Komisja Etyki Poselskiej nie dopatrzyła się nadużyć ze strony posła Platformy Obywatelskiej Michała Jarosa, który podczas zjazdu dolnośląskich struktur partii kupczył stanowiskami w państwowych spółkach oferując je w zamian za poparcie kandydatury Jacka Protasiewicza w wewnętrznych wyborach. Jeżeli ktoś jest zdziwiony werdyktem to powinien sobie przypomnieć starą, rzymską maksymę o ręce myjącej drugą rękę i pomyśleć dlaczego niby jeden poseł miałby nakładać karę na drugiego posła za coś, co jemu też przytrafić się może...
W polskim systemie politycznym, w którym parlamentarne być albo nie być nie zależy od woli wyborców ale od łaski szefa partii rozdającego miejsca na listach wedle własnego uznania, sytuacje jak ta z wyborami na szefa dolnośląskiej PO zaskakiwać nie mogą. Przecież poseł Jaros wykonywał jedynie wolę przewodniczącego partii i państwa osobiście zainteresowanego utrąceniem Grzegorza Schetyny – pan każe, sługa musi. A jak woli uczciwie to niech sobie uczciwej roboty poszuka a nie głowę zawraca i stołki zajmuje.
Idealnie idiotyzm systemu pokazuje dzisiejsze przekształcenie się czwórki byłych palikociarzy – Haliny Szymiec-Raczyńskiej, Artura Bamory, Bartłomieja Bodio i Dariusza Dziadzio – w PeeSeLowców. Państwo poselstwo dokonało sobie chłodnej kalkulacji, z której wyszło im, że jako niezależni parlamentarzyści nie dość, że szans w wyborach nie mają żadnych to nawet startować nie będą mogli – więc czym prędzej wskoczyli pod opiekuńcze skrzydła przedstawicieli ludu. A że ideolo ich nowego ugrupowania jest całkiem inne niż to, na którym wjechali do Sejmu? Nie oni pierwsi, nie ostatni, kogo obchodzi ideologia kiedy waży się stołek, kasa i przywileje?
Taka mała dygresja: ciekaw jestem niezmiernie co też prezes Piechociński obiecał czwórce niezależnych chwilowo posłów, że akurat teraz – kiedy padła zapowiedź wotum nieufności dla ministra Arłukowicza – zdecydowali się zamienić listek marihuany na koniczynkę? Która spółka tudzież rządowa agencja wzbogaci się o nowych dyrektorów, prezesów tudzież specjalistów?
Wracając jednak do tematu: obydwie sprawy tylko pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Łączy je Ordynacja Wyborcza – magiczna ustawa dająca cudotwórczą moc szefom partii, którzy w zależności od własnego widzimisię jednym pociągnięciem ołówka na wyborczej liście mogą z żebraków czynić prominentnych przedstawicieli Narodu, a z baronów trzęsących regionami frajerów i gołodupców. Tutaj właśnie cuchnie pogrzebany pies i leży samo sedno problemów współczesnej Polski. Dopóki wyborcy nie będą mogli palcem wskazać kogo sobie życzą mieć za reprezentanta, dopóki prezesi/przewodniczący/sekretarze będą robić za udzielnych władców rozdających przywileje za wierność, dopóty kupczenie stanowiskami i głosami będzie trwało w najlepsze a ogon będzie kręcił psem.
„Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.” - głosi pierwszy punkt czwartego artykułu Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Niechże zatem ten Naród przestanie jęczeć nad swoją niedolą, narzekać na okradające go sługi i weźmie wreszcie co swoje!
Inne tematy w dziale Polityka