Od kilku dni ukraińska „rewolucja” nie schodzi z czołówek i łamów, gadają o niej wszyscy i wszędzie. Nie zabierałem w tej sprawie głosu, nie pisałem o niej ani się nie wymądrzałem – raz, że nie znam się na polityce zagranicznej, a dwa, że dodatkowy głos w ukraińskiej kakofonii ani nie był potrzebny, ani nie wniósłby niczego nowego czy odkrywczego. Dzisiaj jednakowoż postanowiłem się odezwać, bo poraziła mnie głupota niektórych komentatorów próbujących uchodzić za wielce elokwentnych i próbujących sobie zawłaszczyć mandat moralnego autorytetu.
Po pierwsze zatem: od chwili, w której Jarosław Kaczyński pojawił się na Majdanie dają się słyszeć głosy (zwłaszcza ze strony narodowej) oskarżające go o banderowskie sympatie, bo powiewały tam oprócz ukraińskich także czerwono-czarne flagi UPA a sam prezes miał zawołać „Sława Ukrajini! Herojam sława!”, który to okrzyk został w 1940 roku uznany za oficjalne pozdrowienie OUN i OUN-B. Świetnie, naprawdę, genialnie. Chciałem jedna zauważyć, że na wielosettysięcznym wiecu podczas którego przemawiał prezes PiS były widoczne także środowiska feministyczne oraz homoseksualne – czy z nimi też sympatyzuje? A może Jarosław Kaczyński jest zakamuflowanym członkiem sekcji LGBT feministycznej sotni UPA? Podobnie, jeżeli chodzi o okrzyk – Kaczyński zawołał tylko „Sława Ukrainie!”, „Herojam Sława!” odpowiedział tłum, na co prezes nie miał żadnego wpływu. Może więc zamiast szukać dziury w całym lepiej dokładnie sprawdzić zanim się coś skrytykuje i przyczepi komuś łatkę? Chyba mentalność szczujnych z Czerskiej nie jest aż tak zaraźliwa by ludzie rozsądni – na pozór – zaczynali nawijać makaron na uszy z tych samych pozycji?
Drugą sprawą, do której chciałbym się odnieść jest kwestia sensu wciągania Ukrainy do Unii Europejskiej. Większość z nas postrzega ją jako eurokouchoz, kontynuację Związku Sowieckiego, molocha duszącego wolne niegdyś narody i odbierającego im resztki suwerenności. Dlaczego wiedząc czym śmierdzi Unia nie ostrzegamy przed nią Ukraińców a przeciwnie, wspieramy ich w dążeniach samobójczych? Jak dla mnie sprawa jest prosta jak kij od szczotki – albo Bruksela, albo Moskwa, albo miękka unijna dominacja albo twarda moskiewska, trzeciego wyjścia nie ma. Przy czym do Unii można wejść, ale z Unii można też wyjść bez ryzyka narażenia się na „bratnią pomoc” a próba pozbycia się opiekuna kremlowskiego najprawdopodobniej zakończyłaby się powtórką z Czeczeni. Ukraina wyjścia nie ma, z kimś związać się musi a i dla nas lepiej, żeby za sąsiada nie mieć moskiewskiego satelity.
No i kwestia trzecia: wszystkim, którzy mają pretensje do Radka Sikorskiego o to, że nie było go z Jarosławem Kaczyńskim na Majdanie chciałbym przypomnieć jedną drobną kwestię – co wolno liderowi partii opozycyjnej jest absolutnie niedopuszczalne dla szefa dyplomacji. Naprawdę komuś się wydaje, że minister polskiego rządu przemówi do wiecujących Ukraińców jednoznacznie stawiając się w opozycji do prezydenta Wiktora Janukowycza, uznawanego bądź co bądź przez międzynarodową społeczność za głowę suwerennego państwa, i tym samym deklarując, że Polska chce obalić legalne póki co władze sąsiedniego kraju? Naprawdę komuś przyszło coś takiego do głowy? Jeżeli tak to chciałbym przypomnieć, że III RP to nie Polska z lat dwudziestych, z silną armią i szeleszczącym na głowie wieńcem pogromcy sowieckiej Rosji. Najpierw, drodzy moi kochani, zróbcie porządki u siebie a dopiero potem wpychajcie się z odkurzaczem do sąsiada...
Jak się skończy ukraiński bunt zobaczymy, wiele zależy od tego, jak zachowa się Putin i czy unijni włodarze będą mieć na tyle jaj by z nim grać. Rozgrywka na linii Moskwa – Bruksela może być całkiem ciekawa i wciągająca. Jest tylko jeden mały problem – otóż my leżymy na trasie piłki, co może się skończyć najmarniej solidnym siniakiem w miejscu niepolitycznym...
Inne tematy w dziale Polityka