Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
482
BLOG

Fasolówa z HORTEXU, Procent od kapitału

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Dzięki Wam Drogie Panie 

SAMO DOBRO I KOMUNA PADŁA

każdy Obywatel III RP tylko jako "słomiany wdowiec" gotuje okresowo na boczku lub jałowcowej pokrajanej w plasterki "FASOLOWĘ Z HORTEXU". To jako zagrycha lub pełny obiad dla tych bezalkoholowych abstynentów.

 

Podaj cegłę, podaj ceglę!
Zbudujemy nowy dom
Na miarę naszych marzeń dom!

Deszcz ustanie, słońce wstanie!
Wzejdzie nowy plon
Za sprawą naszych serc i rąk!

Prostą mamy sprawę, jasny cel!
Wszędzie słychać nasz radosny śpiew!
Za niedługą chwilę
Dosięgniemy nawet gwiazd!
Nie zostawaj w tyle, 
Jeśli nie chcesz zostać sam!

Maryla Rodowicz Hej żeglujże żeglarzu

image

Oj kiedyś to było świętowanie, Oj było.

Podaj cegłę, podaj ceglę!
Zbudujemy nowy dom
Na miarę naszych marzeń dom!

Deszcz ustanie, słońce wstanie!
Wzejdzie nowy plon
Za sprawą naszych serc i rąk!

Prostą mamy sprawę, jasny cel!
Wszędzie słychać nasz radosny śpiew!
Za niedługą chwilę
Dosięgniemy nawet gwiazd!
Nie zostawaj w tyle, 
Jeśli nie chcesz zostać sam!

Podaj cegłę, podaj ceglę!
Zbudujemy nowy dom
Na miarę naszych marzeń dom!

Przyjdzie wiosna, wnet wyrosną
Setki nowych hut!
Wszystkiego wokół będzie w bród!

Nie ma dla nas nieprzebytych dróg!
Wiemy, kto przyjaciel a kto wróg!
Wkrótce ramionami 
Opaszemy cały świat
Kto nie idzie z nami, 
Maszeruje przeciw nam!

 
 
Przesłany 18.11.2009

Izabela Trojanowska / Pieśń o cegle / Zespół Stalowy Bagaż

Izabela Trojanowska / Pieśń o cegle

...

 

 

Urszula Sipińska- Chłopak z drewna, baba z gumy (Opole '77)

Opublikowany 27.10.2013

Urszula Sipińska na koncercie "Nastroje, nas troje"

WSZYSTKO PRZEZ TE BABY, PLAGIAT BOLKA PRZYPISUJE SOBIE ZASŁUGI SIPIŃSKIEJ

JAK TO ROZWALA SIĘ KOMUNĘ !!! uCHA, CHA !!

...

Donos na Trojanowską, Sipińska bije się z Rodowicz, Niemen krzyczy. Za kulisami Opola

Marta Kawczyńska Marta Kawczyńska publikacja: 13.06.2015 aktualizacja: 07:23wyślijdrukuj
 
fot
Festiwal w Opolu to nie tylko piosenki, ale i skandale oraz zabawne anegdoty (fot. PAT)

Ewę Demarczyk trzeba było wypychać na scenę, Anna German śpiewała w strugach deszczu, a towarzyszący jej muzycy wylewali wodę z instrumentów. To tylko nieliczne w wielu zabawnych sytuacji, jakie wydarzyły się na scenie opolskiego amfiteatru i za kulisami festiwalu.

Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu to nie tylko śpiew, muzyka i przeboje, które śpiewała cała Polska. To także anegdoty i wpadki, które artystom przytrafiały się zarówno na samej scenie, jak za kulisami. – Wiele z nich opowiadanych jest setki razy na pofestiwalowych bankietach, stały się kultowymi wręcz historiami – mówi dziennikarka muzyczna Maria Szabłowska. 

Tak jak artyści i śpiewane przez nich piosenki, tak równie ważna była w Opolu konferansjerka, czyli telewizyjni, ale nie tylko prezenterzy, którzy śpiewających zapowiadali. Podczas pierwszego festiwalu w Opolu role te powierzono Piotrowi Skrzyneckiemu, Jackowi Fedorowiczowi oraz Lucjanowi Kydryńskiemu. Z nich trzech to właśnie ten ostatni był przez wiele lat kojarzony z imprezą.
Fasolówa z HORTEXU, Procent od kapitału
Lucjan Kydryński stał się mistrzem konferansjerki opolskiego festiwalu (fot.PAT)
Kydryński kradł show artystom 

Na początku jego kariery uważano, że ani do radia, ani do telewizji się nie nadaje ze względu na wadę wymowy i charakterystyczny sposób wymawiania „r”. To jednak szybko stało się jego znakiem rozpoznawczym, a Kydryński zyskał miano „mistrza estrady”. 

– Pokazywał jak się na niej zachowywać. Pamiętam festiwal, na którym towarzyszyła mu na estradzie modelka, która przez cały czas ładnie się uśmiechała i powiedziała tylko dwa słowa: „Dobranoc państwu". Kydryński był konferansjerem, erudytą i krytykiem zarazem – wspominał w jednym z wywiadów Krzysztof Materna. 

