A to się porobiło, towarzysze z Sojuszu Lewicy Demokratycznej najwyraźniej zatęsknili za moskiewskim prymatem i zatrudnili do wsparcia swojej eurokampanii Güntera Verheugena, człowieka dla którego ruska agresja na Krymie nie jest problemem: „Problem nie leży w Moskwie. Problem tkwi w Kijowie, gdzie mamy pierwszy w XXI wieku europejski rząd, w którym zasiadają faszyści” - rzekł był były ludowy komisarz odpowiedzialny za przyłączanie do Unii Europejskiej nowych republik. Cóż, swój do swego ciągnie, kremlowskie koneksje SLD (de domo PZPR) są powszechnie znane a gdzie ma komisarz (nawet były) szukać bratnich dusz jak nie w ojczyźnie komisarzy? Zresztą, Verheugen to mały pryszcz, pierwszym kandydatem na jakiego przewodniczący Miller chciał postawić był Gerhard Schröder, były kanclerz i członek rady nadzorczej zależnego od Gazpromu konsorcjum Nord Stream. Cóż więcej dodać? Ma Putin całkiem niezłe lobby zarówno w Polsce jak i w Unii Europejskiej...
To zresztą nie pierwszy sygnał ze strony Sojuszu mówiący, że sympatie tej partii ulokowane są w Moskwie. Nie tak dawno Łukasz Grzelak z poznańskiej młodzieżówki SLD i wiceprzewodniczący Rady Krajowej Federacji Młodych Socjaldemokratów głosił, że to Rosja „stoi dziś na straży demokracji” a na Ukrainie jest problem z narodowcami, którzy „siła obalili legalnie i demokratycznie wybrany rząd oraz prezydenta”. Ale czemu się dziwić, toż to przecież dokładnie tak jak swego czasu czuli się w naszym kraju sekretarze partii – matki. Adam Kępiński, poseł przejęty z palikociarni i kandydat na eurodeputata, który pojechał na Krym obserwować referendum mimo iż Polska jak i cała Unia Europejska uznała je za nielegalne. Komitet Centralny partii zastanawiał się nawet czy go za tę samowolkę ukarać ale w końcu przyjął tłumaczenie, że poseł pojechał obserwować aneksję jako osoba prywatna a nie przedstawiciel SLD – cóż, najwyraźniej Miller też nie za bardzo wie, z którego żłoba paszę żreć – czy z moskiewskiego, czy z brukselskiego. Cóż, pokorne cielę osiołkowi dano...
Ale ja się wyżywam na towarzyszach a tu zgniłe jajo wybuchło po prawej stronie i cuchnie niemiłosiernie. Tomasz Wiśniewski z portalu Konserwatyzm.pl przemawiał na wiecu poparcia dla Rosji w Poznaniu (coś ta Wielkopolska nie ma szczęścia) wrzeszcząc „Putin! Rosja! Eurazjatyzm!” i wychwalając pułkownika Władimira Władimirowicza niemalże jako zbawcę świata i wyzwoliciela kosmosu. W dodatku cytował słowa Aleksandra Dugina, rosyjskiego teoretyka jawnie nawołującego do europejskiej rewolucji, której płomień na ruskich czołgach ma być niesiony w świat: „Jesteśmy żywotnie zainteresowani europejską, kontynentalną rewolucją” - wołał i za chwilę dodał - „Dlatego Rosja nie zatrzyma się w swoim wyzwoleńczym marszozrywie na terytorium Krymu, ani na Dnieprze, ani nawet na zachodnich granicach eks-Ukrainy. Naszym celem jest wyzwolenie Europy od atlantyckich okupantów, tych samych, którzy doprowadzili do katastrofy w Kijowie i oddali tam władzę przestępczej juncie”. No cóż, dobrze wiedzieć na czym się stoi – będzie można się odpowiednio przygotować. Jak rozumiem pan Wiśniewski i jego „konserwatywni” kumple pójdą za sołdatami by wprowadzać nowe porządki na terytorium naszego kraju zgodnie z tradycją Dzierżyńskiego, Marchlewskiego i Kona...
P.S.: Chciałem ich wszystkich nazwać zdrajcami ale... nie, jednak to nie zdrajcy. Żeby być zdrajcą trzeba odnieść jakąś korzyść i kalkulować, trzeba świadomie działać na szkodę własnego państwa i narodu. Tym ludziom wydaje się jednak, że działają właśnie dla dobra Polski, że na wschodzie jest metropolia, która zapewni nam spokój i mlekiem oraz miodem płynącą przyszłość – oni po prostu całkiem serio uwierzyli Putinowi. Nie zdrajcy zatem a ludzie, o których już wiecznie żywy wódz rewolucji miał się ponoć wyrażać jako o „pożytecznych idiotach”.
Inne tematy w dziale Polityka