Ostatnie zawirowania wokół kursów złotego spowodowały lub spowodują komplikacje a nawet bankructwa wielu firm. Co do tego nikt już chyba nie ma wątpliwości. Wszelkie próby rozwiązania tego problemu, o których rozpisują się media, są tak śmieszne, że gdyby nie były tragiczne w swej wymowie i powadze nie warto by się nad nimi zatrzymywać. Ale zatrzymać się trzeba. Dlaczego ? Ponieważ należy wyraźnie powiedzieć o prawdziwych przyczynach tych kłopotów a nie chciejstwach polityków, komentatorów i spiskowych teoriach dziejów.
Po pierwsze głupota.
Zatrudnianie znajomych w spółkach skarbu państwa, które jak już wiemy mają na opcjach duże straty, obsadzanie kluczowych stanowisk na zasadzie „Staszek chciał się sprawdzić w biznesie”, jest dobre ale do czasu. Kiedy trzeba w końcu podjąć jakieś decyzje wyłazi sianko z misia i dzisiaj za tych dyletantów u steru zapłacimy wszyscy, my - podatnicy. Każdy potrafi być kapitanem tankowca płynącego na wprost przez spokojny Pacyfik, jednak to przeprowadzenie statku przez tajfun mówi cokolwiek o umiejętnościach dowódcy. Nasi zarządcy nim jeszcze tajfun nadszedł popsuli pędniki i zablokowali ster. Niestety w kierunku „katastrofa”.
Po drugie głupota.
Tym razem rządzących. Na czele z „chłopcem na posyłki”, tym razem w roli ministra gospodarki. Ręczne manipulowanie umowami i próba ich ustawowego unieważnienia to scenariusz w sam raz z Białorusi, chyba, że Pan Pawlak w jakichś starszych szkołach i wydziałach marksizmu-leninizmu nauki pobierał to ja Pana Łukaszenkę bardzo przepraszam. Z takim podejściem klasy rządzącej kurs euro będzie niechybnie zmierzał do złotych dziesięciu, a zaufanie do naszej gospodarki równie szybko do zera.
W sprawie tej najbardziej interesował mnie wątek jak miałaby być skonstruowana taka spec-ustawa. Czy trzeba byłoby anulować tylko straty a zyski zostawić ? Wszak przez lata mechanizm funkcjonował dobrze nabijając kabzy coraz śmielej poczynających sobie na tym rynku dyrektorów finansowych, pardon – graczy.
Po drugie-i-pół głupota.
Rządzący po raz drugi. Stąd tylko pół. Dlaczego ? Za zaklinanie prosperity, które jako żyw przypominało orkiestrę z Titanica. Każdy kontrakt spekulacyjny można „doposażyć” w opcje stop loss, która zapobiega wymknięciu się strat poza akceptowalny poziom. W przypadku opcji można było zawrzeć dodatkowe, ograniczające straty i ryzyko do zera w momencie gdy straty te były już dość pokaźne, ale jeszcze nie zagrażające funkcjonowaniu biznesów. Dlaczego rząd zaklinał rzeczywistość i przy każdej nadarzającej się okazji zapewniał, że kryzysu nie ma, że gospodarka ma solidne podstawy, a złoty jest już niedowartościowany i wkrótce wróci do trendu wzrostowego? Czy przedsiębiorcy nie płacą dziś zwyczajnie ceny za przykrótką PR-ową sukienkę rządu. Czy gdyby nie chęć osiągania propagandowych sukcesów przez ekipę Tuska rozmiar spustoszenia byłby mniejszy. Śmiem postawić tezę, że tak. Za nieznikający uśmiech naszego kota z Cheshire płacimy dziś krocie.
Po trzecie głupota.