Ta wzorcowa konferansjerka sprawiała, że czasem kradł show zapowiadanym przez niego artystom. – Bywały momenty, gdy ludzie nie słuchali tego, co śpiewają artyści, ale skupiali się na tym, o czym mówi właśnie Kydryński. Czasem zapowiadał piosenkarzy tak barwnie, że to, co prezentowali, nie okazywało się już tak atrakcyjne – śmieje się Maria Szabłowska. Jerzy Połomski wielokrotnie wspominał, że nigdy nie przyłapał Kydryńskiego na niepotrzebnych słowach. Konferansjer zawsze trafiał w sedno, jego zapowiedzi były proste, konkretne i rzeczywiście potrafiły porwać tłumy.
 Bywały momenty, gdy ludzie nie słuchali tego, co śpiewają artyści, ale skupiali się na tym, o czym mówi Kydryński
Fasolówa z HORTEXU, Procent od kapitału
Czesławowi Niemenowi nie spodobała się krytyka ze strony jednego z dziennikarzy (fot.PAT)
Niemen krzyczy na „numer jeden” 

Festiwal ewoluował wraz z kolejnymi latami i dekadami. Zmieniała się muzyka, zmieniały się gusta i fascynacje. Nie wszystkim podobało się to, co prezentowały młode pokolenia artystów. I vice versa. Nie wszyscy artyści z pokorą i spokojem znosili słowa krytyków starej daty. 

Tak było w przypadku Czesława Niemena. – Czesław w 1967 roku w Opolu zaśpiewał piosenkę „Dziwny jest ten świat”. Był wtedy na etapie fascynacji czarnymi rytmami, Jamesem Brownem. Zaśpiewał ten utwór, a właściwie go wykrzyczał – wspomina Maria Szabłowska. Krytykiem „numer jeden” w tamtych czasach był niejaki Andrzej Wróblewski. 

- To, co napisał, było uznawane za święte. Nie spodobała mu się ta piosenka. Zresztą w ogóle starszemu pokoleniu debiutujący wówczas Czesław Niemen w ogóle się nie podobał. W swojej recenzji zapytał: „Na kogo pan tak krzyczy, panie Niemen?”. Czesława bardzo to zirytowało i postanowił odpowiedzieć Wróblewskiemu. Powiedział mu, że krzyczy na tych wszystkich, którzy są zawistni, nie pozwalają mu się rozwijać, a sami niczego nie osiągnęli – opowiada Szabłowska. 

Warto przypomnieć, że piosenka „Dziwny jest ten świat” powstała po tym jak Niemen usiłował zrobić karierę we Francji. – Cała branża mu tego strasznie zazdrościła, że mógł podjąć taką próbę, że próbuje się wybić – dodaje.
Fasolówa z HORTEXU, Procent od kapitału
Marylę Rodowicz konkurencja próbowała wygryźć z udziału w festiwalu m.in. telefonem o chorej mamie (fot.PAT)
Maryli schowano nuty 

Choć wydawać by się mogło, że na festiwalu, nazywanym „świętem polskiej piosenki” wszyscy żyli w pełnej zgodzie, zazdrości i konkurencji między artystami nie brakowało. – Konkurencja między artystami już od początku istnienia festiwalu była silna. Gdy Maryla Rodowicz zaczynała być popularną i rozpoznawaną przez publiczność gwiazdą, ktoś co chwila robił jej żarty. Pamiętam, że pewnego razu ktoś zadzwonił, że jej mama jest chora. Maryla w popłochu biegła, żeby zadzwonić do domu i dowiedzieć się, co się stało, a trzeba pamiętać o tym, że łączność międzymiastowa w tamtych czasach była utrudniona. Oczywiście okazało się, że mama była zdrowa, a ktoś rozsiał plotkę, by pozbyć się konkurencji. Innym razem ktoś Maryli schował nuty. Takie rzeczy się zdarzały, ale najwięcej działo się nie na scenie, ale po występach, na bankietach – wspomina Szabłowska.
Sipińska rzuca w Rodowicz truskawką 

To jednak nie jedyny incydent festiwalowy związany z Marylą Rodowicz. Przez lata i tak naprawdę do dziś koledzy z branży zastanawiają się, czy bójka między nią a Urszulą Sipińską na opolskiej scenie była zainscenizowana, czy nie do końca.


