I namiętny saksofon drży.
Zwinne kijki dwa,
te, co tak finezyjnie smagaja uda perkusji.
Oszroniony głos pieści uszy barwą języka swego.
Wirujący jazz w powietrzu.
Jemioły zapach na nagim ciele, pocałunkami okrytym.
Choinka obok i powieki przymknięte rozłożyście, po wieki...
a spod nich błyszczą źrenice, jak lampki. Migocą.
To czary. Magia jakaś.
Kto powiedział, że kolędy nie mogą być seksowne?
Inne tematy w dziale Kultura