie wie, co robił 9 maja 1987 r. o godz. 11.12. – szedł drogą w Jeziornie i stanął jak wryty: – Coś zawyło. Odwracam się, a tam samolot spada nad lasem, jak kosą tnie skrzydłami drzewa, ogon mu dymi – wspomina.

Z tamtego dnia pamięta tłum ludzi zmierzający w kierunku słupa dymu. Najpierw popędzili jego sąsiedzi i wszyscy zamieszkujący przyleśne tereny. Cztery minuty później pan Bogdan usłyszał wyjące syreny milicji, straży pożarnej i pogotowia.
O tym, co się stało, dowiedział się telewizji: Ił-62M “Tadeusz Kościuszko” lecący czarterem do Nowego Jorku rozbił się na południowym skraju Lasu Kabackiego podczas nieudanej próby awaryjnego lądowania. Zginęły 183 osoby – 11 członków załogi i 172 pasażerów, w tym 17 Amerykanów.
Kolega pana Bogdana był na miejscu w chwili, gdy samolot spadł między drzewa. – Ręce i nogi wisiały na drzewach. On wcześniej pracował na cmentarzu, to i ten widok przeżył, ale normalny człowiek by się już nie podniósł.
Samolot wbija się w las.
Danuta Makulska, mieszkanka jednego z trzech domów, które wtedy stały na skraju Lasu Kabackiego, do dziś woli myśleć, że to, co wtedy zobaczyła na drzewie, to była głowa lalki. Dzisiaj przytulony do lasu teren przy polach to oficjalnie Konstancin-Jeziorna. 25 lat temu stały tu tylko trzy domy – Makulskich, Kozikowskich i Ciesielskich – nie przyznawała się do nich żadna gmina. Rolnicy chętnie przesiadywali u Ciesielskiego i świetnie dogadywali się z jego częstymi gośćmi – Jonaszem Koftą i Agnieszką Osiecką. Teraz pustkowie zamieniło się w drogie osiedle domków jednorodzinnych.

Tamtego majowego przedpołudnia Danuta Makulska pracowała w szklarni. Usłyszała huk i zobaczyła słup dymu. Pomyślała, że dom Kozikowskich się pali, i ruszyła na pomoc. Kilkusetmetrowy odcinek rowerem zajął jej najwyżej pięć minut. – Ścięte drzewa, blacha i kłęby dymu. 2,5 m ode mnie leżał kawałek ludzkiego korpusu z głową i strzępami kończyn – wspomina po 25 latach. Z szoku wyrwali ją wojskowi, którzy znienacka wyrośli przed nią i kazali się ewakuować.
Artysta malarz Jerzy Ciesielski odebrał właśnie z kiosku teczkę z poranną prasówką. – Czytam, a tu nagle huk. Psy do domu wleciały, a przez okno widzę obraz, który nie dociera do wyobraźni – samolot wbija się w las. Pomyślałem, że las koło Kozikowskich się pali, i złapałem za aparat – wspomina. Z zamkniętymi oczami wbiegł w dym. - Kiedy je otworzyłem, nogi wrosły mi w ziemię. Zobaczyłem bezgłowy korpus ludzki wbity w drzewo. Za mną pędzili jacyś ludzie, ale już nie zdążyli wejść. Znikąd pojawiły się szwadrony ZOMO, milicji, helikoptery. Szybko i sprawnie odgrodzili nas od szczątków samolotu – opowiada Jerzy Ciesielski i zapala papierosa. 9 maja 1987 r. mijały dwa lata, jak rzucił palenie. Tamtego dnia, z nerwów, sięgnął po papierosy i tak zostało mu do dzisiaj. Nie wie, kiedy udało mu się zrobić zdjęcia, których nie miała żadna agencja prasowa, a pewnie nawet i wojsko. Już ich nie ma – nie oddała jedna ze stacji telewizyjnych. Pamięta, że kiedy je wywoływał we własnej łazience, nie mógł uwierzyć w wyłaniające się czarno-białe kształty: żebra na drzewie, fragmenty odzieży, korpus zawieszony między dwoma pniami. Przez kilka lat nie przyznawał się do nich nikomu. Nie chciał podpaść rządowi, który miał swoją wersję kabackiej rzeczywistości.