Sytuacja miała miejsce podczas koncertu „Nastroje, nas troje”. – Siedziałam wtedy na widowni i byłam przekonana, że dziewczyny biją się na niby. Gdy Urszula ubrana na biało wraz z towarzyszącym jej chórkiem śpiewała swoją piosenkę, za jej plecami pojawiła się Maryla z chórkiem ubrana na czarno i zaczęły przedrzeźniać Urszulę. Na ten obrót spraw zareagowali także panowie Gołas, Młynarski i Kofta. Urszula się zezłościła i rzuciła w Marylę bodajże truskawką ze stojącego na scenie stołu z warzywami i owocami, który był dekoracją. Artystki zaczęły się szamotać, bić kapeluszami. Skończyło się wyrwaniem rękawa w marynarce Urszuli. Po koncercie plotkowano, że ta bójka, choć na takową wyglądała, wcale nie była zamysłem reżysera. Maryla po latach potwierdziła te plotki, a Urszula przez lata mówiła, że było to wymyślone, po czym zmieniła swoją wersję zeznań i twierdziła, że to Maryla się na nią wkurzyła. Jak widać coś jest na rzeczy, ale ostatecznej prawdy pewnie nigdy nie poznamy – śmieje się Szabłowska.
Fasolówa z HORTEXU, Procent od kapitału
Izabela Trojanowska swoim występem oburzyła krakowski ZSMP (fot. PAT)

Trojanowskiej dostaje się za krawat 

image

Stuprocentową prawdą, a nie plotką, był konflikt między Izabelą Trojanowską a zarządem krakowskiego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. W 1981 roku, gdy piosenkarka śpiewała w Opolu, była znana głównie jako aktorka filmów, których akcja rozgrywała się w 20-leciu międzywojennym. 

Trojanowska zaskoczyła wszystkich nie tylko śpiewem, ale również, a może przede wszystkim, swoim wizerunkiem, bardzo nowoczesnym, odbiegającym od tego jaki znano z filmów.



Nowoczesna, poważna, trochę kpiąca wykonała piosenkę „Podaj cegłę” wystylizowana na wyluzowaną działaczkę ZSMP. Zarząd krakowskiego oddziału tejże instytucji wystosował oficjalny protest za sprofanowanie ich symbolu. Był nim czerwony krawat, który Trojanowska podczas występu miała na szyi.

Cerekwicka odbiera nagrodę za górala 

Podczas festiwalu nie brakowało także niezbyt przyjemnych wpadek. Zdarzało się, że nagrodę odbierał nie ten artysta, który powinien. Tak było podczas konkursu Premier na 45. KFPP. Konkurs wygrał zespół Zakopower, który wykonał piosenkę „Bóg wie gdzie”. Widzowie zgromadzeni przed telewizorami i ci w amfiteatrze mogli śledzić wyniki głosowania, bo były one widoczne na telebimach znajdujących się na scenie. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy po odbiór nagrody poproszono Katarzynę Cerekwicką, która zajmowała dość odległe miejsce. Błąd szybko naprawiono, ale obydwoje artyści nie kryli oburzenia. Sebastian Karpiel – Bułecka zapowiedział nawet, że odda statuetkę piosenkarce, ale koniec końców pozostała ona w rękach górali. Sama zwycięska piosenka niestety trochę przepadła.
Fasolówa z HORTEXU, Procent od kapitału
Nagroda dla zespołu Zakopower trafiła przez pomyłkę w ręce Katarzyny Cerekwickiej (fot. PAT)
Małe garderoby, kapryśna pogoda 

A jak festiwal wygląda za kulisami? – Gdy w 1963 roku budowano amfiteatr, nikt nie miał pojęcia jak festiwale będą wyglądały za kilkadziesiąt lat, ile sprzętu i osób jest do tego potrzebne. O ile scena jest dosyć duża, to zaplecze nawet po przebudowie amfiteatru wciąż pozostało bardzo małe. Tradycją jest już kolejka czekających na umalowanie artystów, nie ma mowy, aby wszyscy zajmowali oddzielne garderoby. Bywa, że jedna jest dzielona pomiędzy dwie, a nawet trzy osoby. Gdy wraz z Joanną Moro prowadziłam koncert na 50-lecie Opola, ledwo udało się tam zmieścić jej sukienki. Dla nas miejsca już niestety nie starczyło – opowiada Szabłowska. 

Dodaje, że w Opolu najbardziej kapryśna oprócz niektórych gwiazd jest pogoda. – Częściej pada niż świeci słońce, choć zdarzały się takie festiwale, na których nawet podczas koncertów upały sięgały 30 stopni. Klimatyzacji ani na scenie, ani w garderobach nie ma, więc każdy albo szybko z prób uciekał do hotelu, albo siadał w skrawku cienia, jaki znalazł na znajdujących się na widowni ławkach – mówi. 

