Nie mówimy w ogóle o tym, że wybory, tak na prawdę były wyborami jawnymi. Owszem Gowin może jakoś tam, policzyć swoje szable, ale przede wszystkim to Tusk może policzyć, a nawet stworzyć imienne listy swoich wrogów. Wrogów nie w Sejmie, lecz w terenie, w strukturach.
Przemilcza się w mediach sprytnie dane, ilu członków głosowało przez wrzucenie karty do urny. Wiemy, że większość głosów oddano korespondencyjnie i przez internet.
Te ostatnie głosy, to niestety zwyczajna i dosyć prymitywna lojalka, bądź jej wypowiedzenie i to podpisana nazwiskiem.
Czy lokalny działacz, na dodatek zatrudniony na politycznym etacie, zaryzykuje podpisanie sie imiennie pod głosem na Gowina, nie ryzykując utraty przywilejów?
Nie sądze. Może to zrobić tylko ten, kto jest zdecydowany odejść z PO.
Jeżeli uwzględnimy tą podstawową wadę inkryminowanych wyborów, śmiało można przyjąć, że faktyczne poparcie dla Gowina jest, co najmniej dwa razy większe, czyli około 40%.
