Gdyby wybory odbyły się dzisiaj wygrałby PiS uzyskując 31% głosów przed PO, na którą zagłosowałoby 29% uprawnionych a Palikot ze swoim Ruchem znalazłby się poza progiem wyborczym, co cieszy znacznie bardziej niż zmiana na szczycie. Na tzw. prawicy zapanowała radość wielka choć to tylko sondaż i w dodatku jeden. Ale sukces propagandowy jest, trzeba go odtrąbić i wykorzystać do maksimum bo nie wiadomo jak prędko przyjdzie następny. PiaRowcy Donalda Tuska już głowią się nad tym jaki kit wcisnąć społeczeństwu by odwrócić proporcje i ponownie wysunąć się na prowadzenie, a że doświadczenie w tym zakresie mają o wiele większe niż ich odpowiednicy pracujący dla Jarosława Kaczyńskiego to spodziewać się należy, że już za parę dni wszystko wróci do normy – Platforma odzyska pozycję przewodniej siły narodu a Prawo i Sprawiedliwość znowu będzie tylko dzielącą tenże naród opozycją.
Przyznam, że na mnie te przetasowania nie robią najmniejszego wrażenia a bijatyka pomiędzy socjalistami pobożnymi i bezbożnymi kompletnie mnie nie interesuje. Chciałbym wreszcie zobaczyć na politycznym firmamencie partię prawdziwie prawicową, konserwatywno – liberalną. Niekoniecznie musiałaby ona od razu wygrywać wybory, wystarczyłoby żeby uzyskała na tyle silną pozycję by móc skutecznie zahamować gospodarcze zidiocenie trapiące nasz kraj od pamiętnego roku '89-go i permanentne ograniczanie wolności obywatelskich praktykowane przez wszystkie rządzące od tego czasu ekipy. Niestety, jest to marzenie ściętej głowy, w obecnej sytuacji całkowicie nie do zrealizowania.
Polacy na liberalną partię nie zagłosują ze strachu. Wmówiono im, że liberalizm oznacza koniec z darmową opieką zdrowotną (która dziś też darmowa nie jest, bo wszyscy za prawo wizyty u lekarza płacimy przymusowy haracz na NFZ), koniec z ochroną praw pracowniczych (jak ta ochrona wygląda mogą opowiedzieć np. kasjerki z „Biedronki”), koniec z gwarantowanymi emeryturami (jakby dziś ktoś miał gwarancję...) i tak dalej, i w ten deseń. Ludzie godzą się płacić horrendalnie wysokie podatki łudząc się, że w zamian dostają namiastkę świętego spokoju i w razie nieszczęścia mogą liczyć na państwową pomoc.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego układ sił politycznych w parlamencie jeszcze długo się nie zmieni – mit straconego głosu. Ludzie nie głosują na ugrupowania, z którymi faktycznie sympatyzują z obawy, że nie przekroczą one progu wyborczego i ich głos zostanie zmarnowany. Dlatego decydują się głosować na największego konkurenta partii, której życzą porażki. Wykorzystuje to zarówno Platforma Obywatelska strasząc PiS-em, jak i partia Jarosława Kaczyńskiego odsądzając od czci i wiary PO. Doprowadza to do sytuacji z klasycznego już dowcipu: „na złość babci odmrożę sobie uszy” - na złość Tuskowi zagłosuję na PiS. I odwrotnie. Dopóki to się nie zmieni patowa sytuacja na naszej scenie politycznej będzie trwać... trwać... trwać...
A i tak dzisiejszym niułsem dnia są wąsy Bronisława Komorowskiego...
Inne tematy w dziale Polityka