Siergiej Ławrow, rosyjski minister spraw wewnętrznych, raczył był zadzwonić do amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry'ego i zażądać, by USA nie dopuściły do użycia przez Ukrainę siły przeciwko separatystom okupującym rządowe budynki na wschodzie kraju. Naprawdę Rosjanie są zabawni, uzbrojeni bandyci atakują państwowych funkcjonariuszy a władze mają patrzeć na to z założonymi rękami? Rozumiem, że gdyby teraz propolskie bojówki (załóżmy, że takie są) wtargnęły do siedziby gubernatora Obwodu Kaliningradzkiego to milicjanci rosyjscy nosiliby im kanapki, gorącą herbatę i świeżą prasę?
Już chyba lepiej by było, gdyby przedstawiciele Putina wprost powiedzieli, że uzurpują sobie monopol na przemoc a każda próba oporu tudzież sprzeciwu będzie przez Moskwę traktowana jak agresja. Zresztą, jakie będzie, już tak jest – kiedy Ruskie czołgi wjeżdżają na terytorium suwerennego kraju to jest to bratnia pomoc i chęć zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom, kiedy zaś armia tegoż suwerennego kraju nie ma poczucia humoru i traktuje agresora tak, jak powinno się go traktować to wtedy jest to zbrojna prowokacja. Metoda to znana i stosowana od wieków a my, Polacy, doświadczyliśmy tych bratnich wizyt już wielokrotnie.
W ogóle rosyjskie żądania wobec Ukrainy i zachodu są śmieszne. Weźmy na przykład taką federalizację tego kraju – toż przecież tylko idiota nie zauważy, że rozchodzi się o oderwanie wschodnich regionów od Kijowa i przyłączenie ich do Federacji Rosyjskiej. Oczywiście po uprzednim przeprowadzeniu referendum, w którym ponad dziewięćdziesiąt procent głosów zostanie oddanych przez zwolenników Moskwy przy stuprocentowej frekwencji. Ktoś nie wierzy? No to proszę popatrzeć na referendum krymskie – wzięło w nim udział 88 procent uprawnionych do głosowania mimo bojkotu ogłoszonego przez Tatarów stanowiących 12 procent ludności półwyspu. Jakoś nie potrafię uwierzyć, że wszyscy pozostali co do jednego polecieli do urn – albo to cud, albo...
A'propos cudów to dziś jeden z nich potrzebny jest władzom w Kijowie. Rosja nie odpuści a dla Putina ostateczne rozwiązanie kwestii ukraińskiej nie jest już kwestią interesów ale honoru, ambicji i nieposkromionej chęci dominacji. On wlazł równocześnie w buty cara imperatora Wszechrusi i towarzysza sekretarza generalnego z epoki słusznie minionej i nie spocznie, dopóki nie odbuduje sowiecko – ruskiego imperium. Przedsmak mieliśmy w roku 2008 kiedy wojska rosyjskie zaatakowały Gruzję a krymska wojna Putina to tak naprawdę dopiero początek problemów spowodowanych nie tyle agresywną polityką Federacji Rosyjskiej co nieudolnością, uległością i kompletnym brakiem zdecydowania ze strony państw zachodnich. Pułkownik Władimir Władimirowicz ze swoją retoryką może wydawać się zabawny, ale pamiętać należy, że za słowami kryje się armia gotowa w każdej chwili pokazać pazury – zwłaszcza, jeżeli przeciwko sobie będzie miała tchórzy niezdolnych do konfrontacji.
Winston Churchill po podpisaniu układu monachijskiego wypowiedział słynne dziś słowa: „Anglia miała wybór pomiędzy wojną i hańbą. Wybrała hańbę, wojnę będzie miała i tak”. Dziś sytuacja jest identyczna, tzw. „świat cywilizowany” poświęcił Krym bo wydawało mu się, że to zaspokoi apetyt Putina zapominając przy tym o starym przysłowiu, w myśl którego „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. A hańba zachodu jest dziś tym większa, że nie groziła mu konfrontacja militarna a wyłącznie ekonomiczna – czyli mówiąc krótko sprzedali Ukrainę za gaz (Niemcy), zyski ze sprzedaży broni (Francja) czy kapitał lokowany w londyńskim City (Wielka Brytania).
Inne tematy w dziale Polityka