„Będziemy topić księdza w Wiśle” - zapowiedział na antenie Superstacji kandydat SLD (de domo PZPR, primo voto PPR) do Europarlamentu, towarzysz Grzegorz Gruchalski. Nie jestem pewien, czy to zapowiedź nowej rewolucji przygotowywanej przez partię towarzysza Millera, czy przykład mowy miłości promowanej przez lewicę, wiem natomiast, że powinni ostro zareagować przedstawiciele TREP-a (Twój Ruch Europa Plus), bo to oni w swoich szeregach mają specjalistów od pławienia księży – a ściślej zatrudnia takiego specjalistę w swojej redakcji poseł palikociarni Roman Kotliński. Czyżby SLD-owcy prowadzili jakąś zakulisową grę mającą doprowadzić do transferu Grzegorza Piotrowskiego (bo to o nim mowa) i zasilenia swoich szeregów tym zasłużonym funkcjonariuszem?
Słowa kandydata sojuszu dziwić nikogo nie powinny, toż w tradycji tego ugrupowania leży rozwiązywanie sporów programowych czy doktrynalnych niezgodności za pomocą ołowianego argumentu wstrzeliwanego bezpośrednio w tył czaszki – pamiątki po takich dyskusjach odkopują dziś naukowcy z IPN na warszawskich Powąskach, na kwaterze „Ł” czyli słynnej Łączce. Swoją drogą nie wiem dlaczego towarzysze z SLD nie biorą aktywnego udziału w tych ekshumacjach, przecież to ślady działalności ich ideologicznych przodków. I proszę mi tutaj nie wciskać kitu, że PPR i PZPR rządząca pod sowieckie dyktando Polską w latach czterdziestych i pięćdziesiątych nie ma niczego wspólnego z dzisiejszą socjaldemokracją, sztuczne przerwanie ciągłości na linii PZPR – SdRP – SLD nie przerwało tradycji i ludzkiego łańcucha łączącego tak czasy jak i partyjny aktyw ówczesny z dzisiejszym. To ta sama partia, a w wielu przypadkach ci sami ludzie będący co prawda w wieku mocno już zaawansowanym ale wciąż służący radą współczesnym lewicowym działaczom (by daleko nie szukać wystarczy wspomnieć towarzysza generała Jaruzelskiego).
I mało mnie obchodzi, że towarzysz Gruchalski przestraszony mocą swoich słów przeprosił: „Oczywiście wiem, kim był ksiądz Popiełuszko i jak zginął. Szanuję pamięć o nim i naprawdę nie miałem zamiaru w związku z tym nikogo urazić. Użyłem niewłaściwego skrótu myślowego i jeżeli kogoś uraziłem, to oczywiście przepraszam” - człowiek szanujący pamięć błogosławionego księdza Jerzego nie wypowiedziałby słów, które padły na telewizyjnej antenie, nie przyszłyby mu one zwyczajnie do głowy. A nazwanie zapowiedzi topienia człowieka w Wiśle „skrótem myślowym” to już absurd szczególny, który mógł przyjść do głowy wyłącznie idiocie. „Nie chodziło o topienie księdza, tylko kukły. To dwie różne rzeczy. Chodziło o symbolikę, a nie o to, żeby kogokolwiek topić” - zapewniał kandydat a ja jestem ciekaw jego reakcji gdyby komuś z prawej strony sceny politycznej przyszło do głowy utopić w gnojówce kukłę Leszka Millera, Joanny Senyszyn, Józefa Oleksego czy samego zainteresowanego? Wrzask o kroczącym faszyzmie rozległby się bez wątpienia a jego natężenie przekroczyłoby wszystkie unijne normy antyhałasowe...
Inne tematy w dziale Polityka