Radzieccy konstruktorzy nie mogą być winni.
Oficjalnie przekazana do mediów informacja była lapidarna. Samolot spadł, szczątki usunięto, a przewoźnik LOT otoczył bliskich ofiar troskliwą opieką – zapewnił im nocleg w warszawskich hotelach, restauracyjne wyżywienie, odszkodowania. Przez kilka tygodni strona rządowa milczała na temat przyczyn katastrofy. Na konferencji prasowej 12 maja, czyli trzy dni po tragedii, rzecznik rządu Jerzy Urban beształ dziennikarzy za niecierpliwość i oświadczył:
“Komisja rządowa działająca pod przewodnictwem wicepremiera Zbigniewa Szałajdy zapowiedziała, że po ustaleniu faktów i okoliczności katastrofy poda wyniki swoich prac do publicznej wiadomości”.

Iły-62 miały być perłą polskiej floty, w której latały wyłącznie radzieckie samoloty. Dziś otwarcie mówi się o wadliwym rozwiązaniu konstrukcyjnym. Cztery silniki w tyle kadłuba blokowały się po dwa. Kiedy wybuchał jeden, zniszczeniu natychmiast ulegał drugi, uszkadzając kadłub. Tak było 9 maja 1987 r. z “Tadeuszem Kościuszką”. Musiało dojść do kilku katastrof i poważnych awarii, żeby określenie “latające trumny” przedostało się za żelazną kurtynę.
By przyspieszyć produkcję, Rosjanie zamontowali co drugi wałeczek toczny w łożysku, które oddzielało dwa wały silnika, kręcące się z różnymi prędkościami. Tak chciano zrekompensować braki dostaw tych wałków potrzebnych w produkcji. Żeby jednak zapewnić smarowanie w łożysku oddzielającym wał turbiny niskiego ciśnienia od wału turbiny ciśnienia wysokiego, w czasie produkcji wiercili otwory na smar w zahartowanym już kawałku metalu. Nie wytrzymał on napięć i temperatury, w czasie każdego lotu zużywał się szybciej niż w czasie normalnej eksploatacji – na brzegach wywierconego otworu tworzyły się mikropęknięcia i odpryski. W krytycznym momencie łożysko z tocznego stało się ślizgowym i po prostu zatarło się.

Polscy inspektorzy od razu ustalili, że do tragedii doszło z winy radzieckich konstruktorów – nieprawidłowo obciążyli łożysko, wał z turbiną wysokiego ciśnienia w silniku numer 2 rozkręcił się do wartości nadkrytycznych a sama turbina pękła na kilka części od siły odśrodkowej. Jej fragmenty przedostały się do tylnej części silnika, gdzie przebiły osłonę oddzielającą zespoły wysokiego i niskiego ciśnienia. W wyniku natychmiastowego wyrównania się tychże ciśnień i połączenia powietrza z mieszanką spalinową doszło do eksplozji, która wyrwała całą turbinę wraz z osią z obudowy silnika. Wirujące części rozgrzanej turbiny powirowały we wszystkich kierunkach z prędkością kilkuset metrów na sekundę – jeden z kawałków uszkodził lewy, sąsiedni silnik numer 1, inny przebił kadłub samolotu powodując gwałtowną dekompresję kabiny pasażerskiej i kokpitu, przeciął wszystko, co napotkał na swej drodze i utkwił w bagażniku numer 4 wywołując w nim pożar.
Pech chciał, że uszkodzeniu uległy stalowe linki wychylające ster wysokości na ogonie – piloci utracili możliwość manewrowania samolotem, którą starali się rekompensować poprzez sterowanie trymerem. Trymer to ruchome przedłużenie steru, jego wychylenie przesuwa cały ster za pomocą sił aerodynamicznych i pilot nie musi wkładać wiele wysiłku w utrzymanie wolantu w wybranej pozycji.
