Coś mi tu nie gra. Niby orkiestra trąbi, niby decybele rąbią po uszach, ale brakuje nut. Właściwie nie tyle nut co sensu w tych nutach za Chiny Ludowe znaleźć nie mogę. Otóż chodzi mi o to, że trotyl rozumiem, produkt może niezbyt nowoczesny i mało zgodny z duchem czasu i postępu, ale za to, niewątpliwie, skuteczny co potwierdzić może niejeden most czy bunkier padły podczas którejś z historycznych wojen. Mierzi mnie natomiast ta nitrogliceryna. Nie żeby była nieskuteczna, co to to nie, skuteczność tej wybuchowej mazi również została udowodniona bezapelacyjnie, w dodatku ma tę zaletę, że wyprodukować ją może średnio zdolny uczeń szkoły średniej. Problem w tym, że jest to substancja cholernie niestabilna i raczej niezbyt zdatna do transportu, przez co nie potrafię zrozumieć jakim cudem mogłaby się znaleźć na pokładzie samolotu i przetrwać cały niemal lot...
Z góry zaznaczam, że się nie znam na materiałach wybuchowych, nie mam pojęcia o sposobach wysadzania samolotów ani innych obiektów, w związku z czym proszę mnie od razu poprawić jeśli się okaże, że bredzę i piszę głupoty. Wydaje mi się jednakowoż, że jeżeli na pokładzie Tupolewa była faktycznie nitrogliceryna to powinna wybuchnąć raczej przy starcie niż podczas lądowania, w dodatku przetrwawszy cały lot. Chyba, że nie była w formie czystej ale, na przykład, pod postacią dynamitu – co wydaje mi się mało prawdopodobne, bo eksperci znaleźliby przecież jakieś ślady tegoż. O co zatem chodzi? Czy o to, że miało rąbnąć podczas startu i tylko nieprawdopodobny zbieg okoliczności sprawił, że samolot przetrwał całą trasę wioząc na pokładzie tak niebezpieczną substancję? Jakim cudem?
Nie rozumiem. Może gdzieś, ktoś już wyjaśnił ten fenomen tylko ja przeoczyłem? A może nitrogliceryna wcale nie jest tak niebezpieczna jak mi się dotychczas wydawało? W głowę zachodzę i pojąc nie potrafię, w związku z tym prośba do obeznanych, mądrzejszych ode mnie o kilka słów wyjaśnienia – niech mam to wreszcie z głowy, bo wątpliwości mnie zeżrą.
Inne tematy w dziale Polityka