Rosyjski generał Kajsarow przez lunetę obserwował jedną z bram zamojskiej twierdzy. Maszerowali nią na zewnątrz żołnierze w polskich mundurach. Był 21 października 1831 roku i właśnie skapitulowała ostatnia reduta powstania listopadowego.
Niektórzy Polacy nie mogli zrozumieć co się dzieje:
- Jak to możliwe? – pytali. – Tak szybko ponieśliśmy klęskę? Przecież mieliśmy takie dobre wojsko… Rosjanie nie dorastali nam do pięt. I całe Królestwo padło w kilka miesięcy?
Inni, ci lepiej zorientowani, odpowiadali:
- Nasz sztab był stale niezdecydowany, a Sejm podzielony. Tam, na górze, każdy szarpał w swoją stronę. Nie było jasnego planu. To się musiało tak skończyć.
- Dlaczego więc – dopytywali się ci pierwsi – w tak ważnym momencie nasi dowódcy nie potrafili wykorzystać szansy? Przecież nie byliśmy skazani na klęskę. Rosjanie mieli kłopoty i gdyby nie przekroczyli Wisły, to wojna nadal by trwała.
- Nikt nie wie, czemu tak się stało. Może nasi wodzowie byli zbyt zadufani? Po pierwszych sukcesach uwierzyli, iż całkowite zwycięstwo już jest bliskie. Zlekceważyli wroga i pozwolili mu zebrać siły. Potem starczył jeden zdecydowany ruch nieprzyjaciela i było po nas.
- Czy to już jest koniec? Nie będzie już walki o Polskę?
- O, nie! To nie jest koniec. To jest dopiero początek. Walka będzie trwać, bo tylko o Polskę naprawdę warto walczyć...
Inne tematy w dziale Polityka