Tekst ten będzie niecodzienny. Trochę wieloznaczny. Taka była wtedy rzeczywistość.
Po ucieczce Niemców, od 17. stycznia 1945 do Warszawy zaczęli wracać mieszkańcy. Można ich było zauważyć nawet w gruzowisku zniszczonego totalnie Śródmieścia.
Przed wojną i podczas okupacji na rogu Marszałkowskiej i Złotej mieściła się perfumeria i zakład fryzjerski "Ewaryst". Prowadziła ją nasza cioteczna babcia Mieczysława Zdzienicka. W Sieci mozna znaleźć kilka wzmianek o tej perfumerii. Oto opis miejsca wzięty z tekstu "Tutaj zastrzelono znaną tancerkę. Padła, brocząc w krwi" Jerzy S. Majewski (GW, 28 października 2012
(....) W kamienicy nie brakowało też innych sklepów i firm, wśród których wyróżniały się perfumeria i elegancki salon fryzjerski Ewaryst, założony ok. 1895 r. przez Ewarysta Zdzienickiego. W latach 30. nad wejściem świecił neon, ale wnętrze sklepu było raczej staroświeckie, ozdobione przeszklonymi gablotami z zegarem. ...
Perfumeria i zakład fryzjerski Ewaryst na środku pod markizą. Fotografia z ok 1935.
Kamienica dotrwała do 1944 r., choć już w latach 30. XX w. zamierzano ją zburzyć i zastąpić ogromnym, funkcjonalistycznym gmachem. Miał uzyskać sześć pięter, zaokrąglony narożnik i poziome wstęgi okien ciągnące się przez całą długość elewacji. Na przeszkodzie tych planów stanęła wojna. Dziś w tym miejscu wznosi się narożnik Domu Towarowego Sawa.
W mieście szybko objawiła się ich przedsiębiorczość – która zawsze odżywała kiedy władze chwilowo się o nią nie troszczyły. Moja ciocia/babcia Miecia, wdowa po Ewaryście, od razu wraz żyjącymi pracownikami zabrała się odbudować po parzystej stronie „parterowej Marszałkowskiej” róg Złotej swoją perfumerię "Ewaryst". Pamiętam ją z dwoma czy trzema fotelami fryzjerskimi i z ogródkiem z tyłu pomiędzy gruzami i z zachwycającym mnie neonem.
Rok 1945. Firma "Ewaryst" na budzącej się aktywnością przedsiębiorców parterowej Marszałkowskiej.
Użyłem wyrazy "z żyjącymi pracownikami". Przypomniało mi to, jak kiedyś Mama szła ze mną Marszałkowską, zapewne do sklepu babci Mieci, w którym przez całą okupację pracowała. Nagle słyszymy okrzyk dwóch idących w naszą stronę pań. "Hanka! Ty żyjesz?" I panie rzuciły się sobie w objęcia. Było wtedy już gorące lato, bo zapamietałem ich fruwające kolorowe cienkie sukienki, które owiały mi twarz.
Mieczysława Zdzienicka była ciotką mojej Mamy. U niej w domu Złota 36 - a głównie w piwnicy spędziliśmy całe Powstanie, aż do października ...
Na zdjęciu na werandzie domu Kutnowska 10 na Grochowie babcia Miecia ze mną. Obok stoi mój wujek Stanisław Sadkowski, plutonowy podchorąży "Czarny". Dowódca drużyny w II plutonie (szturmowym) kompanii „Maciek” batalionu Zośka Wojska Polskiego. Poległ 22 sierpnia 1944 w dziennym ataku z Bonifraterskiej na Dworzec Gdański. Odznaczony K.W.
Te kolorowe sukienki spotkanych na Marszłkowskiej młodych dziewczyn utkwiły mi w oku, bo moja Mama zawsze ubierała się na czarno - biało.
Zapewne dlatego, bo w czasie wojny i okupacji Niemcy zabili jej wszystkich trzech braci i ojca. Bracia polegli z bronią w rękach w walce, dziadka Teofila Niemcy prawdopodobnie zamordowali w masowej egzekucji na Woli, gdzieś przy Górczewskiej, wraz z dziesiątkami tysięcy cywili.
REZUREKCJA 1945
W wielkanocną niedzielę 1945, o 6. rano Ojciec, którego wspomnienia publikowałem, zabrał obu swoich synów: mnie i starszego o 4 lata brata na Rezurekcję do kościoła parafialnego przy placu Szembeka.
Myśmy na tej Rezurekcji stali w środku placu Szembeka blisko jezdni ulicy Chłopickiego - z lewej strony tej współczesnej fotografii.
Był to 1. kwietnia 1945. Pamiętam olbrzymi wtedy tłum uczestników. Wewnątrz kościoła zabrakło miejsca. Cały plac Szembeka był wypełniony tysiącami ludzi. Czy dlatego, że to była starannie przygotowana przez proboszcza x. kanonika Jana Sztukę uroczystość - tego nie wiem. Wydaje się jednak, że było to w pełni spontaniczne spotkanie zapewne poprzedzone głuchą wieścią między ludem. Można było nareszcie świętować Zmartwychwstanie, można było wreszcie się pokazać i się nawzajem policzyć. Waqrszawiacy mogli się zebrać nie bojąc się łapanki, wysyłki do Oświęcimia czy ulicznego rozstrzelania.
Można było przystąpić do zgodnej pracy dla Polski i bez obawy rodzić dzieci. Wkrótce Warszawa częściowo odżyła i pojawił się słynny wyż.
STAN DZIAŁAŃ WOJENNYCH 1 KWIETNIA 1945
Ale w końcu marca 1945 losy wojny jeszcze nie były przesądzone. Nikt rozsądny na wyzwolenie Polski przez zachodnich Aliantów już nie liczył. Od wschodu Armia Czerwona dochodziła już do Odry, na zachodzie Alianci dopiero nieznacznie przesunęli się od „jednego mostu za daleko” pod Arnhem, o który już we wrześniu poprzedniego roku Polacy pod dowództwem gen. Sosabowskiego bili się razem z Anglikami. Pod Hitlerem były jeszcze Dania, północne Włochy i północna Jugosławia, cała Austria, Holandia, Czechy i cały prawie Śląsk.
Polscy żołnierze po zdobyciu Wału Pomorskiego krwawo walczyli wtedy o Kołobrzeg. Niemcy bronili Festung Breslau, Głogowa, Gdańska, Gdyni. Hitler razem ze Speerem w Berlinie troszczyli się o odsiecz, ginęli za nich zaciekle oddani młodzi chłopcy z Hitlerjugend.
A w Warszawie można się było świątecznie zebrać. Razem świętować Zmartwychwstanie. Zachodnim Aliantom było do nas za daleko. Niemcy wystraszyli ich zimową ofensywą w Ardenach. Najwyżsi dostojnicy hitlerowskich Niemiec w tajemnicy przed Hitlerem próbowali rozmawiać o wstrzymaniu walk. Ani Stalin ani Churchill na to, na nasze szczęście, nie poszli.
HUCZNA REZUREKCJA
W pewnej chwili ceremonii rezurekcyjnej ktoś strzelił na wiwat. Były też jakieś potężne wybuchy. Wkrótce wielu mężczyzn zaczeło strzelać z pistoletów w górę. Widziałem z bliska strzelających cywili, ale strzelali na wiwat również obecni na rezurekcji umundurowani żołnierze. Strzelali w powietrze z wyciąganych z kabury pistoletów. Gdzie Pan Bóg kule nosił nikt się nie martwił.
Do kościoła przy Placu Szembeka mieliśmy ponad kilometr. 20 minut pieszo. Jurek, syn majora Stanisława Kobylińskiego, wtedy przebywającego z wojskiem polskim gdzieś na Zachodzie, oficer czasu wojny Armii Krajowej Wojska Polskiego, uczestnik wyzwalania Wileńszczyzny w zwycięskiej operacji Ostra Brama, po powrocie z przymusowej "wycieczki" do Rosji, kilka miesięcy po tej Rezurekcji prowadzi swego o 20 lat młodszego swego brata stryjecznego z widocznego z lewej strony fotografii kościoła przy placu Szembeka. W tle dom z naprawionym dachem i kilka rozbitych podczas oblężenia w 1939 roku domów. Młody człowiek pod pachą niesie zapewne paczuszkę ciastek, które rutynowo kupowane były w nieistniejącej już dziś cukierence przy Grochowskiej.
Więcej już na rezurekcję już nie poszliśmy. Starszy mój brat Jacek, tak jak jego rówieśnicy, nie dopuszczając od siebie młodszych, każdego roku przygotowywał jakieś bomby aby zdetonować je na rezurekcji, ale u nas kończyło się zrobieniem jakichś detonacji blisko domu, bo rodzice już nas tak rano w Wielkanoc więcej nie obudzili. Przez wiele lat rezurekcyjny poranek był świętowany wybuchami. Teraz świecka obrzędowość przeniosła ten zwyczaj na Nowy Rok.
Mama nakazała naszemu Ojcu by więcej na poranną rezurekcję swoich synów nie prowadzał. Tylko jedną taką rezurekcję miałem w życiu.