W przypadku lotu 5055 zdecydowano zawrócić w kierunku Warszawy w okolicach Grudziądza, czyli daleko za TMNem – ówczesnym punktem granicznym, w którym samoloty opuszczały strefę kontroli lotniska Okęcie. Znów trzeba było czekać na przełączenie do kontroli Okęcie, a po drodze próbowano skontaktować się zwojskowym lotniskiem w podwarszawskim Modlinie. Niestety – bezskutecznie. Załoga IŁ-62M „Kościuszko” zawracając nad Grudziądzem zdecydowała się lądować na możliwie najbliższym lotnisku, będącym w stanie przyjąć awaryjnie lądującą maszynę tej wielkości. Gdy nie doczekali się potwierdzenia ze strony Modlina, ani danych meteorologicznych – od kontrolera załoga otrzymała jedynie informację o długości pasa i kierunku geograficznym, na jakim leży (do prawidłowego i udanego lądowania potrzebne są jeszcze dane o pogodzie aktualnie panującej nad lotniskiem, czy też o częstotliwości i położeniu radiolatarni potrzebnaj w nawigacji) zdecydowano, że gdy uda się w końcu zrzucić paliwo ze zbiorników w skrzydłach, to samolot będzie na tyle lekki, że zdoła dolecieć do Okęcia, na którym powoli zaczęto przygotowywać się do przyjęcia 5055.
Wstrzymano ruch powietrzny nad Warszawą, pas 33 Okęcia został obstawiony wozami lotniskowej straży pożarnej i karetkami. Z miasta jechały kolejne jednostki ratunkowe. Chaos w eterze i w jednym momencie uwaga drugiego pilota o stanie samolotu skierowana do kapitana zagłuszyła najistotniejszą dla załogi wiadomość z Okęcia – krótkie podprowadzenie na pas 33, czyli pominięcie procedury podejścia do lądowania i zawrócenie samolotu już w okolicach między Piasecznem a Mysiadłem. Normalnie samoloty lecą aż w okolice Warki i Góry Kalwarii, by stamtąd ustawić się nosem na wprost osi pasa 33…

Piloci przegapili moment, w którym powinni zejść w lewo na kierunek 33, by podejść na pas idealnie po linii równoległej i co najważniejsze – pod wiatr. Samolot w przypadku lądowania z wiatrem nie ma prawa wykonać tej operacji – po prostu spada jak zabawka, gdyż sił nośna wiatru pod skrzydłami nie jest wystarczająca do utrzymania w powietrzu samolotu, który leci z coraz mniejszą prędkością poziomą.
Prócz układu usterzenia, gorący kawałek turbiny przeciął też wiązki kabli elektrycznych ułożonych wzdłuż prawej burty samolotu. Dlatego nie zadziałały w porę czujniki dymu, które oznajmiłyby pilotom pożar w bagażniku. O pożarze załoga dowiedziała się dopiero na trzy minuty przed katastrofą, po prosu dym dotarł do działających czujników w przedniej części samolotu. Awaria elektryki w samolocie nie pozwoliła również na awaryjny zrzut paliwa, zawory są sterowane elektrycznie i co chwila zrzut paliwa był przerywany – w efekcie IŁ-62M rozbił się w Kabatach z 32 tonami paliwa w zbiornikach.
