Okazuje się, że niedawni wiceprezesi PiS pomimo próby przywołania ich do porządku przez prezesa nie zamierzają wcale składać broni. Świadczy o tym dzisiejsze wystąpienie Kazimierza Ujazdowskiego, który szybko zareagował na żądanie Jarosława Kaczyńskiego, który nawoływał swych byłych zastępców do zaprzestania wykonywania dziłalności publicznej. W wywiadzie Minister Kultury poraz kolejny publicznie skrytykował sposób sprawowania władzy przez szefa partii w tym m.in próbę zamknięcia ust swoim wewnątrzpartyjnym oponentom oraz odrzucenie propozycji PO w sprawie obsady szefostwa sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Tego typu wypowiedzi nie były dotychczas spotykane w szeregach partii braci Kaczyńskich oznacza to zatem, że przeciwnicy prezesa czują się silni wiedząc, że usunięcie ich w tym momencie z partii oznaczałoby utratę pewnej części konserwatywnego elektoratu. Na to partia jednak obecnie nie może sobie pozwolić bowiem poparcie dla niej wciąż spada. I z tego właśnie "buntownicy" czerpią siłę próbując przeforsować swój punkt widzenia na drogę, którą po przegranych wyborach powinna podążać partia.
Zatem konflikt w partii jest rozwojowy i z pewnością szybko nie zostanie zażegnany bowiem Jarosław Kaczyński nie może podjąć radykalnych kroków. Z tego powodu skazany jest na prowadzenie dyskusji, w dodatku także za pośrednictwem mediów. Taka sytuacja osłabia przede wszystkim samego prezesa, któremu publicznie wypowiadane jest posłuszeństwo-a to może nadszarpnąć jego wizerunek jako polityka silnego i zdecydowanego.
Generalnie wydaje się, że prezes Kaczyński nie ma obecnie dobrego wyjścia z sytuacji - każda jego decyzja w tej sprawie przyniesie szkody dla partii, której przewodzi. Natomiast jego oponenci są w dużo bardziej komfortowej sytuacji bowiem nie mają nic do stracenia i mogą kontynuować walkę o wpływy w partii i nie pozostają w niej bez szans.
Inne tematy w dziale Polityka