Jedenaście lat temu z hukiem eksplodowała Rywin-gate, która na długi czas przerwała polityczny żywot Leszka Millera. Udało mu się co prawda po latach zmartwychwstać i odzyskać pozycję, jednak wielu ludzi, w których afera uderzyła wypadło z obiegu na dobre. Upiekło się jedynie Adamowi Michnikowi, który najpierw nagrał Lwa Rywina usiłującego sprzedać mu ustawę, potem przez parę miesięcy łaził i rozpowiadał wszystkim wokół jaki to on ma bombowy materiał a dopiero potem, kiedy spostrzegł że nie robi na nikim wrażenia wysmażył swój słynny artykuł „Ustawa za łapówkę czyli przychodzi Rywin do Michnika”. Rozpętało się piekło, obrady sejmowej komisji media relacjonowały na żywo, cała Polska żyła lubczasopismami i niedowierzaniem, że można sobie ot tak kupić ustawę, w dodatku wcale nie trzeba o to zabiegać bo oferent sam przylezie do potencjalnego kupca. Znajomy wtedy zażartował nawet, że następnym etapem będą ustawy dostępne w serwisie Allegro.pl.
I co? I nic z tego nie wynikło. To znaczy nie tak, wynikło bardzo wiele tylko w odwrotną stronę. Miller zmartwychwstał dając tym samym do zrozumienia swoim kumplom po politycznym fachu, że kraść można praktycznie bezkarnie, a jeżeli już coś człowieka spotka to najwyżej drobna nieprzyjemność taka jak jednokadencyjna absencja w sejmie. Żadnego Trybunału Stanu, żadnego prokuratora na karku, że o sanatorium za kratami nawet wspominać nie ma co – czy można zatem się dziwić, że dzisiejsi prominenci nawet kryć się za bardzo nie próbują ze swoimi przekrętami? Wszystkie afery i aferki od hazardowej, poprzez miliardowe przekręty na budowie autostrad i stadionów po „pożyczane” przez ministra Nowaka zegarki – że o cygarach i winie z burdelu nie wspomnę – swoje korzenie wywodzą właśnie z wybuchłej przed jedenastu laty aferze Rywina. A właściwie nie tyle w samej aferze, co w jej skutkach – politycy dostrzegli, że nawet jeżeli ktoś pójdzie siedzieć to co najwyżej słup, podstawiony kozioł ofiarny – czyli mówiąc krótko frajer, którego uda się wrobić. By dostrzec prawdziwość takiego sądu wystarczy przyjrzeć się ostatnim aresztowaniom w ministerstwach w związku z infoaferą – czy wśród wyprowadzanych w kajdankach urzędników był choć jeden prominentny polityk?
Ktoś może zapytać dlaczego nastały po rządach SLD AWS nie rozliczył swoich poprzedników i nie posłał ich za kraty? Odpowiedź jest bardzo prosta – z obawy przed naruszeniem status quo, se strachu przed skutkami złamania niepisanej, cichej umowy – toż przecież gdyby raz dopuścić precedens i ukarać winnych piastujących ministerialne czy sejmowe stołki można by przypadkiem doprowadzić do powstania nowej, świeckiej tradycji i już żaden prominent nie mógłby spać spokojnie po zakończeniu urzędowania. A na tym nie zależy nikomu przecież. Dlatego idę o zakład stawiając złote carskie świnki przeciwko kamieniom, że i afery obecne, choć głośne chwilowo, przycichną i znikną jak sen jaki złoty a głośno wrzeszczący o odpowiedzialności platformianych polityków PiS nabierze wody w usta jeżeli tylko uda mu się zdobyć władzę. Nie, nie dlatego, że członkowie tej partii nie są uczciwi i sami będą próbowali dorwać się do publicznego miodu, to nie ma najmniejszego znaczenia. Chodzi po prostu o to, że we współczesnej Polsce wciąż działa zasada Andrieja Wyszyńskiego – jeżeli ma się człowieka to paragraf znajdzie się zawsze. Zwłaszcza, jeżeli chce się tego człowieka uwalić. Częściej, niestety, działa to w drugą stronę – nie ważne ile jest paragrafów i jak dobrze zebrane zostały dowody, człowiek, który nie ma siedzieć siedzieć nie będzie. No, w ostateczności uzna się, że jest winny moralnie – czymś od czasu do czasu trzeba zatkać gęby motłochowi.
Inne tematy w dziale Polityka