Pogodowe wspomnienia z festiwalu w Opolu można znaleźć w książce Anny German. Artystka wspomina, że gdy na opolskiej scenie śpiewała „Tańczące Eurydyki” jeszcze podczas popołudniowych prób świeciło piękne słońce. Dopiero podczas koncertu i jej występu zaczęła się burza i ulewa, jakiej - jak pisze - „nigdy potem nie widziała”. Amfiteatr nie był wtedy zadaszony tak jak dziś. Muzycy nie mieli parasolek, wylewali wodę z instrumentów, ale oklaski i krzyki rozgrzewały tak samo jak upalna wówczas pogoda - wspominała German. Deszcz najwyraźniej przyniósł jej szczęście, bo zdobyła drugą nagrodę w konkursie piosenki aktorsko-literackiej.
 Muzycy nie mieli parasolek, wylewali wodę z instrumentów, ale oklaski i krzyki rozgrzewały tak samo jak upalna wówczas pogoda - wspominała German
Fasolówa z HORTEXU, Procent od kapitału
Anna German występowała w strugach deszczu (fot. PAT)
Demarczyk wypychana na scenę 

A która z gwiazd ma wygórowane wymagania? Do dziś z sentymentem wspominane są spóźnienia i kaprysy Violetty Villas. Wykonawczyni takich przebojów jak „Oczy czarne”, czy „Mamo” potrafiła godzinami przygotowywać się do występów czy prób i je opóźniać. Zdarzało się jej również przebierać przez 20 minut w trakcie trwania koncertu. To sprawiało, że prowadzący nie mieli łatwego zadania. 

Bywało także, że występujących artystów zżerała ogromna trema. Tak było w przypadku młodej, zestresowanej dziewczyny, którą trzeba było siłą wypchnąć na scenę. – Gdyby ktoś tego w tamtym momencie w 1963 roku nie zrobił, być może nigdy „Karuzela z Madonnami” Ewy Demarczyk nie stałaby się popularną piosenką – mówi Szabłowska. 

Wszystkie informacje związane z festiwalem można śledzić na stroniefestiwalopole.tvp.pl. Tam też będzie można obejrzeć transmisje wszystkich koncertów oraz wywiady z gwiazdami tegorocznego festiwalu, które na opolskim rynku przeprowadzą Maria Szabłowska i Krzysztof Szewczyk.
 Gdyby ktoś w 1963 roku nie wypchnął Ewy Demarczyk na scenę, być może nigdy „Karuzela z Madonnami” nie stałaby się popularną piosenką

 

image

I Łodzkie włokniarki i Panie z Róży Luksemburg na Kasprzaka - te od lampek radiowych i Naukowo Produkcyjne Centrum Półprzewodników na Komarowa i oczywiście Pielęgniarki.

PRL 1975 Edward Gierek u polskich robotnic. Dzień Kobiet 8 Marca

Opublikowany 08.03.2014

Zapraszam na Facebook TVPolandAntena
https://www.facebook.com/pages/TVAnte...
Fragment Dziennika TV z 8.03.1975 roku. I Sekretarz KC PZPR tow.Edward Gierek w imieniu partii i rządu składa życzenia z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet. Wizyta u robotnic w fabrykach.

http://vod.tvp.pl/4291899/wystapienie-edwarda-gierka-z-okazji-dnia-kobiet-lata-70

Świętował cały NARÓD  i pomarańcze dla dziecka albo nawet imandarynki, nie tylko za "żółtymi firankami" lub z PEWEXU.

ŚWIĘTOWAŁ CAŁY NARÓD Z SZAMPANEM W DŁONI A PANOWIE ŁASKAWIE MOGLI WYPIĆ DODATKOWE SWOJE PÓŁ LITRA ABY PODNIEŚĆ PKB.

Towarzysze "przydupasy" ze zwisem męskim w kolorze oczywiście czerwonym za Towarzyszem Edwardem Giekiem z naręczem goździków i pończoszkami w tle.

Współczesny „zwis męski przedni” - Trójka - polskieradio.pl

www.polskieradio.pl/9/305/.../288870,Wspolczesny-zwis-meski-przedni
31.12.2010 - Czy epoka „zwisów męskich przednich”, „podgardla dziecięcego” i „ulicznicy na kiju” odeszła już w zapomnienie? Jakiego typu wyrażenia mają ...

Wszystko poszło się bujać.

Wiązanie krawata[edytuj | edytuj kod]

Kilka popularnych węzłów:

W Polsce, w drugiej połowie lat 70. XX wieku, handlową nazwą krawata był zwis męski ozdobny[1][2]. Wprowadzenie tej nazwy tłumaczone jest najczęściej względami politycznymi. Faktem jest jednak, że w owych czasach trwała kampania na rzecz czystości języka polskiego, co polegało na wymyślaniu polskich odpowiedników wyrazów pochodzenia obcego. Ta nazwa w języku potocznym nie przyjęła się, ale ciągle funkcjonuje w dowcipach „z epoki”.

 

image

 

image

PRL krawat czerwony ZSMP oryginał metki komunizm

 
 
I mamy postęp
Korporacje, biznesy i galerie
i mamy to co mamy na własne życzenie
 
O jeden krawat za daleko 1981 - tvp.pl
festiwalopole.tvp.pl366 × 275Wyszukiwanie obrazem
Wywołało to spore kontrowersje, a zarząd krakowskiego oddziału ZSMP wystosował protest przeciwko rzekomemu sprofanowaniu symbolu tej organizacji przez ...
 
image
 

Donos na Trojanowską, Sipińska bije się z ... - TVP Info

www.tvp.info/.../donos-na-trojanowska-sipinska-bije-sie-z-rodowicz-nie...

Donos na TrojanowskąSipińska bije się z Rodowicz, Niemen krzyczy. Za kulisami Opola. Marta Kawczyńska publikacja: 13.06.2015 aktualizacja: 07:23 wyślij ...

 

 
 
 

 

image

...

8 marca Wystąpienie Edwarda Gierka z okazji Dnia Kobiet ...

vod.tvp.pl/.../wystapienie-edwarda-gierka-z-okazji-dnia-kobiet-lata-70

Edward Gierek przekonuje panie, że jeśli partia weźmie sprawy w swoje ... 8 marca„Telewizyjny Kurier Mazowsza", prezenty na Dzień kobiet - sonda (1968r.) ...

 

PRL 1975 Edward Gierek u polskich robotnic. Dzień Kobiet ...

https://www.youtube.com/watch?v=GcP4ztp9tCY
08.03.2014 - Przesłany przez: TVPolandAntena
Zapraszam na Facebook TVPolandAntena https://www.facebook.com/pages/TVAnte... Fragment ...
 

8 marca Wystąpienie Edwarda Gierka z okazji Dnia Kobiet ...

vod.tvp.pl/.../wystapienie-edwarda-gierka-z-okazji-dnia-kobiet-lata-70
Edward Gierek przekonuje panie, że jeśli partia weźmie sprawy w swoje ... 8 marca„Telewizyjny Kurier Mazowsza", prezenty na Dzień kobiet - sonda (1968r.) ...

http://polska.newsweek.pl/corka-bieruta--procent-od--kapitalu-,99566,1,1.html

 
 
 
 
Aleksandra Gumowska

Aleksandra Gumowska

Dziennikarka działu Społeczeństwo
 
Więcej artykułów »

Córka Bieruta: Procent od „Kapitału”

 
 
16-12-2012 , ostatnia aktualizacja 11-01-2013 01:40
  • P
    6
 
 
Fasolówa z HORTEXU, Procent od kapitału
Profesor Aleksandra Jasińska-Kania (fot. Stan Kujawa)
 

Świat próbowali naprawiać matka i ojciec – oboje komuniści – a potem ona sama. Aleksandra Jasińska-Kania, córka Bolesława Bieruta, nadal uważa, że da się ten świat ulepszyć.

Urodziła się jako procent od kapitału. Właściwie od „Kapitału” Karola Marksa. Tak lubił mówić jej ojciec, Bolesław Bierut, pierwszy prezydent powojennej komunistycznej Polski.

Jej matkę, Małgorzatę Fornalską, młodszą o 10 lat, poznał na studiach w Międzynarodowej Szkole Leninowskiej w Moskwie. Rozpoczęła je z opóźnieniem, bo leczyła gruźlicę, której nabawiła się, odsiadując w Polsce wyrok za działalność komunistyczną. Bierut pomagał jej nadrobić pierwsze rozdziały. W rezultacie, kiedy w 1932 r., po pięciu latach, na jego zaproszenie, przyjechała do Moskwy żona Janina Górzyńska-Bierut, przydzielony mu pokój zajmował z ciężarną już Fornalską. Żonie z dziećmi znalazł w końcu mieszkanie u znajomych. Panie się porozumiały, a nawet polubiły.

 

– W każdym takim ruchu, w którym ludzie siedzieli w więzieniach, byli rozdzieleni przez lata, trudno było utrzymywać trwałe relacje – mówi dziś prof. Aleksandra Jasińska-Kania. – Zresztą w Solidarności było tak samo.

***
Kiedy staje w drzwiach domu na przedmieściach angielskiego Leeds, rozpoznaję u niej rysy matki i babki, które znam ze zdjęć. Opatulona w wełniane bluzki i blezery, jeszcze nie przyzwyczaiła się do angielskiego zwyczaju oszczędzania na ogrzewaniu.

 

image
Bolesław Bierut (fot. Roman Burzyński)

 

Prof. Aleksandra Jasińska-Kania przez niemal 60 lat wykładała na Uniwersytecie Warszawskim.Gdyby na zebraniu w Instytucie Socjologii spytać, kto był przez nią promowany albo recenzowany, połowa pracowników naukowych podniosłaby ręce. Dużo recenzowała, miała wielu studentów i doktorantów. W tym roku, skończywszy 80 lat, przeszła na emeryturę.

 
 

W mediach udzielała się niechętnie i nieczęsto. Chętniej mówiła o swoich badaniach – o wartościach wyznawanych przez Polaków na tle krajów europejskich – niż o rodzicach. Przez 60 lat dorosłego życia pracowała na swoje nazwisko w świecie nauk społecznych. Zajmowała się marksizmem, teoriami socjologicznymi, konfliktami społecznymi, stereotypami, stosunkiem Polaków do cudzoziemców. A teraz, kiedy ma 80 lat, przychodzi do niej dziennikarka i nadal pyta o rodziców. Na rozmowę zgodziła się, ponieważ zaczęła pisać rodzinne wspomnienia. Ale od razu widać, że jej babcia, która w wieku 88 lat ukończyła „Pamiętnik matki” o swoich dzieciach „partyjnych i niepartyjnych”, miała rację, pisząc o rocznej wnuczce Oli: „To nie będzie kobieta gadatliwa, będzie skąpa na słowa”.

