No i obudziła się Europa z ręką w nocniku. I nie ma się co rozdzierać szat, scenariusz rozgrywany przez Putina na Ukrainie można było przewidzieć już ponad miesiąc temu i wtedy mu zapobiec. Niestety, politycy udający wielkich mężów stanu okazali się ludźmi niezdolnymi do działania, biernymi, kompletnie pozbawionymi wyobraźni i nadającymi się co najwyżej do urządzania rozgrywek Czarnego Piotrusia. Cały kłopot w tym, że ta banda głupców i pięknoduchów próbowała zagrać w ostrego pokera z pułkownikiem KGB, w dodatku do puli włożywszy nie swoje fanty. No i dostali łupnia, czego można się było spodziewać od samego początku. A długi, których narobili, zmuszona jest spłacać pozostawiona sama sobie Ukraina. No chyba, że za działania uznamy potężne przemowy, gromkie oświadczenia i energiczne ruszanie palcem w bucie.
Dopiero dzisiaj widać w pełni strategię Władimira Putina, który rozegrał perfekcyjną partię udowadniając konkurentom, że są kompletnymi amatorami: najpierw przez lata uzależniał Europę od rosyjskich surowców energetycznych, a kiedy już doprowadził do sytuacji, w której odłączenie rury z gazem i ropą doprowadziłoby do zawału (albo co najmniej poważnego omdlenia) gospodarkę Niemiec – czyli kraju, który rozdaje unijne karty – sięgnął łapą po Krym. Wcześniej jednak wywołał na Ukrainie bunt przeciwko władzy oraz zamieszki i spowodował antyrosyjskie nastroje – potrzebny mu był pretekst do wysłania wojsk mających rzekomo chronić zamieszkałych na półwyspie Rosjan. Bunt załatwił mu Janukowycz, będący od samego początku kremlowską piątą kolumną a nastroje z jednej strony władze Autonomicznej Republiki Krymu (które wprost wystąpiły do Rosji o pomoc wojskową) a z drugiej putinowscy podwładni swoimi wypowiedziami. Strategia genialna w swojej prostocie...
Mała dygresja: zajęcie Krymu celem ochrony ludności przed prześladowaniami to wypisz – wymaluj powtórka z września '39, kiedy to towarzysz Stalin wysłał Armię Czerwoną by zajęła zachodnią Ukrainę dokładnie w tym samym celu...
A Europa poza ględzeniem, wygłaszaniem i potrząsaniem piórem w kałamarzu nie robi nic trzymana z jednej strony za rurę z gazem a z drugiej...
Z drugiej strony to kaktus na ręce mi wyrośnie jeżeli Putin nie dogadał się wcześniej z frau Merkel i nie ustalił z nią podziału Ukrainy. Niekoniecznie, ma się rozumieć, w ramach przyjaźni i współpracy (choć wcale tego nie wykluczam), mógł to być zwyczajny szantaż p.t.: „Zabiorę sobie Krym i co mi zrobisz”. I Niemcy nie zrobią nic bo, jak już napisałem wyżej, bez ruskiego gazu leżą w pozycji horyzontalnej i kwiczą a kanclerz Angela Merkel jest zbyt „cienkim Bolkiem” by podjąć jego grę, postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować odcinając Rosję od europejskich funduszy, od pieniędzy za rzeczony gaz. A bez tego rosyjska gospodarka też padnie i to znacznie szybciej niż niemiecka. Putinowski szantaż jest bronią obosieczną, którą przy odrobinie uporu można by spacyfikować imperialne ciągoty Rosji – pod warunkiem wszakże, że po drugiej stronie znalazłby się mąż stanu gotów podjąć wyzwanie. Mówiąc krótko i wprost: Władimir Władimirowicz Putin nie ma przeciwnika zdolnego stanąć mu na drodze i go powstrzymać, może robić co chce i śmiać się w twarz wielkim „mężom stanu” z ich poważnymi minami i gębami pełnymi o tyle groźnych co nic nie znaczących słów.
Na koniec warto wspomnieć o sytuacji Polski, bo Donald Tusk zaczął prężyć muskuły chcąc się pokazać jako polityk godny miana „europejskiego”. I nie ma co owijać w bawełnę, my w tej rozgrywce nie znaczymy nic. Dzięki podpisanej przez Waldemara Pawlaka umowie i zgodzie rządu tegoż prężącego się Tuska na zablokowanie rurą Nord Stream jedynego portu z terminalem zdolnym odbierać skroplony gaz z tankowców jesteśmy uzależnieni od ruskich dostaw niczym ćpun od dilera. O praktycznej likwidacji armii dokonanej i całkowitą utratę znaczenia na arenie międzynarodowej gadać nie warto – kto ma oczy sam widzi, kto ślepy temu i tak nie przetłumaczę. Nie znaczymy nic, nie możemy nic, nie mamy żadnego pola manewru. No, może poza złożeniem wiernopoddańczego hołdu Władimirowi Władimirowiczowi, ale to już załatwił Bronisław Komorowski po słynnym paleniu budki przed ruską ambasadą...
P.S.: Wziąłem pod uwagę wyłącznie Niemcy i Angelę Merkel, bo o reszcie polityków „światowego” formatu nawet wspominać nie warto. Obama poza tym, że ma za sobą światowe mocarstwo jest „mężem stanu” pokroju Donalda Tuska czy Leszka Millera, premier Cameron ma Ukrainę głęboko w nosie gotów ją sprzedać dokładnie tak samo jak jego poprzednik Czechosłowację a Hollande... nawet gadać szkoda, dla niego w tej chwili liczą się homosiowe małżeństwa i inne lewackie postulaty, groźba wybuchu wojny gdzieś na wschodzie kontynentu interesuje go tyle co ubiegłoroczny śnieg...
Inne tematy w dziale Polityka