Compay Compay
666
BLOG

O co chodzi z bankructwem Argentyny

Compay Compay Gospodarka Obserwuj notkę 6

W części mediów można było przeczytać, że Argentyna zbankrutowała drugi raz w ciągu 13 lat. Ale tak naprawdę to dalszy ciąg jednej i tej samej historii. Co więcej, rząd w Buenos Aires wcale nie wstrzymał płatności długu. O co więc tak naprawdę chodzi?

Kiedy w 2001 i 2002 roku wiadomo było, że Argentyna zbankrutuje, jej obligacje można było bardzo tanio odkupić na rynku wtórnym. Upraszczając: ktoś kto pożyczył temu państwu dajmy na to 100 dolarów, odsprzedawał komuś innemu te obligacje np. za pół ceny, bo wiadomo było, że nie dostanie z powrotem ani 100 dolarów z odsetkami, ani nawet połowy tego, co pożyczył (czyli 50 dolarów).

Fundusze sępy
Ci, którzy kupowali te papiery (które do momentu oficjalnego ogłoszenia bankructwa nominalnie dalej były warte np. 100 USD za sztukę), też oczywiście to wiedzieli. Tym kimś były fundusze hedgingowe, w hiszpańskojęzycznej prasie nazywane często „funduszami sępami”. Ich właściciele od początku szykowali się na następujący scenariusz: Argentyna bankrutuje, siada do stołu z wierzycielami i mówi „Nie mamy z czego Wam oddać, więc albo darujecie nam część długu, albo nie dostaniecie z powrotem nic”.

Większość posiadaczy obligacji siłą rzeczy zgodziła się na takie rozwiązanie, żeby odzyskać chociaż część pożyczonych Argentynie pieniędzy. Ale „fundusze sępy” nie, bo celowo po to kupiły papiery o niskiej wiarygodności, żeby później pozwać rząd kraju, że nie oddaje im długu. Proces odbywający się w Stanach Zjednoczonych właśnie się zakończył wyrokiem na niekorzyść Argentyny. Południowoamerykańskie państwo musi więc oddać „sępom” całą nominalną wartość długu, który fundusze kupiły na przecenie.

Dlaczego wyrok jest groźny?
Rząd Argentyny mógłby przecież zacisnąć zęby i oddać funduszom te pieniądze. Ale jest ryzyko, że pozostali wierzyciele, którzy wcześniej podarowali temu państwu część długu powiedzą: „hej, czemu im oddajecie całość, a nam nie?!”. I tak samo pozwą gabinet Cristiny Fernandez de Kirchner.

Po drugie obsługę długu, który Argentyna spłaca terminowo, prowadzi bank z Nowego Jorku, który podlega prawodawstwu USA. W związku z tym nie przelewa pozostałym wierzycielom pieniędzy, które dostaje z Buenos Aires. I właśnie dlatego mówi się o bankructwie.

Czy jest jakieś wyjście?
Tego nie wiem i pewnie nie wiedzą też do końca prawnicy Argentyny. Niemniej rząd Ferndandez de Kirchner planuje zwrócić się o pomoc do Trybunału w Hadze. Prasa ekonomiczna plotkuje też, że Argentyna może zakombinować w ten sposób, że „funduszom sępom” pieniądze odda nie rząd, ale argentyńskie banki.  W ten sposób można by się uchronić przed roszczeniami pozostałych wierzycieli.

Sytuacja budzi niesmak wśród latynoamerykańskiej opinii publicznej. Chodzi przede wszystkim o to, że fundusze dla zysku robią coś, co może odbić się na zwykłych obywatelach Argentyny. Etycznie więc jest to zachowanie kontrowersyjne. Choć w tej sprawie trochę żal mi Argentyny, to muszę dodać, że od dłuższego czasu jej rząd z innego powodu prosi się o ekonomiczne kłopoty, igrając z inflacją. O tym jednak napiszę kiedy indziej.

Compay
O mnie Compay

Studiowałem w Centrum Studiów Latynoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego i Instituto de Iberoamerica Uniwersytetu w Salamance (Hiszpania). Przez 4 lata pracowałem dla TVN CNBC: najpierw jako redaktor, a następnie jako producent działu zagranicznego. Wcześniej byłem związany m.in. z Gazetą Krakowską. Interesuje mnie przede wszystkim myśl latynoamerykańska, która nierozerwalnie wiąże się z historią, polityką i gospodarką Subkontynentu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka