Jakaś komisja tam teraz urzęduje
Jakaś komisja tam teraz urzęduje
Don Kwaczyński Don Kwaczyński
439
BLOG

Brukselska Rue De Mot - czyli o wyższości Murzynów nad Polakami

Don Kwaczyński Don Kwaczyński Polityka Obserwuj notkę 24

Szanowni Państwo,

Gdy dowiedziałem się dziś o zamachach w Brukseli, to od razu przypomniałem sobie lato roku 1980, kiedy to mieszkałem krótko w tym mieście, na niewielkiej uliczce Rue de Mot, w towarzystwie kilku czarnoskórych gentlemanów z Zairu, aby potem przenieść się do Mons, gdzie z kolei miałem dosłownie rzut beretem do kwatery NATO, zwanego tam OTAN.

Ta Rue De Mot znajduje się blisko stacji Shumana, na którą właśnie się zamachnięto, choć u nas są ładniejsze stacje.

Z racji tego, że był to mój pierwszy wyjazd za żelazną kurtynę, oczywiście przeżyłem kilka szoków kulturowych, a pierwszym z nich był fakt, że nie było tam kubłów ani pojemników na śmieci, tylko lokatorzy wystawiali odpady na ulicę w dużych, czarnych plastikowych workach i śmieciarka zbierała te worki "ręcznie" ale chyba nie każego dnia. Śmieciarki obsługiwali panowie o podobnym kolorze skóry jak moi współlokatorzy, choć moi żadną pracą się nie parali, bo studiowali. W ramach "reparacji" za okupację Konga Belgijskiego (obecnie Zair) płacili za te studia jakieś grosze (bodaj 10% tego, co musieli uiszczać rdzenni Belgowie), więc trudno było nie skorzystać. Nie przelewało im się, bo gdy orzeszki ziemne czy inne płody rolne nie obrodziły, to rodzice zalegali z przelewami, ale do pracy jakoś ich nie ciągnęło.

Naczynia po jedzeniu myli w zimnej wodzie, bo w kranie w kuchni innej nie było, ale w łazience była terma i czasem leciała z niej ciepła woda. Jakież było ich zdziwienie, gdy pewnego dnia zauważyli, że przyniosłem garnek ciepłej wody z łazienki do kuchni i użyłem jej do mycia naczyń. Uznali to za genialny pomysł racjonalizatorski, a ja chodziłem dumny jak paw, że Polak potrafi.

Mieli jakiegoś Datsuna, która to marka uważana była wtedy za firmę dla pariasów, no ale dla właściciela Fiata 126p to i tak był kosmos. Potem dołączyła do mnie moja pani i kolega z Mons odwiózł nas do Holandii na roboty, co też jest ciekawym epizodem w moim życiu, ale o tym może innym razem. Dodam może tylko, że ojciec kolegi był Polakiem, chirurgiem wykształconym w kraju, który jednek wymigrował do Belgii, a następnie przez wiele lat pracował właśnie w Zairze.

Syn ze związku z Polką w Polsce to właśnie mój kolega (pozdrawiam Cię Andrzeju, choć wątpię, żebyś wpadał na salony), a z drugą żoną (o skórze czarnej jak skóra byłego posła Goodsona) miał dwoje dzieci - niemal całkiem białego, starszego chłopca i zupełnie czarną dziewczynkę o imieniu Mimi, która teraz miałaby ponad 40 lat. Wspominam o tym dlatego, że genetyka płata czasem figle i nigdy nie można być pewnym, co zostanie poczęte i co potem z tego wyrośnie.

Ano właśnie, że pozwolę sobie na chwilę odbiec od tematu: czy nowa ustawa przewiduje wyjątek na okoliczność, gdyby okazało się, że płód nie jest całkiem biały? Czy w tej sytuacji pozbycie się takiego płodu nie powinno być nagradzane, zamiast karane? Ja proponuję 500zł, co może wydawać się niewielką sumą, ale przecież nie można płacić zbyt wiele za wypełnienie obywatelskiego obowiązku. Nie po to przecież bronimy się przed już poczętymi o innym kolorze skóry i czasem innej wierze, żeby karmić i wychowywać młody narybek tego typu, ktory nam potem wysadzi metro na Placu Wilsona, albo spuści powietrze z jakiejś ważnej opony, zamaskowawszy się uprzednio w roli właściciela jakiegoś baru serwującego kebab, jakby nie wystarczały nam nasze tradycyjne, ruskie pierogi i kapuśniak z polskiej kapusty.