Czemu Kościuszko runął w las? Niecałe 6 kilometrów od pasa warszawskiego lotniska, na którym czekała na niego pełna „obstawa” – straż pożarna i karetki pogotowia. To raptem 40 sekund lotu…Najprawdopodobniej w wyniku coraz większego pożaru stopiły się ułożone na brzuchu samolotu rolki, po których biegła linka sterująca trymerami na ogonie. Załoga utraciła więc ostatnią możliwość efektywnego sterowania maszyną. O 11:12:13 z prędkością ponad 460 km/h Kościuszko zaczął ścinać pierwsze drzewa lasu kabackiego. Istnieje też teoria, że sami pasażerowie uciekając przed ogniem z tylnej części samolotu przeważyli go w przedniej…
Żaden inspektor nie odważyłby się jednak podpisać pod takim protokołem. Strona radziecka winę zrzucała na złe przygotowanie polskiej załogi. Kiepski argument, bo 59-letni kapitan Zygmunt Pawlaczyk był wówczas jednym z najlepszych i najbardziej doświadczonych polskich pilotów. Drugi pilot, 54-letni major Leopold Karcher, latał nawet na trudnosterowalnych bombowcach. Zapis z czarnej skrzynki samolotu to świadectwo ich profesjonalizmu. O 10.41, 34 minuty po starcie z Okęcia, nad Grudziądzem pierwszy przerażający dźwięk sygnalizuje wyłączenie się autopilota, a piloci zgłaszają kontroli naziemnejrozhermetyzowanie maszyny i awarię silników. Są przekonani, że zderzyli się z czymś w powietrzu, albo zostali przypadkowo trafieni rakietą odpaloną przez ćwiczące w rejonie Grudziądza wojskowe myśliwce. Przez następne 23 minuty załoga i kontrolerzy lotów przekazują sobie konkretne komunikaty, szukając bezpiecznego rozwiązania. O godz. 11:12:13 z kabiny padają ostatnie słowa: “Dobranoc!!! Do widzenia!!!” I legendarne już: “Cześć!!! Giniemy!!!”. Kapitan Pawlaczyk zostaje uznany za bohatera, który do ostatnich sekund walczył o życie pasażerów i uratował mieszkańców Kabat i Ursynowa, lądując w lesie, a nie wśród bloków.

Warszawska prokuratura długo zastanawiała się, jak określić przyczynę awarii, żeby nie urazić Wielkiego Brata. W grudniu umorzyła sprawę, ustalając, że powodem awarii było “przedwczesne, zmęczeniowe zniszczenie elementów tocznych”. Błąd nie leżał więc ani po stronie radzieckiej, ani polskiej, ani nawet niechlujnie wykonanego łożyska. Winne było “zmęczenie materiału”…
Ludzie podnosili przedmioty, szukali.
Dużo trudniej było się rządowi wytłumaczyć z przewijających się w prasie informacji o “poszukiwaczach skarbów” na miejscu katastrofy. Podpułkownik Adam Rapeta opowiadał Katarzynie Nazarewicz i Wojciechowi Krzyżanowskiemu z “Przeglądu Tygodniowego” o miejscowych, którzy kilka minut po tragedii zdejmowali pierścionki z pokrwawionych palców: “Zobaczyłem matki z małymi dziećmi na rękach (…) oglądające makabryczne szczątki, pourywane kikuty i korpusy bez głów, rąk i nóg. Wszyscy chodzili wokół porozrywanych ciał z wyszarpanymi mięśniami i wylewającymi się przez rozerwane brzuchy jelitami. Ludzie usiłowali przeglądać rzeczy ofiar, podnosili przedmioty, szukali”.
Ówczesny szef brygady antyterrorystycznej na EPWA, Jerzy Dziewulski opowiadał, że “nawet milicjanci otaczający teren tragedii dopuszczali się grabieży”.
Kilka dni później o grabieży na miejscu katastrofy plotkowała już cała Polska. Kiedy wiadomość o szabrownikach podchwycili zachodni dziennikarze, Jerzy Urban skrytykował polskie media za “epatowanie wiadomościami nierzetelnie zebranymi”. “To, co obecnie ukazuje się na ten temat w prasie polskiej, a szczególnie zagranicznej, to pogłoski i prywatne interpretacje, hipotezy i spekulacje” – mówił.

Rodziny ofiar rzadko mogły liczyć na rzeczy bliskich. Potrzeba było dużego szczęścia, żeby w namiocie identyfikacyjnym rozstawionym po katastrofie na Wólce Węglowej rozpoznać zmarłego po przedmiocie, a nie przerażającym zdjęciu nadpalonej twarzy. Henryk Mackiewicz rozpoznał obrączkę przywiezioną kiedyś żonie z Afryki. Obrączka nazywała się “seven days” i składała się z siedmiu połączonych ze sobą kółeczek – gwarantujących szczęście w każdy dzień tygodnia. Janina Stradecka dostała spiralny kolczyk córki Anieli, nazywanej Ajką. Poza tym z bagaży ocalało niewiele: słoik grzybków, butelka spirytusu. W skórzanej torebce na suwak, którą oddano rodzinie pani Haliny Domerackiej, było wszystko, prócz pieniędzy – 400 dol. i 10 tys. zł. Dziwne, bo nie zginęła ani Biblia, na której kilkanaście minut przed śmiercią pani Halina napisała słynne słowa „Awaria w samolocie, co będzie, Boże”, ani zdjęcia, ani paszport, nawet kaseta z rozmówkami angielskimi. A pieniądze Halina Domeracka miała schować między kartki Nowego Testamentu. Został tylko kwit z banku.