Nie tak dawno sieć obiegła informacja o tym, że Polacy wydają więcej na hazard niż cały świat zostawia w Las Vegas. Dużo to czy mało ? Z dzisiejszej perspektywy śmiem twierdzić, że mało. Bo jeśli wziąć pod uwagę wartość hazardowych kontraktów walutowych i od tej puli odjąć to wyjdzie, że jesteśmy narodem bardzo powściągliwym jeśli chodzi o hazard. Niestety zapewne te kontrakty nie były wliczane w tę pulę, a są doskonałym uzupełnieniem tezy o tym, że Polak to najlepiej dorobiłby się cwaniactwem. Istotnie nasz wkład w cinkciarstwo, trzy karty i przebijanie numerów aut z Berlina obrósł już legendami a nawet krążą na ten temat dowcipy. Kontrakty walutowe typu opcja są niestety takim samym hazardem jak trzy karty. I oto nasi zarządzający dali się złapać jak naiwny facet, który poszedł na giełdę z myślą kupna samochodu ale zatrzymał się i zagrał w trzy karty. Grał, grał, aż wyszło, że zamiast planowanego leciwego Getza kupi wypasioną Accord w dobrym roczniku, pomyślał więc, że po co w dobrym roczniku – lepiej zagrać jeszcze raz i zamiast włóczyć się po giełdzie, pójdzie jak człowiek do salonu. Tu postawił wszystko i pstryk – wszystko przegrał. Nagle poczuł się oszukany. Czy ten głos dzisiaj nie daje się słyszeć najgłośniej ze wszystkich ? Jest on przedłużeniem wprost zdania, które padło kiedyś w zasłyszanej rozmowie kilku panów po czterdziestce. Rozmawiając o tym czym się zajmują, jak widzą przyszłość, emeryturę jeden z nich powiedział znamienne zdanie : „Ja inwestuję w lotto.” I tak właśnie myśli wielu menadżerów z bożej łaski, że hazard to jedna z opcji inwestowania. Ciekawe jak nazywa się taka pozycja w bilansie ich firmy albo jak informują o tym akcjonariuszy. Już nie mogę się doczekać publikacji.
Można pokusić się w tym miejscu o zestawienie strat (dzisiaj mowa o 15 mld. PLN) z rozbiciem na przyczyny. Z mojego punktu widzenia wartości są następujące :
1. nieudolni zarzadzający – 4 mld.
2. zapowiedź specustawy – 1 mld.
3. niegasnący uśmiech „Słońca Peru” – 7 mld.
4. narodowa żyłka do hazardu – 3 mld.
Nie ma w tym zestawieniu „spekulacyjnej gry banków zachodnich”. Nie ma, bo one , jeśli w ogóle brały udział w sztucznym zaniżaniu kursu naszej waluty są tylko drugą stroną równania. A i po tej drugiej stronie równania tylko jednym ze składników. Moim zdaniem mało znaczącym. Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy narodem wybranym, ani jakąś szczególną potęgą gospodarczą. Z punktów widzenia Wall Street, City czy Tokio jesteśmy Europą Środkowo-Wschodnią i jeśli Węgry biorą pożyczki z MFW czy BŚ, Ukrainę w 90% czeka krach gospodarczy a Estonia zapowiada bankructwo aktywa są wycofywane z całego regionu bez rozróżniania na zaścianek polski czy czeski. Tym bardziej, że przyczyna pierwotną wycofywania kapitałów nie był kryzys w naszym regionie a próba ratowania bilansów, wobec kryzysów na rodzimych rynkach inwestorów. Z tego punktu widzenia było oczywistym co nas czeka, oraz, że rozmiar, choćby spadku wartości złotego, wykroczy poza wymiar korekty, a aktywa zostaną wycofane ze względu na potrzebę, a nie ich wycenę. Także nie jest powiedziane, że obecnie mamy do czynienia z dołkiem na złotym czy GPW ponieważ jeśli bilanse inwestorów nadal będą fatalne ich włodarze zadecydują o wycofywaniu od nas wszystkiego „do spodu” bez względu na bieżące wyceny. Tak po prostu działa rynek.
Owczy pęd do euro.
W tym wszystkim martwi mnie jednak jedno – nie umiemy wyciągać prawidłowych wniosków. „Na kłopoty Bednarski” chciałoby się sparafrazować rząd. Jeszcze nie tak dawno zapewniający o tym, że kryzys kraju nadwiślańskiego nie dotyczy obecnie opowiada kolejną bajkę. Tym razem mantra brzmi : „euro jest panaceum na cały ten kryzys”. Biorąc pod uwagę, że główne gospodarki strefy euro od lat borykają się z problemem skali deficytu, biorąc pod uwagę, że główne gospodarki strefy euro bazują na eksporcie oraz, że obecnie hojnie rozdają miliardy euro popadającym w tarapaty firmom największym błędem jaki moglibyśmy popełnić byłoby wejść do tej strefy obecnie. Nawet przyjęcie mechanizmu ERM-2 jest szkodliwe ponieważ naraża nas na kolejne koszty i wyrzeczenia nie dając nic w zamian. Przypomina to leczenie depresji antybiotykami. Za stan polskiej gospodarki i złotego są odpowiedzialne konkretne zjawiska i zachowania nie mające nic wspólnego z naszą obecnością lub nie w strefie euro. Oczywiście można powiedzieć, że za alkoholizm odpowiedzialne jest istnienie alkoholu tyle, że alkohol w małych ilościach jest dla organizmu zbawienny, poza tym można go używać do dezynfekcji a nawet napędzania pojazdów. Podobnie jest z posiadaniem własnej waluty. Korzyści z tego płynących nie powinny nam przyćmiewać ewentualne tragedie bezmyślnych ludzi. Gdybyśmy już to euro mieli zapewne równie wielu „przedsiębiorców” „umoczyłoby” na parze EUR/USD. Dzisiaj powinniśmy skupić się na dostrzerzeniu pozytywów w zaistniałej sytuacji a nie gonieniu króliczka. Chyba, że chodzi o to, aby go gonić, a nie złapać. Pozytywem jest na pewno... niski kurs złotego poprawiający ogromnie konkurencyjność naszego eksportu oraz rynku pracy. Również ceny akcji na GPW przy obecnym kursie są bardzo atrakcyjne. Dzięki temu spowolnienie obejdzie się z nami łagodniej – zamiast kilkuprocentowego spadku PKB będziemy „oscylować” wokół zera. A kiedy na świecie pojawią się znów wolne kapitały w pierwszej kolejności zostaną ulokowane właśnie u nas. Poza tym przyjęcie euro po dzisiejszym kursie sprowadziłoby nas do roli żebraków Europy. Jeśli rok temu nasza pensja stanowiła powiedzmy 40% unijnej to dziś wynosi dokładnie procent... 25. Jaka to perspektywa dla przeciętnego Polaka ? O tyle właśnie mniej będzie za tę pensję sobie kupić w jewropie jeśli dziś przyjmiemy euro.
Najlepiej całe to zjawisko w pigułce obrazują Słowacy okupujący podhalańskie markety czy Dell przenoszący wszystkie swoje europejskie biznesy do Łodzi. Warto by się tym zjawiskom przyjrzeć bliżej i wykorzystać mądrze dla planowania przyszłości czterdziestomilionowego narodu zamiast opowiadać w telewizorze te same baśnie o złych bankach i zbawiennym euro.
Jeśli dziś miałbym proponować hasło dla rządu, które miałoby się stać motywem przewodnim jego działania byłoby to „KRYZYS – TAK, WYPACZENIA – NIE !”. I miejmy nadzieję ten głos zostanie usłyszanym...
www.gab.com
Live Your Life
Przede wszystkim żyj a nie udawaj, że żyjesz.
Żyj swoim życiem, nie życiem innych, znajdź własną drogę.
Celebruj życie i dostrzegaj je w innych, dobro zawsze wraca.
"Rewolucja byłaby najlepszym sposobem oczyszczenia stajni Augiasza w jakiej przyszło nam żyć. Jednak z racji tego, że to zadanie na dziś jest niewykonalne trzeba szukać sposobów na zmianę, możliwych do realizacji." - motto bloga od roku 2008. Zadanie okazało się wykonalne. Wolności i godności nikt nie może dać - ją trzeba sobie samemu wziąć.
Nie ma większych niewolników od tych, co błędnie myślą, że są wolni
Goethe
Nie ma rzeczy bardziej niewiarygodnej od rzeczywistości
Dostojewski
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka