chips chips
1293
BLOG

Zamkniętymi oczyma pilota.

chips chips Polityka Obserwuj notkę 13


Nigdy nie pozwól aby samolot zabrał cię w miejsce,
którego twój umysł nie odwiedził by 5min wcześniej.


Podstawowa zasada każdego pilota, realizowana zawsze i wszędzie, i jest tylko jeden warunek który mógłby ją zniweczyć. To sytuacje niespodziewane.


Istnieje wiele powodów tłumaczących tę zasadę. Samolot to nie samochód, którym w dowolnym momencie zjedziesz na pobocze. Zatrzymasz się. Włączysz wsteczny bieg. Nie zjedziesz na przydrożną stację benzynową kiedy zabraknie ci paliwa. Wszystko. Absolutnie wszystko musi być wcześniej zaplanowane.
Plan lotu, lista przed uruchomieniem silników, przed kołowaniem do pasa, przed startem, po zakończeniu wznoszenia, i tak bez końca.

Tam w górze, wcale nie jest tak, że lecisz tak jak chcesz. Bo tam wcale nie jest pusto. Są nawet takie miejsca, gdzie „stoi się” w korkach, zaś jedyna przewaga nad zwykłymi drogami jest taka, że zawsze masz do dyspozycji, wielopoziomowe skrzyżowania, i jest zawsze ktoś, kto nad tym ruchem zawsze czuwa. Musi tak być, bo zanim dostrzeżesz tam w górze drugi samolot, zanim zorientujesz się jakim leci kursem, może już być za późno. Lecisz – przeważnie grubo powyżej połowy prędkości dźwięku.
Czasem kilka, czasem kilkanaście sekund może dzielić cię od zderzenia. Od tego są separacje pionowe, tylko tam na ziemi, kontroler musi wiedzieć gdzie lecisz, i na jakiej wysokości. Powie tobie, lub temu drugiemu, co zrobić abyście nie trafili na siebie. Tylko – on też musi wcześniej się ciebie spodziewać. Widzi cię dostatecznie wcześnie na radarze, ale nie możesz być dla niego niespodzianką. Pojawiającą się niespodzianie zjawą, ale od tego – to jest plan lotu i centrum zarządzania ruchem. Tylko tak do końca, to też nie jest tak. Musisz ufać kontrolerowi, i jednocześnie pamiętać – aby nie dać się zabić. Nawet włączenie autopilota nie zwolni cię od myślenia. Wręcz przeciwnie, bo jedyne czemu tak naprawdę ufasz, to własne ręce, nogi i oczy. Przelatujesz, w zawsze tym samym tempie i tej samej kolejności po przyrządach. W końcu na moment zerkasz przed siebie i znowu „wracasz” do kabiny. Nic nie dzieje się przypadkiem – i tylko to daje ci spokój i opanowanie.
Niby wszystko jest OK, ale ty - czujesz pod nogami każde drżenie pokładu. Znasz dźwięk każdego silnika na pamięć.

Teraz wcale nie jest łatwiej. Niby – jeszcze przed startem wrzucasz wszystko do tego cholernego  komputera, wchodzisz na przelotową, ustawiasz się w kursie, włączasz autopilota, a on już sam – za ciebie będzie pamiętał o wszystkim. Nawet o dryfcie – ale ty, i tak mu nie wierzysz. Co gorsza – czujesz się jakoś tak dziwnie. Niby ubezwłasnowolniony.

Pewnie. Zawsze przychodzi w końcu ta chwila, kiedy wszystko zaczyna dziać się dużo szybciej. Zaczynasz schodzić. Wolant leciutko na siebie, pomału redukujesz gaz. Pilnujesz prędkości. Ona jest teraz bardzo ważna. Musisz tak szybko opadać, żeby wystarczyło ci czasu na stabilizację wysokości zanim ustawią cię do pasa. To ta chwila, kiedy kontroler na ziemi, robi się nadzwyczaj rozmowny. Zupełnie – jak by miał stracha że skosisz mu budę. Barometr. Musisz pamiętać. Przestawić na nad-lotniskowe. Podwozie. Musisz dodać gazu. Drugi już ci policzył wszystko. Prędkość minimalną do ciężaru i klap.  Czujesz ten opór. Prędkość spada, więc musisz pamiętać o wysokości. Dodajesz gazu. Każda dziura w powietrzu daje się we znaki. Każdy silniejszy podmuch wiatru. Musisz korygować. Zdecydowanie – ale nie za mocno. Celujesz. Nie. Nie na początek, tylko gdzieś w okolicy 2/5 długości pasa. Inaczej nie-dolot. Najgorszy jest nie-dolot, bo musisz gwałtownie dodać gazu, i kangura masz jak w banku. Obciach zwyczajnie. Już lepiej zgłosić drugie podejście.



 „Teleranek” z 10 kwietnia, był dla mnie jak ten, z 13 grudnia. Jeszcze nie do końca wiadomo było co się stało, ale słowo Katyń – dźwięczało złowróżbnym biciem dzwonów w uszach i nie dawało się odpędzić w żaden sposób.
Pierwsza myśl. To niemożliwe. To nie mogło tak się stać, zaś wydarzenia, kolejno po sobie następujących dni, zaczęły tylko potwierdzać tą pierwszą myśl, i że prawdę – poznamy być może nie wcześniej, niż za 70 lat.

 

chips
O mnie chips

Mężczyzna, 56 lat

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka