Alex_Disease Alex_Disease
558
BLOG

A co by było gdyby? Czyli rozważania przy niedzieli

Alex_Disease Alex_Disease Rozmaitości Obserwuj notkę 25

Gdyby w Watykanie nagle wydano rozporządzenie, że niedzielna msza święta nie jest obowiązkowa, bo człowiek powinien chodzić do kościoła z potrzeby serca, ilu wiernych uczęszczałoby regularnie na msze? A gdyby tak rozciągnąć owo rozporządzenie i na święta, to czy wierni w ogóle stawialiby się w świątyniach by radować się narodzinami czy zmartwychwstaniem Jezusa?

Kościół stoi na stanowisku, że opuszczenie mszy (o ile nie wynikło z jakichś zdarzeń losowych) jest grzechem. Kto zaś taki grzech popełnia wyklucza siebie ze wspólnoty wiernych. Innymi słowy dość irracjonalny powód biorąc pod uwagę, że ludzie nie mają poczucia wspólnoty gdy po rygorem grzechu zapędza się ich do świątyń. Oni odstoją swoje i w poczuciu spełnionego obowiązku wrócą do codziennych zajęć.

Kościół utrzymuje się w dużej mierze z datków wiernych. Oczywistym jest, że te pieniądze muszą zostać w jakiś sposób zebrane. Zbiera się więc na mszach bo tak jest zdecydowanie najłatwiej, choć mimo groźby grzechu i wykluczenia ze wspólnoty ponad połowa katolików do kościoła nie uczęszcza co sprawia, że kościół na tym "traci". Przynajmniej do czasu aż trzeba zrobić chrzciny czy urządzić pochówek. Wtedy wierny cudownym trafem znów zaczyna zaliczać się do wspólnoty mimo że omijał szerokim łukiem Dom Boży.

I tak to się kręci od stuleci, nikomu snu z powiek nie spędza, ani księżom ani wiernym regularnie uczestniczącym w nabożeństwach. Brakuje nawet zwykłych wzruszeń, nawet tego. Smutny jest ten katolicyzm, a taki być nie powinien. Fryderyk Nietzsche zwykł mawiać, że dziwi go iż chrześcijanie bez życia podchodzą do ważnego wydarzenia jakim jest zmartwychwstanie. Że śpiewają smutne pieśni od niechcenia i zupełnie beznamiętnie traktują kościelne rytuały. Sprawcie bym uwierzył! Wołał.

Dzisiaj przechodząc koło kościoła miałem podobne wrażenie. Smutne, wymęczone śpiewy, zmęczony głos kapłana. Nawet nie zaciekawili mnie na tyle bym przystanął i posłuchał. Zanim zostałem ateistą byłem jeszcze wierzącym niepraktykującym. Wiadomo dlaczego. Po prostu nudy na pudy i zerkanie na zegarek kiedy końcowe błogosławieństwo. Pewnego dnia po prostu zadałem sobie pytanie po co to robię? I od tamtej chwili już tego nie robiłem. Można oszukiwać kogoś i szukać usprawiedliwienia, ale oszukiwanie siebie samego to po prostu naiwność dziecka które zakrywa oczy i udaje że go nie widać.

Nie moja sprawa, acz kilkoro młodych ludzi wyszło z kościoła przed końcem mszy. Pewnie zrozumieli to co ja, albo po prostu spieszyli się na zakupy.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Rozmaitości