 

Czytaj też: Co myśli o ojcu syn Bieruta? >>>

W pierwszej metryce, wydanej w Moskwie, ma wpisane imię: Ola, a w rubryce „matka”: Janina Jasińska. To partyjny pseudonim Małgorzaty Fornalskiej. Metryka się zmieniała. – W 1940 r. w Białymstoku nazywałam się Aleksandra Fornalska. Gdy zaczęłam chodzić do szkoły w Lublinie w 1944 r., ojciec wystawił mi metrykę na nazwisko Jasińska-Bierutówna. W dzienniku wpisywali: Jasińska. Dzięki temu wszyscy zapominali, jak się nazywają moi rodzice. Brat przyrodni też zmienił nazwisko, na Chyliński, po wuju, kiedy wyjeżdżał na studia inżynierskie do Krakowa. Sam ojciec mu to doradził.

Kiedyś z prof. Jasińską-Kanią przeprowadzał wywiad amerykański dziennikarz. Zapytał, czy jest córką Bieruta. Potwierdziła. Czy żoną Stanisława Kani? Zaprzeczyła. – A więc do ojca się przyznaje, a do męża już nie! – skonstatował. Bo mąż pani profesor rzeczywiście nazywał się Kania. Tyle że na imię miał Albin. I nie był sekretarzem KC PZPR, ale socjologiem, jak ona. Poznali się na I roku studiów. Zmarł w 1994 r.

***
Aleksandra Jasińska-Kania uważa, że jej rodzice, Małgorzata Fornalska i Bolesław Bierut, byli ludźmi do gruntu ideowymi, szlachetnymi i dobrymi. Niezręcznie jej to mówić, bo ocenia przecież swoich rodziców, których kochała i kocha nadal. Od razu zaznacza też, że ich propozycja naprawiania świata okazała się błędna. Mówiąc o poważnych sprawach, przykrywa je nerwowym albo przepraszającym śmiechem.

 

Gdy miała osiem lat, poznała rodziców. Bierut wyjechał z Moskwy, kiedy Ola miała trzy miesiące. Fornalska – kiedy córka skończyła rok. Dziewczynka została z babcią (która znała wtedy Bieruta tylko pod pseudonimem Jan Iwaniuk) w moskiewskim hotelu Międzynarodówki Komunistycznej. Babcia tłumaczyła, że rodzice są w ważnej delegacji służbowej. Sześciolatka rozumiała, że delegacja jest trochę przydługa.

Małgorzata Fornalska przyjechała na ósme urodziny Oli w 1940 r. Ponad głową śpiącego dziecka babka poinformowała ją o losie rodziny. Trzej bracia oraz siostra babci zostali aresztowani w Związku Radzieckim w 1937 r. Później historia nazwie ten okres wielką czystką. Stalin pozbywał się wówczas weteranów partii leninowskiej, prominentów Międzynarodówki, aresztując 7-8 mln osób.

Mała Ola nie miała o tym wszystkim pojęcia. Jeszcze po wojnie w rodzinie będzie się mówić, że aresztowano ich pewnie przez pomyłkę. Nawet wtedy, gdy się okaże, że bracia zostali zamordowani, a ciotkę z Kołymy wyciągnie Bierut w 1945 r. Prof. Jasińska-Kania przypomina sobie, że na pożegnanie w Moskwie w 1942 r. matka mówiła: „Pamiętaj, że jeśli zginę, to za Polskę”. – Nie za proletariat, nie za Międzynarodówkę. Za Polskę. Nie wiem, to tylko interpretacja – zawiesza głos pani profesor. I sugeruje, że matka straciła entuzjazm młodej komunistki przekonanej, że z pomocą bratniego Związku Radzieckiego zlikwiduje system klasowy. – Ale to był czas konfrontacji komunizmu z faszyzmem – tłumaczy. – Bez względu na stopień rozczarowania została z komunistami.

Matka rzeczywiście zginęła. Tuż przed Powstaniem Warszawskim została zamordowana na Pawiaku. Podobno się zmieniła. – Po wojnie zgłosiła się do mnie pani, która była w radomskiej AK. Jej szwagierka była strasznie bita i torturowana, więc moja mama zaproponowała, żeby się razem pomodliły. Mówiła, że się nawróciła.

***
Kiedy wybuchła hitlerowsko-radziecka wojna, 10-letnia Ola wylądowała w domu dziecka Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, 300 km od Moskwy. Tu od 1933 r. trafiały dzieci komunistów z całego świata. Wcześniej przeżyła bombardowanie Białegostoku, ewakuację pociągami i furmankami za Wołgę, pobyt w kołchozie. W kołchozie nauczyła się prząść i robić na drutach. W domu dziecka była świetna w piłowaniu drewna na opał (pierwszej zimy spali w paltach i poodmrażali sobie ręce i nogi), nauczyła się sadzić ziemniaki i szyć ubrania. Ale również uczyła się baletu, śpiewu, gry na instrumentach, rysunku.

Wychowankowie jadali trzy razy dziennie: zupę, kartofle lub kasze, między posiłkami byli jednak głodni. Dojadali marchwią, burakami albo kapustą podkradaną z pól. Dzieci, które przyjechały z oblężonego przez wojska niemieckie Leningradu (Petersburga), tłumaczyły im, że to żaden głód. Pani profesor ma sentyment do domu dziecka. – Nauczyliśmy się nawzajem wspierać, pomagać jedno drugiemu i wszystkim ze sobą dzielić. 
Tworzyliśmy prawdziwą wspólnotę.

***
Babcia pisała, że o tym, iż Jan Iwaniuk to Bolesław Bierut, dowiedziała się dopiero w sierpniu 1944 r., kiedy z okazji jego odwiedzin kierownik domu dziecka przygotowuje specjalne duże śniadanie: półmisek smażonych ziemniaków, herbata z cukrem, chleb. Miesiąc później Bierut wyśle po babkę i córkę samolot i trafią do ekskluzywnego hotelu Savoy w Moskwie – z pokojówkami, lśniącą bielą pościelą, puszystymi dywanami i kryształowymi lustrami. Z warunków pionierskich 12-letnia Ola trafia do świata szoferów i willi z żołnierzami stukającymi obcasami. Kiedy wychodzi z klasy w szkole w Warszawie, robi się zbiegowisko. – To było żenujące – wspomina. – Starałam się unikać publicznych występów.

Bierut mieszkał wtedy ze swoją sekretarką, Wandą Górską, chociaż nigdy nie rozwiódł się z pierwszą żoną, Janiną Górzyńską-Bierut. W czasie jego rządów stracono w Polsce 2,5 tys. osób: żołnierzy Armii Krajowej i Wojska Polskiego oraz przeciwników komunistów. – Był taki okres, kiedy do babci przyjeżdżało mnóstwo osób poszukiwanych przez milicję i prosiło o wstawiennictwo. Czasem się to udawało, czasem nie – prof. Jasińska-Kania wyciąga odpis odręcznego listu ojca do kardynała Adama Sapiehy. Bierut ułaskawił Mirosława Ostromęckiego, ale wyjaśnił kardynałowi, iż jest przekonany, że oddział Ostromęckiego rabował i mordował Polaków.

Bierut wierzył w słuszność wykonywanych wyroków. Do czasu ucieczki Józefa Światły. – Ujawnienie tego, co się działo w Ministerstwie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, było dla ojca wstrząsem – mówi pani profesor. – W pracach historycznych pojawia się opinia, że starał się zachować system, ale pytał też, dlaczego ludzie składają zeznania, a potem je wycofują. Odpowiadali mu: „Towarzyszu, jak to wróg klasowy”. Mówił mi, że nie zdawał sobie z tego sprawy. – Jak mógł nie zdawać sobie sprawy? – Może nie chciał wiedzieć. Może to było takie łudzenie się, że to są błędy i wypaczenia, a nie sprawa całego systemu opartego na przemocy i terrorze.

***
Została wychowana na komunistkę i w komunizm wierzyła. Pierwszy raz zwątpiła w 1956 r. po referacie Nikity Chruszczowa, ujawniającym zbrodnie Stalina. – Ale jeszcze wtedy wierzyliśmy, że da się wprowadzić socjalizm z ludzką twarzą – wspomina.

Porzuciła niemal skończoną już pracę doktorską o etapach rewolucji socjalistycznej. – Samorządy były likwidowane, wprowadzano rządy autorytarne i ludzką twarz nie zawsze było widać. – Były nocne Polaków rozmowy, zastanawianie się, gdzieśmy się pomylili. Bo wszystko szło ku lepszemu i nagle bęc – dopowiada socjolog prof. Zygmunt Bauman. To w jego domu w Leeds rozmawiamy. – Poszliśmy, jak to mieliśmy w zwyczaju, gromadnie z Uniwersytetu Warszawskiego na premierę „Tanga” Mrożka do Teatru Współczesnego w 1965 r. On załapał, o co chodziło. A my, związani wymogami akademickimi, potrzebowaliśmy badań.

Prof. Bauman był promotorem jej doktoratu o alienacji u Marksa. Znają się od 1955 r. (– Ale nie mieliśmy wtedy romansu! – wtrąca pani profesor). Baumana wyrzucono z uczelni w czasie antysemickiej nagonki w 1968 r. Oboje nie lubią „mediów w konfesjonale”, więc na temat tego, że są razem, nie będą się rozwodzić. W skrócie – on wdowiec od 3 lat, ona wdowa od 18, postanowili wspólnie zamieszkać. Często razem prowadzą gościnne seminaria i wykłady.