No ale o czym to ja chciałem tak naprawdę?

Acha, już wiem. O tym, że mieszkając 36 lat temu  w Brukseli, czułem się jako Polak obywatelem drugiej, jeśli nie 3 katagorii, którego możliwości i perspektywy były znacznie gorsze, niż tych emigrantów z Afryki, skądinąd całkiem sympatycznych.

W najśmielszych marzeniach nie wyobrażałem sobie czasów, w których będę miał paszport w domu i w których będę mógł sobie śmignąć do Brukseli autostradą niemal spod domu, bez żadnej kontroli na granicy. Widziałem właśnie taki brak granic wtedy, między krajami Beneluxu i traktowałem to jako coś bardzo dziwnego, choć oczywiście fajnego.

Kierowca Tira, który wiózł nas wtedy po takiej autostradzie, za cholerę nie mógł zrozumieć, skąd jesteśmy. Nazwa Poland nie mówiła mu kompletnie nic, cały czas upierał się przy Holland.

Dziś, na skutek działań bandy kaczystowskich oszołomów, realnie grozi nam powrót do sytuacji, w której kraje cywilizowane znów będą nas traktowały jak za komuny, a nawet znacznie gorzej, bo przecież wzięliśmy od nich mnóstwo kasy, a teraz mówimy im, gdzie mogą nas pocałować.

Uważam, że rolą wszystkich tych, którzy mają kontakty z zagranicą na dowolnym szczeblu, również prywatnym, jest przekonywanie obywateli tamtych krajów, że kaczyzm to co prawda polska odmiana faszyzmu z mocną domieszką "rytu" wschodniego, ale że damy sobie jakoś z tą dziczą radę, a potem przeprosimy i znów będzie jak ma być.

Co prawda trudniej będzie przekonać tych za oceanem, którzy rzekomo powinni się od nas uczyć demokracji i którzy rozdają karty, no ale oni mają swoje sposoby na zbadanie pana Macierewicza i jego kolesi -  nawet zdalnie, bez przykładania rąk i elektrod.

Pana prezesa badać nie trzeba, bo jemu i tak nic już nie pomoże. Nawet pomnik brata, wyższy od Pałacu Kultury i "tluściejszy" od Świątyni Opatrzności Bożej, w której jak czytam zamontowano 73 okna o wysokości 14m, przez które wierni będą zapewne obserwować Boży świat, jako te sierotki, którym ledwie starcza do pierwszego.

Ale zawsze warto pamiętać, że ostatni będą pierwszymi i że świat można również obserować zza krat, co niektórych czeka nieuchronie, ale za to sprawiedliwie.

A co do tego pomnika Wielkiego Brata, to poszedłbym krok dalej i wybudował na Krakowskim Przedmieściu pełnowymiarowe mauzoleum. Putin chętnie pokaże, jak taki przybytek powinien wyglądać i podzieli się doświadczeniami, jak radzić sobie z kolejkami. Sądzę również, że nie będzie problemów z mumifikacją i pozostanie tylko do ustalenia,  czy mumia będzie przenoszona z Wawelu do mauzoleum tylko na miesięcznice, czy spocznie w nowym miejscu na stałe.

Optuję za tym drugim wariantem, bo na zwolnione miejsce mógłby aplikować pan prezes, co jak sądzę, choć w niewielkim stopniu wynagrodziłoby mu te wszystkie wysiłki, czynione na rzecz Dobrej Zmiany i na rzecz Polski, tej urojonej w jego chorej wyobraźni.

A na sarkofagu oczywiście umieści się fragment patriotycznej poezji, którą tak ukochał nadzbawiciel:

(...)

To co nas podzieliło – to się już nie sklei

Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei


Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu

Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!


Dokąd idziecie? Z Polską co się będzie działo?

O to nas teraz pyta to spalone ciało


I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie

Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie"

 

J.M. Rymkiewicz - poeta.

 

Don Kwaczyński - analityk satyryk

www.pantryjota.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka