Stowarzyszenie Ekologiczne Łajs 2000, którego członkiem jest Krzysztof Daukszewicz, przejęło w dzierżawę na 30 lat kilka mazurskich jezior, w tym Kośno nad którym stoi dom satyryka. Pewnie sprawa nie ujrzałaby światła dziennego gdyby nie jeden drobny szczegół: otóż po przejęciu jezior stowarzyszenie wprowadziło na swoim już terenie najdroższe w kraju opłaty za wędkowanie – 1500 zł za sezon i 2500 za kartę VIP. I się zaczęło, z lewa i prawa posypały się gromy, głównie na Daukszewicza jako osobę najbardziej rozpoznawalną. A ja się pytam dlaczego?
Jeżeli, dajmy na to, postanowię w swoim sklepie sprzedawać bułki po stówie za sztukę to jest to tylko i wyłącznie moja sprawa. A sprawą klientów nie jest urządzanie pikiet i wrzaski jaki to ja jestem pazerny, ale pójście do konkurencji i puszczenie mnie z torbami. I nikogo nie mają prawa obchodzić powody, dla których aż tak bardzo podniosłem cenę bułek, może mi odwaliło a może wychodzę z założenia, że jakiś frajer i tak się trafi. Ludziom nic do tego, mój sklep, mój problem i moje zasady. To jest właśnie wolność, prawo do ustanawiania na swoim terenie swoich zasad. To co proponują przeciwnicy Daukszewicza to anarchia.
Anarchia albo coś znacznie gorszego – komunizm z czasów stalinowskich, kiedy banda oderwanych granatem od pługa partyjnych aktywistów kradła ziemię prawowitym właścicielom rozdając ją wedle własnego widzimisię i zgodnie z wytycznymi ideologów marksizmu. Dziś ten scenariusz się powtarza, dorwali sobie ludzie kułaka i dawaj go kolektywizować. A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że część tych kolektywizatorów nazywa siebie prawicowcami...
Można oczywiście się oburzać na to, że ktoś w prywatne ręce wydzierżawił rezerwat przyrody (jezioro Kośno jest jego częścią), można próbować podważać decyzję władz jako niezgodną z obowiązującym prawem. Więcej, jeżeli mamy podejrzenia, że taką owa decyzja była to nie można ale nawet trzeba sprawę wyjaśnić. Ale w żadnym wypadku nie można właścicielowi (dzierżawcy) narzucać zasad, jakie narzucił na zarządzanym przez siebie terenem.
Krzysztof Daukszewicz wkurza, mnie też. Jego występy w „Szkle Kontaktowym” i romans z systemem, jego jednostronność i ostrze satyry wymierzone tylko w prawą stronę sceny politycznej może wywoływać uczucia ambiwalentne. Jednak to nie zmienia faktu, że jako dzierżawca może – w granicach obowiązującego prawa – decydować i ustalać ceny za korzystanie ze swojej ziemi czy wody. A jeżeli znajdzie się frajer i zapłaci to sprawa będzie dotyczyć tylko i wyłącznie dwóch stron – frajera i dzierżawcy, kupującego i sprzedającego. I nikogo więcej. A jak się komu nie podoba, jeżeli ustalona cena jest dla kogoś za wysoka to mamy w kraju tysiące innych jezior, może sobie łowić do woli gdzie indziej.
Inne tematy w dziale Polityka