Sprzątali, a pieniądze chowali po kieszeniach.
Dzisiaj w okolicach Powsina i Józefosławia nikt nie chce mówić o szabrze. Kazimiera Kozikowska jest oburzona, że ktoś mógł o to podejrzewać ją lub kogoś z sąsiadów. – Tragedia ludzka się wydarzyła, a wy szukacie sensacji. Jaki szabrunek, jak cztery minuty po kraksie cały teren obstawiło ZOMO? Kto miał tam kraść? – ucina rozmowę.
Wojciech Makulski, mąż Danuty, po raz pierwszy o grabieżach usłyszał o 16:00, pięć godzin po tragedii, od dziennikarki z radia, i zdziwiony zapytał żonę. Tylko machnęła ręką: – Przecież ja byłam tam kilka minut po fakcie, a już wtedy na miejscu było ZOMO i nikogo nie wpuszczali. Tłumy ludzi, którzy biegli w tamtą stronę, przybyli po mnie. Więc o jakich tu mówić złodziejach? – pyta. A mąż-wesołek przygaduje: – Widzisz, nie załapałaś się na nadpalone dolary.
 
Jerzy Ciesielski śmieje się z tych przypuszczeń. – Żaden z nas, lokalnych mieszkańców, nie ma nawet śrubki z tego samolotu. ZOMO ogrodziło teren i nie wpuszczało nikogo. Kiedyś pokłóciłem się z jednym pułkownikiem, bo kazał mi dojeżdżać do domu kilkukilometrowym objazdem nawet po trzech dniach, kiedy wojsko uprzątnęło już blachę i szczątki ludzkie oraz zaorało cały teren. Ci, co tam pracowali, zomowcy, mogli rabować. Ale nie tutejsi – mówi.
Były milicjant, który w 1987 r. pracował w jednym z warszawskich komisariatów, nie wierzy w całkowitą niewinność miejscowych, ale nie dałby złamanego grosza za zomowców. – Mieli sprzątać, to sprzątali, a pieniądze chowali po kieszeniach. Bo kto im udowodnił, że wiezione przez pasażerów dolary nie spłonęły? A pensje były liche i trzeba było sobie budżet podreperować – uważa.
Lipy, buki po 25 latach.
W leśniczówce przy Parku Rozrywki w Powsinie, o tragedii rozmawia się przynajmniej raz do roku, kiedy trzeba przygotować pomnik na odprawianą tam rocznicową mszę. 9 maja 1987 roku pracownicy znają dokładnie, choćby z opowiadań. Teraz, 25 lat później, katastrofa znów powraca we wszystkich rozmowach, wypierając aktualne tematy – rozjeżdżających las rowerzystów, chuliganów z bejsbolami (…).
Były leśnik, który od 1997 r. codziennie dogląda miejsca katastrofy prawie na pamięć zna nazwiska wyryte na pamiątkowym głazie, żegna się przed blaszanym krzyżem z napisem: “Ofiarom katastrofy – Parafia św. Ap. Piotra i Pawła w Pyrach, 9 V 1987″. – W środę 25. rocznica i trzeba zadbać o wygląd lasu. Zrobiliśmy nowe ławki, pomalowaliśmy płoty, wymieniliśmy na drewniane te ohydne blaszane kosze. Niech rodziny wiedzą, że dbamy o miejsce tragedii – mówi i zaznacza, że chce pozostać anonimowy. Codziennie dogląda drzew, które kilka lat temu dosadzał na wypalonym podczas kraksy hektarze. Lipy, buki, dęby i jawory miały być sadzone kwadratami, w widoczną z lotu ptaka szachownicę. Ale w takim miejscu nic nie chce rosnąć jak trzeba…

Mężczyzna z brzuszkiem zagaduje leśnika: – Proszę pana, proszę pana, czy to ten samolot, w którym zginęła Anna Jantar? Bo właśnie się o to z żoną kłócimy – pyta.Od kilkunastu lat większość ludzi myli katastrofę “Kościuszki” z tragedią “Mikołaja Kopernika”, który 14 marca 1980 r. rozbił się niecały kilometr przed progiem pasa startowego na Okęciu.
A leśnik po raz tysięczny wyjaśnia: – Nie, tamten rozbił się siedem lat wcześniej, na fortach wojskowych przy al. Krakowskiej. Zginęło 87 osób. Nasza Jantar i cała bokserska reprezentacja USA zaproszona na mecz towarzyski do Warszawy, kilku Rosjan i Niemców.
Tekst: Alan James Ravenhurst.
W artykule wykorzystano fragmenty z książki Marka Saryusza-Wolskiego “Cisza po życiu”, wznowionej niedawno przez wydawnictwo Iskry.
|
Panu Przewodniczącemu Zespołu Parlamentarnego d/s Zbadania Okoliczności i Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej i innym Członkom Zespołu
Dedykuję :
Liczy się Człowiek nie konstrukcja TU154M 101 w 1 kolejności i ostatnie 6 sekund lotu + 2 Wybuchy !.
Nie zapukaliście TAM, gdzie już bardzo dawno powinniście poprosić o DANE źródłowe trajektorii lotu i boi katastroficznej ELTs TU154M 101, a może także i innych statków powietrznych jak JAK 40 – ze śp. Prezydentem na pokładzie.
Mając umiejętności Policjanta proszę zbadać całą ICH DROGĘ jako ZAGINIONYCH od Wyjścia z Domu.
Proszę o wnikliwe dokonanie porównania wszystkich materiałów dostępnych w Polsce na temat katastrofy samolotów IŁ-62M i TU154M na świecie.
Wtedy Wam Panowie i Panie Uwierzę. Inaczej NIGDY nie uwierzę.
·
Celina Imielinska
Styczeń 27th, 2012 at 19:42
Prosze o kontakt. moja Mama zginela w tej katastrofie… w tym roku mija 25 rocznica. Zamierzam byc w Polsce i usiluje znalezc kontakt z innymi rodzinami ofiar, ktore moze tez pojawiaja sie na miejscu.
Odpowiedz
o
Monika Bogdan
Maj 3rd, 2012 at 10:22
Pani Celino,
Każdego roku mój Tato obecny jest na obchodach rocznicowych. W tej katastrofie stracił swego Brata. Jeśli wciąż szuka Pani kontaktu z rodzinami ofiar, które będą na miejscu 9 maja tego roku, proszę o wiadomość.
Email: monika.bogdan@rocketmail.com
Odpowiedz
·
Alan James Ravenhurst
Luty 9th, 2012 at 05:54
Pani Celino, jeśli ktoś z Rodzin się odezwie, to na pewno Was ze sobą skontaktuję. Pozdrawiam serdecznie.
Odpowiedz
·
Bernadeta
Kwiecień 10th, 2012 at 07:32
Moja mama zgineła w tej katastrofie, byłam rok temu z moja rodziną, córka znalazja kawałek samolotu, aż trudno uwierzyć po tylu latach, pozdrawiam rodziny ofiar
Odpowiedz
Dodaj komentarz
http://gosc.pl/doc/1227965.Parlamentarny-zespol-smolenski-podsumowuje-wyniki
Parlamentarny zespół smoleński podsumowuje wyniki
DODANE 2012-08-10 20:50
PAP |
Rząd Donalda Tuska współdziałał z administracją rosyjską przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu - to jedna z tez publikacji wstępnie podsumowującej prace zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską. Macierewicz ciągle sieje teorie spiskowe - odpowiada Paweł Olszewski (PO).

RADEK PIETRUSZKA/PAPPrzewodniczący zespołu Antoni Macierewicz, na posiedzeniu Zespołu Parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r., na którym przedstawiono 2,5-letnie podsumowanie prac Zespołu, pt. "28 miesięcy po Smoleńsku
Szef zespołu Antoni Macierewicz (PiS) poinformował na piątkowym posiedzeniu, że w podsumowaniu przedstawiono 49 tez i faktów, "które zostały ustalone i sformułowane, i za które (zespół) bierze odpowiedzialność".
"To nie jest raport końcowy. Niestety szereg badań, które nie zostały wykonane przez prokuraturę polską i rosyjską, muszą być wykonywane poza granicami kraju i jeszcze są w trakcie realizacji" - mówił Macierewicz.
Jego zdaniem "od samego początku mieliśmy do czynienia ze współdziałaniem rządu Donalda Tuska z administracją rosyjską przeciwko prezydentowi". "Kulminacyjnym punktem tego współdziałania było rozdzielenie wizyt i bez tego ciągu wydarzeń do tej tragedii by nie doszło" - ocenił polityk PiS.
7 kwietnia 2010 r. wizytę w Katyniu złożył premier Donald Tusk, na 10 kwietnia zaplanowano wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w ramach obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. 10 kwietnia 2010 r. w okolicy lotniska w Smoleńsku samolot TU-154M uległ katastrofie, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent.
Premier mówił wielokrotnie, że projekt wizyty L. Kaczyńskiego w Katyniu w 2010 r. pojawił się już po ustaleniu spotkania premierów Polski i Rosji w tym miejscu. Podkreślał, że teza o celowym rozdzieleniu wizyt przez rząd jest kłamstwem.
Sekretarz klubu PO Paweł Olszewski pytany w piątek przez PAP o publikację przedstawioną przez Macierewicza powiedział, że polityk PiS od dawna "sieje teorie spiskowe", także w sprawie katastrofy smoleńskiej, które nie mają związku z rzeczywistością. Ocenił też, że zachowanie Macierewicza ma charakter czysto polityczny, bo nie od dziś atakuje on ekipę rządzącą.
Jedna z tez podsumowania zespołu smoleńskiego zakłada, że "Tusk prowadził grę z Władimirem Putinem przeciwko prezydentowi RP".
Jak można przeczytać, "zakładali (oni), że w Katyniu dojdzie do spotkania dwóch premierów: Tuska i Putina, i że prezydenta Kaczyńskiego należy z tej wizyty wyeliminować". W podsumowaniu stwierdzono też, że "rząd nie protestował wobec ataków przeciwko Kancelarii Prezydenta", a w kampanię antyprezydencką włączył się ówczesny ambasador Rosji w Polsce Władimir Grinin.
Według materiałów zespołu parlamentarnego, były minister obrony narodowej Bogdan Klich "zgodził się na złamanie polsko-rosyjskiej umowy z 1993 roku, zobowiązującej m.in. stronę rosyjską do właściwego przygotowania lotniska, służb nawigacyjnych i radiolokacyjnych, a także zapewnienia właściwej informacji meteorologicznej".
Odnosząc się do samej katastrofy Macierewicz powiedział, że "nie ma wątpliwości", iż polscy piloci nie zamierzali lądować w Smoleńsku. Macierewicz powiedział, że "świadczy o tym trajektoria lotu, wyznaczona przez ekspertów z USA". Jak mówił, dzisiaj nie można wskazać, kto personalnie jest odpowiedzialny za doprowadzenie do katastrofy.
"Nie ma wątpliwości, że nie była ona przypadkiem, nie była wypadkiem, była skutkiem dwóch eksplozji, które miały miejsce w powietrzu" - mówił.
Zespół parlamentarny zarzucił też ministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu, że okłamał prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego podczas pierwszej rozmowy telefonicznej po katastrofie smoleńskiej, "stwierdzając kategorycznie, że wypadek był wynikiem błędu pilota".
Ponadto - w ocenie zespołu - Tusk "zrezygnował z zastosowania polsko-rosyjskiego porozumienia z 1993 r." i wyraził zgodę na to, by prawną podstawą do zbadania katastrofy smoleńskiej było "zarządzenie Władimira Putina z 13 kwietnia 2010 r.", które wskazało załącznik 13. do Konwencji Chicagowskiej jako podstawę pracy rosyjskiej komisji.
"W rzeczywistości Donald Tusk zaaprobował dyktat rosyjski, polecił polskim urzędnikom stosowanie się do rozporządzenia premiera Federacji Rosyjskiej" - napisano w publikacji.
Dlatego - mówił Macierewicz - sprawą katastrofy smoleńskiej nie chce się zająć Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego, bo "nie jej przepisy były podstawą badania katastrofy".
Macierewicz zapowiedział, że pod koniec roku przedstawiony zostanie "zamknięty raport od strony technicznej", a "całość najdalej za rok".
Na początku sierpnia poinformowano, że Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zajmie się doniesieniem Macierewicza o rzekomych przestępstwach premiera, szefów MON, MSZ, MSWiA w związku z katastrofą smoleńską. Zawiadomienie złożono w lipcu br. do Prokuratury Generalnej.
Prokuratura, do której wpływa zawiadomienie, podejmuje tzw. postępowanie sprawdzające, które kończy się po miesiącu decyzją o wszczęciu formalnego śledztwa lub odmową tego. Według zawiadomienia Donald Tusk, Radosław Sikorski, Bogdan Klich, Jerzy Miller, Tomasz Arabski "świadomie i celowo popełnili szereg przestępstw na szkodę Rzeczypospolitej Polski oraz jej konstytucyjnych organów".
Zdaniem Macierewicza ich działania doprowadziły do katastrofy 10 kwietnia 2010 r. Skutkiem ich działań miało też być - według Macierewicza - "blokowanie konstytucyjnych prerogatyw" prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
30 czerwca br. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła z braku cech przestępstwa śledztwo ws. nieprawidłowości w przygotowywaniu wizyt prezydenta i premiera do Katynia 7 i 10 kwietnia 2010 r. przez urzędników kancelarii prezydenta, premiera, MSZ, MON, polskiej ambasady w Moskwie. Dopatrzono się niedociągnięć, ale nie uznano ich za przestępstwo. (PAP)
| 1 |
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/galeria/400822,1,49-tez-macierewicza-sledczy-posel-pis-wydal-raport-o-smolensku-galeria-zdjec-galeria-zdjec.html
49 tez Macierewicza. Śledczy poseł PiS wydał raport o Smoleńsku
2012-08-10 | Ostatnia aktualizacja: 15:06 | Komentarze: 644
<iframe id="fb_xdm_frame_https" name="fb_xdm_frame_https" src="https://s-static.ak.facebook.com/connect/xd_arbiter.php?version=11#channel=fed12363c&origin=http%3A%2F%2Fwiadomosci.dziennik.pl&channel_path=%2Fpolityka%2Fgaleria%2F400822%2C1%2C49-tez-macierewicza-sledczy-posel-pis-wydal-raport-o-smolensku-galeria-zdjec-galeria-zdjec.html%3Ffb_xd_fragment%23xd_sig%3Df32e866dc%26" style='margin-bottom:0pt;margin-left:0pt;margin-right:0pt;margin-top:0pt; padding-bottom:0pt;padding-left:0pt;padding-right:0pt;padding-top:0pt'> wyślij znajomemuAAA
Antoni Macierewicz podsumowuje 2,5 roku prac nad badaniem katastrofy w Smoleńsku. W specjalnym raporcie zawarł 49 tez. Do jakich wniosków doszedł poseł PiS i kogo oskarża?
1/7



Polska Agencja Prasowa
1/7


"28 miesięcy po Smoleńsku" - Antoni Macierewicz wydał nowy raport
Publikacja ma 120 stron i 48 rozdziałów. Znajdują się w niej materiały, jakie zgromadził parlamentarny zespół do zbadania katastrofy smoleńskiej, któremu przewodzi Antoni Macierewicz
Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka