„Mnie zaś interesuje, jak to możliwe, że dowódca wojsk powietrznych kraju gen. Błasik, pilot i żołnierz czynnej służby, od czterech lat jest podejrzewany przez PiS , że złożył fałszywy meldunek, mówiąc prezydentowi Kaczyńskiemu: samolot jest bezpieczny i gotowy do startu. Ja wiem, że były to odpowiedzialne słowa. Żadnych bomb na pokładzie nie było. Są one wymysłem Macierewicza, Hofmana, Dudy i oczywiście Jarosława Kaczyńskiego. To, że pisowcy nie wierzą w uczciwość gen. Błasika, jest ich prywatną sprawą” napisał w swoim felietonie na łamach tygodnika „Polityka” Stanisław Tym. Ja tam nie wiem, czy były bomby na pokładzie czy ich nie było, narracja prokuratury jest zagmatwana niczym wypowiedzi Rysia Ochódzkiego, które wcielający się w niego pan Tym powinien doskonale pamiętać. Zresztą nie o bomby w cytowanych słowach się rozchodzi ale o generała Błasika, który i na tamtym świecie spokoju zaznać nie może bo co i rusz wyciera sobie jego nazwiskiem gębę jakiś pajac próbujący robić za genialnego eksperta i autorytet. Najpierw miał po pijaku naciskać na pilotów i rozkazać im lotem koszącym taranować słynną pancerną brzozę. Potem już trzeźwy miał rozkazać pilotom lądować – słynne „Siadajcie” usłyszane przez dr Laska, który wcale nie wie czy je usłyszał ale jest pewien, że generał je wypowiedział. A teraz komediant Tym nie mogąc już powiesić na nieżyjącym dowódcy sił powietrznych żadnego dodatkowego psa próbuje rozgrywać go przeciwko Antoniemu Macierewiczowi. Podłość absolutna.
Tak sobie myślę, że Stanisław Tym wziął sobie do serca słowa reżysera ze słynnego Misia („Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu, która mówi: 'Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera'. Zróbcie mi przebitkę zająca na gruszy… Nie, nie! Zamieńcie go na psa! Zamieńcie go na psa. Niech on się odszczekuje swoim prześladowcom z pańskiego dworu. Niech on nie miauczy…”) i postanowił odegrać rolę odszczekującego się psa, który wcześniej był zającem a teraz miauczy. Choć można też domniemywać, że nie wyszedł do dzisiejszego dnia z roli kaowca, którego odgrywał w „Rejsie” i nadal próbuje organizować ludowi pracującemu czas ucząc go przy okazji jak ma myśleć, co sądzić i w co wierzyć – w końcu za to bierze, niemałe jak sądzę, pieniądze od wydawcy „Polityki”. Znaczy płacimy mu wszyscy, pan płaci, pani płaci... Społeczeństwo płaci, bo rzeczony periodyk jest dotowany, co warto zauważyć, z pieniędzy podatników rozdysponowywanych przez miłościwie nam panujących utrzydupskich Donalda Tuska. No cóż, można i tak. Tylko potem nie ma sensu się dziwić i oburzać napisami na ścianach damskiego kibla...
Inne tematy w dziale Polityka