Do dziś prof. Jasińska-Kania uważa marksizm za jeden z fundamentów współczesnej myśli społecznej i źródło inspiracji. – Mogłabym napisać długi traktat o neomarksizmie i postmarksizmie, o koncepcjach wielu uczonych, którzy do myśli marksowskiej odwołują się w badaniach przemian kapitalizmu oraz współczesnego świata. Najkrócej można powiedzieć, że są to inspiracje poszukujące źródeł niesprawiedliwości, wyzysku, dominacji i alienacji społecznej – mówi. I od razu dodaje, że nie sprawdziły się projekty rozwiązania tych problemów przez rewolucję, która znosi prywatną własność środków produkcji oraz wywłaszcza wywłaszczycieli.

***
Przed stanem wojennym wstąpiła do Solidarności, jednocześnie czując resztki lojalności wobec PZPR, której była członkiem. – Dla mnie Solidarność była solidarnością międzynarodowego proletariatu. Miałam nadzieję, że ten ruch robotniczy wreszcie doprowadzi do wyzwolenia. Ludwik Dorn wystawiał na uniwersyteckim korytarzu stolik z książkami Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA, do Solidarności należeli wykładowcy i studenci.

Prof. Jasińska-Kania potrafiła gasić pożary. Dr hab. Sławomir Łodziński pamięta, jak podczas balu Instytutu Socjologii pijani studenci wyszli przed klub Hybrydy, zaczepili milicjantów, wynikła szarpanina. Był wtedy starostą roku. – To była sobota. W poniedziałek zorganizowała spotkanie studentów i kierownictwa. To były czasy, gdy zatrzymanie przez milicję mogło oznaczać relegowanie ze studiów. Dzięki niej nie było żadnych reperkusji – opowiada. Sentyment wobec PZPR zniknął wraz z wprowadzeniem stanu wojennego. 

***
Członkowie lewicowej Krytyki Politycznej uważają, że wiele ich łączy z pokoleniem 1956 r. – pokoleniem Jasińskiej-Kani, Baumana, Kuronia, Kowalika. – To pokolenie, które doświadczyło destalinizacji i wybuchu nadziei na utopijny socjalizm – mówi dr Adam Ostolski, socjolog. –Ostatnie przed moim, którego rozczarowania nie pozbawiały wiary w możliwość zmiany świata.

Dr Maciej Gdula, też socjolog: – Świat po 1989 r. stworzyło pokolenie roku 1968. To pokolenie nie znało kapitalizmu, ale broniło go bezwzględnie. Pokolenie stanu wojennego jest dość konserwatywne i jednoznacznie prawicowe. Pokolenie ’56 wykazuje niechęć do konserwatyzmu, do przyklepywania zastanej rzeczywistości.

Dr Ostolski: – Pokolenie 1956 r. traktuje świat z powagą. Po doświadczeniach wojny i czystek człowiek może mieć poczucie humoru, ale nie staje się frywolny. Prof. Jasińska-Kania, która nadal śledzi  nowe trendy w socjologii, uważa, że wciąż jest co na świecie poprawiać: – Podstawowa teza Zygmunta Baumana jest taka, że następuje rozejście się polityki i mocy. Moc to osiągnięcie określonych skutków. Ona gdzieś wyparowała do międzynarodowych korporacji. Żaden rząd nie jest w stanie spełnić wyborczych obietnic.

Moc zobaczyła na poziomie lokalnym, kiedy studentka zabrała ją do kolektywu Syrena w Warszawie. Młodzi anarchiści i mniej radykalni członkowie organizują świetlicę dla dzieci, recykling, kupują taniej produkty prosto od rolników, blokują ich zdaniem niesłuszne eksmisje, wspierają niezalegalizowanych imigrantów, ubogich. – Uwierzyłam, że moje ideały trwają. Ideały nieformalnej i otwartej współpracy. Mój ojciec też zaczynał jako spółdzielca – mówi mi. – Ale został zapamiętany jako bezlitosny eksterminator przeciwników politycznych – wtrącam. Profesorka chwilę milczy. – Zmiany dokonywanej przemocą nie tylko nie należy robić, ale też należy się jej przeciwstawiać. Przemoc, biurokracja, formalizacja, konkurencja nie służą tym ideałom. Dobrze, jeśli zasady nie są spisane raz na zawsze i narzucane z góry. Na większą skalę to już jest niesłychanie trudne.

– Więc czy uda się naprawić świat? – dopytuję. – Tak – prof. Jasińska-Kania nie ma wątpliwości. – Może nie raz na zawsze, ale próbować trzeba. Korzystałam z książek: „Pamiętnik matki” Marcjanny Fornalskiej, „Jaki był Bolesław Bierut. Wspomnienia syna”Jana Chylińskiego oraz „Kobiety władzy PRL” Sławomira Kopera.

 
 

PRL 1975 Edward Gierek u polskich robotnic. Dzień Kobiet ...

www.last.fm/...Gierek/_/PRL+1975+Edward+Gierek+u+polskich+robotni...
Search. Search Search. PRL 1975 Edward Gierek u polskich robotnic. Dzień Kobiet 8 Marca ... Share this track: Facebook · Twitter · Edward Gierek ...

 

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo