Chyba nie wypada się teraz przyznać, ale w sierpniu 1980 ani później tamtego roku ani razu nie strajkowałem.
Po pierwsze dlatego, bo byłem wtedy bardzo pracowity i miałem ciekawą prace. Kierowałem kilkuosobową pracownią w Instytucie Maszyn Budowlanych Zjednoczenia przemysłowego Bumar. Jak łatwo zgadnąć przemysł maszyn budowlanych zajmował się również produkcją czołgów - znakomitych na owe czasy przed którymi drżały wtedy niemieckie Leopardy. Dla Kombinatu Bumar Łabędy w kilkuosobowej pracowni którą miałem przyjemność kierować zrobiliśmy kilka lat wcześniej grafiką komputerową wspomagany system programowania sterowanych numerycznie urządzeń do cięcia blach nazwany przez nas „BICEPS”. Kombinat w Łabędach produkował wówczas w dużych ilościach również maszyny budowlane i czołg polskiej konstrukcji nazwany wtedy „Twardy”. Uważam, że na owe czasy BICEPS był w tej materii na światowym topie systemów wspomagających techniczne wyzwania 2D.
Zbigniew Jabłoński (młodszy), Wiktor Kobyliński, Zbigniew Jabłoński (starszy) i BICEPS hardware
Na Targach Poznańskich wystawiliśmy wówczas naszego BICEPSa co zauważyła firma angielska ESAB, która za pośrednictwem swojej zachodnio niemieckiej filii kupiła od nas za 40 tysięcy zachodnich marek aby zainstalować go w Kombinacie Eisenhüttenstadt w NRD dla programowania sterowanych numerycznie maszyn do cięcia blach plazmą.
W sierpniu 1980 w nadodrzańskim Eisenhüttenstadt szkoliliśmy ich inżynierów. Było całkiem sympatycznie. W hotelu telewizor odbierał program z Berlina Zachodniego, dla którego w sezonie sierpniowym wydarzenia w „Danzig” były wtedy głównym tematem. Oglądałem w niemieckim telewizorze kwiaty w bramie stoczni, obrady w sali BHP i ich uczestników. Zbulwersował mnie Jacek Kuroń udzielający wywiadu niemieckiej telewizji ubrany w gimnastyczny podkoszulek. Lech Wałęsa występował zawsze starannie ubrany w garnitur i krawat. Nie powiem, żeby telewizja zachodnio - niemiecka pokazywała strajk gdański w sposób szczególnie pozytywny, raczej jak kolejną leniwych Polaków rozróbę. Więcej sympatii odczułem dla nas w tej NRD-owskiej fabryce.
Do Warszawy wróciłem w ostatnim tygodniu sierpnia. Koledzy w pracy wiedzieli co się dzieje, ale ja wiedziałem chyba dokładniej. Niektórzy byli nieco wystraszeni. Jeden, mający mocne źródła, opowiadał, że fanatykom w stoczni gdańskiej jakiś ksiądz masowo udziela ostatniego namaszczenia. Ja to na to patrzyłem spokojniej.
Zadzwonił wtedy do mnie przyjaciel Wojciech Pijanowski (fot.) znany w latach 1990++ z prowadzenia Koła Fortuny, że ma rewelację.Wpadł do nas wieczorem i opowiada jak to premier Edward Babiuch trzęsąc się, jakby ze strachu, nie dawał rady przed kamerą odczytać bez jąkania przekładanych mu przed oczami wielkich arkuszy z przemówieniem. Wkrótce Edward Gierek premiera Babiucha wywalił. Wywalili też prezesa telewizji Macieja Szczepańskiego.
Wojtek powiedział, że w telewizji nie ma jednego odważnego, żeby się pokazać na ekranie. Dotyczyło to też rodziny Walterów brylujących wówczas w nieźle oglądalnym wtedy programie Studio 2. Zaproponował mi Wojtek, żebym wpadł na cały dzień do telewizji, przygotował coś o komputerach, mówi: telewizja będzie nasza! :)
Zawahałem się. Po śmierci Lecha Pijanowskiego, wielkiego specjalisty i fanatyka gier - ojca Wojtka, trochę Wojciechowi pomagałem. Kiedy przejął po Ojcu cykl zagadek „Rozkosze łamania głowy” w Życiu Warszawy układałem jakieś zadania, w telewizji kiedyś razem testowaliśmy teleturniej. Pierwszy komputer jaki się pojawił w telewizji wyniknął z naszej współpracy przy grach. Weszliśmy tym do Historii, przynajmniej historii TVP :)
Tym razem jednak miałem sporo pracy. Aby sprostać propozycji i nie brać urlopu umówiliśmy się na niedzielę, na całą niedzielę 31 sierpnia. Uzgodniłem z Wojtkiem, że wiodącym tematem będzie wykorzystanie grafiki komputerowej w planowaniu ramówki 1 i 2 programu telewizji, obu programów TV jakie wtedy były w Polsce. Wymyśliłem program komputerowy, który rysował mniejsze prostokąty będące nazwami tematów rozmieszczane w większym prostokącie ilustrującym telewizyjny program całego dnia.
Pozornie sprawa to banalna, ale jako zagadnienie NP-Zupełne w sposób deterministyczny nie mające matematycznego rozwiązania. Nierozwiązalne zadanie - więc piękne:)
Znakomite do potraktowania heurystyką.:)
W sobotę po pracy (wszystkie soboty były wtedy „robocze”) pojechałem na ulicę Newelską do Hewlett-Packard - Polska i do późnej nocy przygotowywałem interaktywną graficzą demonstrację. Zapomniałem zapytać o zgodę HP i w nocy, korzystając z przymknięcia oka portiera, „na dzika” wyniosłem sporej wartości sprzęt HP9845 do mojego malucha aby rano zawieźć go na Woronicza. A sprzęt miał wartość czterdziestu moich samochodów :)
Komputer HP9845C z pórem świetlnym(!)po występie w telewizyjnym programie Sonda u mnie w domu służył moim synom do grania w jakieś klingony.
Ale za to niedziela 31 sierpnia 1980 w telewizji była dla nas! Na Woronicza było niemal pusto. W gmachu znanym z filmu „Człowiek z Marmuru” zajęliśmy niewielkie studio. Wojtek opowiadał o grach a ja o zastosowaniach komputerowej grafiki. Aby zmniejszyć mój grzech z wykradzenia firmie HP w nocy najlepszego ich komputera nie omieszkałem w programie wspomnieć wielokrotnie nazwę firmy i pochwalić produkty Hewlett Packarda.
W poniedziałek pan inżynier Kowalski szef HP-Polska pogroził mi tylko palcem :)
Jako kryterium zaprezentowanego programu wykonywania telewizyjnej „ramówki” przyjąłem, aby w TV1 i TV2 tematy kończyły się równocześnie, bo złościło mnie zwykle kiedy po zakończeniu czegoś w jedynce trafiałem na połowę filmu w dwójce. Zaproszona przez Wojtka pani dyrektor telewizyjnego OBOPu zauważając, że nie zadbałem by dziennik telewizyjny występował równocześnie w obu programach telewizyjnych, oceniła że to byłaby rewolucja. Obiecała w OBOPie to zbadać:).
Nasz program autorski przerwano migawkami dla pokazania końcowej fazy rozmów w Stoczni Gdańskiej i ceremonii podpisania pamiętnych gdańskich porozumień przez wicepremiera Mieczysława Jagielskiego i przewodniczącego Komitetu Strajkowego Lecha Wałęsę.
Potem znów my wróciliśmy na ekran. Widziała nas cala Polska. Ale kto dziś o tym pamięta?
I to by było na tyle :)